Polski rząd znów pochwalił się wzrostem PKB - w latach 2008-11 ten wzrost wyniósł u nas 15,8 proc. przy 0,5-proc. spadku w całej UE. Tymczasem wiele organizacji i samych ekonomistów od lat podkreśla, że PKB jako wskaźnik dobrobytu nie jest miarodajny, ponieważ nie opisuje jakości życia i może wprowadzać w błąd. Skąd więc taka kariera tego wskaźnika i dlaczego zdominował on raporty o kondycji krajów?
- Wskaźnik PKB jest popularny z racji swojej prostoty. Ekonomiści mają silny pociąg do liczb, są przekonani, że dzięki nim ich nauka staje się nauką ścisłą. W dodatku liczbami można operować: dodawać, porównywać, zestawiać w czasie. Ekonomiści to uwielbiają - mówi Kozłowski.
Prof. Paweł Kozłowski: PKB mierzy wartość produkcji i usług - swoją drogą kiedyś była dyskusja, czy do PKB należy włączać usługi, bo np. jeśli w krajach Trzeciego Świata będziemy włączać usługi do PKB, to może nam wyjść wysokie PKB mimo niskiego poziomu uprzemysłowienia kraju.
PKB nie pokazuje za to podziału wytworzonego dochodu. W wielu krajach na świecie PKB rośnie, a stopa życiowa dominującej nieraz części społeczeństwa się nie podnosi. Wystarczy np., że jakiś biedny kraj zacznie wydobywać diamenty, jego PKB natychmiast się zwiększy, ale mieszkańcy w ogóle na tym nie skorzystają. Gorzej - będą oglądać bogactwo przez szybę.
Jest to związane z chorobliwą cechą współczesnego systemu polityczno-gospodarczego, polskiego też, którą jest ogromne zróżnicowanie dochodowe. Innymi słowy, ze wzrostu PKB może korzystać nieliczna grupa osób, a inni mogą nic nie zyskiwać, a nawet tracić. Tego PKB w ogóle nie odnotowuje.
Nie ma w nim też tego, na co od lat zwracają uwagę ekolodzy - PKB może rosnąć, a stan środowiska może się pogarszać. Przykładem są Chiny, gdzie dynamiczny wzrost produktu krajowego okupiony jest ogromną ekologiczną dewastacją kraju.
Trzecia, największa ułomność PKB, związana jest z zasadniczym pytaniem: Po co jest gospodarka? Jeśli nie jest dla samej siebie i dla menedżerów, to jest do tego, żeby ludziom żyło się lepiej. A PKB nie mierzy przecież satysfakcji ludzi z życia.
- Tylko do pewnego momentu. Ludzie biedni mają mniejszą przyjemność z życia, zwłaszcza kiedy porównują się z zamożniejszymi. Ale od któregoś momentu zadowolenie z życia jest najsilniej związane ze zróżnicowaniem dochodowym - im ono mniejsze, tym ludzie są bardziej zadowoleni. Najlepiej oczywiście, jeśli w kraju jest wysoki PKB, a jednocześnie różnice dochodowe są niewielkie. Tak jest na przykład w Skandynawii. Swoją drogą proszę zwrócić uwagę, że w tych krajach nie ma kryzysu.
- Operowanie wskaźnikami jest zależne od tego, co jest dla nas najważniejsze. W ekonomii są dwa nurty: wzrostu i rozwoju. Dla ekonomii wzrostu kluczem jest wskaźnik PKB. Jednak na świecie coraz więcej światłych ludzi, ekonomistów i nie tylko, mówi o tym, że jeśli nie chcemy doprowadzić do katastrofy i porzucić prymitywne spojrzenie na społeczeństwo i gospodarkę, trzeba odejść od fetysza PKB. Nie utożsamiać rozwoju ze wzrostem.
- Zgadza się. Okazało się, że ważny jest również podział dochodu, struktura gospodarki, bo przecież nie jest obojętne, co produkujemy - penicylinę czy bombę atomową, i warunki ekologiczne. Pozytywne spełnienie tych wszystkich warunków oznacza, że kraj się rozwija.
Żeby móc to sprawdzać, próbowano opracować inny wskaźnik, czyli HDI - Human Development Index. Do jego powstania przyczynił się polski ekonomista, nieżyjący już Jan Drewnowski. Wskaźnik HDI jest używany w instytucjach ONZ, głównie w opisie krajów rozwijających się.
- HDI pokazuje przede wszystkim znacznie szerszy obraz świata. Ale ma też swoje wady, bo trzeba przełożyć na jedną liczbę różne dane, które trudno porównać ze sobą, np. długość życia i warunki życiowe. Jak to zmierzyć i porównać? Czy jeden rok równa się dwóm metrom mieszkaniowym? Ta liczba wyznaczana jest w jakiejś mierze arbitralnie.
Oba wskaźniki są podobne. Punktem wyjścia jest krytyka PKB. Swój wskaźnik oparty na poziomie szczęścia chciał też wprowadzić swego czasu prof. Grzegorz Kołodko.
- To jest pytanie, czy jestem optymistą, czy pesymistą. Odpowiem inaczej - politycy powinni i mogą być znacznie mądrzejsi, ponieważ mają ogromne rezerwy, jeśli chodzi o zasoby wiedzy i wyobraźni.
- Zapewne tak. Proszę też pamiętać to, o czym mówiłem na początku - PKB jest prosty, można go pokazać na słupkach itd. Trudniejsze do pokazania jest to, jak wygląda podział dochodu, a dla polityków to szczególnie nieprzyjemne, bo oni akurat są w tej górnej strefie.