Ropa tanieje coraz szybciej. W dołku cenowym w styczniu Brent zatrzymał się na poziomie 45,20 USD, ale w maju cena znów była blisko 70 USD. Teraz zeszliśmy nie tylko wyraźniej poniżej styczniowego dołka,ale nawet poniżej dna notowań z czasów załamania z lat 2008/2009 i końca trendu nie widać. Brent jest najtańszy od 11 lat.
Przyczyny są długoterminowe, chociaż akurat dziś rynek może w ten sposób reagować na decyzję Kongresu USA. Kongres w piątek usunął obowiązujący od 40 lat zakaz eksportu amerykańskiej ropy - na globalnym rynku może więc zwiększyć się jej podaż. W ostatnim tygodniu pojawiły się tez inne powody ciągnące cenę w dół: na przykład wiceminister ds. ropy Iranu Amir Hossein Zamaninia powiedział, że absolutnie nie ma szans na to, aby Iran miał opóźniać swój planowany na styczeń 2016 powrót na rynek ropy. Do tego w oficjalnej chińskiej agencji Xinhua pojawiły się informacje o tym, że niektóre z chińskich prowincji fałszowały dane ekonomiczne. Czyli z jednej strony mamy bardzo stanowczą zapowiedź zwiększenia podaży ropy na świecie (Iran), a z drugiej oficjalne potwierdzenie tego, co rynek podejrzewa od dawna – że chińska gospodarka jest w znacznie gorszej sytuacji niż pokazują to oficjalne dane, bo dane te są nieprawdziwe. A skoro w Chinach jest gorzej, to popyt na ropę może dalej spadać. W najlepszym wypadku może nie rosnąć, a to przy zwiększonej podaży też oznacza dalszy spadek ceny.
Do tego mamy bardzo istotny, długoterminowy wątek wpływu rynku finansowego na rynek ropy. Jesteśmy tuż po pierwszej od 2006 podwyżce stóp procentowych w USA. To oznacza, że za chwilę powinny nieco poprawić się warunki działania amerykańskich banków, które przy zerowych stopach miały spore problemy z egzekwowaniem swojej marży od klientów. Tę niewygodę banki rekompensowały sobie w ostatnich latach zyskownymi przygodami gdzie indziej – między innymi na rynkach surowcowych. Przejawem tej działalności było między innymi przejmowanie powierzchni magazynowych przez spółki należące do banków. W przypadku rynku ropy chodzi o tankowce, które mogą działać jak pływający magazyn. Od pewnego czasu banki z tego typu inwestycji się wycofują – to efekt wykrycia paru afer związanych z manipulacjami na rynkach surowcowych. Posiadanie własnych magazynów bardzo bankom te manipulacje ułatwiały, ale przekręty zostały wykryte i posypały się ogromne kary. Banki postanowiły więc, że lepiej będzie się z tego biznesu wycofać. Stąd na przykład coraz mniejsza ostatnio płynność na rynkach miedzi, czy innych metali. Teraz podwyżka stóp w USA może przyspieszyć proces ewakuacji banków z rynku ropy, bo kiedy rośnie oprocentowanie dolarów to po pierwsze rośnie koszt wynajęcia tankowca, a po drugie nieco maleją zachęty dla banków do podejmowania tak ryzykownej działalności. Ale żeby się ewakuować trzeba najpierw sprzedać ropę pływającą w kółko na tankowcach. Branżowe media o tym, że tankowce są napełnione ropą pod korek i że za chwilę ta podaż zacznie się wylewać na rynek piszą od kilku tygodni. A do tego podwyżka stóp w USA umacnia dolara. Kiedy zaś dolar drożeje, to wyceniane w nim surowce zwykle tanieją.
Zresztą istotne jest nie tylko to, czy podaż się wyleje, czy nie. Równie ważne jest to, że inwestorzy na rynku w to wierzą i oczekując dalszego spadku cen ustawiają się tak, aby na tym zarobić. Liczba krótkich pozycji (które dają zysk, gdy cena spada) na kontraktach terminowych na ropę zajętych przez fundusze hedgingowe jest bardzo duża i ostatnio wyraźnie rośnie. Spora część rynku nie ma nic przeciwko dalszym spadkom cen.
Szans na ograniczenie podaży w najbliższym czasie nie ma. Główni producenci prężą się przed sobą robiąc miny, które towarzyszą trwającej już od roku wojnie cenowej. Frontów można tu zauważyć co najmniej kilka. Najpierw była mowa o walce na linii Arabia Saudyjska kontra producenci łupkowi w USA.
Teraz znacznie ciekawiej wygląda konkurencja pomiędzy Arabią, a Iranem wewnątrz OPEC no i pomiędzy Arabią, a Rosją. Wygląda to tym bardziej pasjonująco, że przecież wszystkie te kraje są zaangażowane mniej lub bardziej zbrojnie w konflikt w Syrii. Arabia ma najniższe koszty produkcji na świecie, więc wytrzymać może znacznie niższe ceny od obecnych. Rosja z kolei ma płynny kurs walutowy (kurs arabskiego riala jest na sztywno powiązany z USD), co pomaga jej łagodzić skutki spadku cen ropy. Ropa tanieje w dolarach, ale rosyjskiej wpływy budżetowe przeliczone na ruble po coraz słabszym kursie wcale już tak szybko nie maleją.
Nie oznacza to jednak, że arabsko-rosyjski wyścig jest bezkosztowy. W obydwu krajach dotychczasowa polityka gospodarcza państwa była dostosowana do znacznie wyższych cen ropy i teraz trzeba robić cięcia. Gdyby były to państwa demokratyczne, to pewnie można byłoby oczekiwać rychłego wybuchu niezadowolenia wyborców i zmiany rządów. Takiego scenariusza raczej nie zobaczymy, ale kto wie co się stanie, kiedy konieczność zaciskania pasa zacznie dotykać także elitę władzy. Kluczowe jest jednak to, że i jedna i druga strona są przekonane, że mogą wytrzymać dłużej. Stroną najbardziej agresywną jest tu Arabia – największy producent, który chce zwiększyć udział w rynku tak bardzo jak tylko się da. Dlatego wojna cenowa będzie trwać, a dynamiki będzie jej dodawać Iran, który wraca na światowy rynek.
Z kolei Europa, a zwłaszcza strefa euro pokazuje, że pozytywny wpływ niższych cen paliw na tempo wzrostu gospodarczego nie jest wcale taki duży. Szef Bundesbanku Jens Weidmann twierdzi, że tegoroczne ożywienie w strefie euro to właśnie efekt tańszych paliw, a nie polityki EBC i zapewne ma sporo racji, ale przecież to ożywienie jest minimalne – o tempie wzrostu ponad 2 procent strefa euro nie ma co marzyć. Przyczyną tej sytuacji jest jedna z przyczyn spadku cen ropy – niski popyt w gospodarce i generalnie słaba kondycja gospodarki światowej ze szczególnym uwzględnieniem Chin. Z punktu widzenia chociażby niemieckich koncernów motoryzacyjnych tańsze paliwo jest bardzo pozytywnym faktem, ale co z tego, skoro globalnie nie ma komu sprzedawać tylu luksusowych samochodów, co jeszcze kilka lat temu.
Dlatego w przyszłości i dla samej ceny ropy ale też dla całej światowej gospodarki znacznie ważniejsze od podaży będzie to, co stanie się z popytem. Jeśli pojawią się pierwsze wiarygodne sygnały świadczące o jakimś nowym pozytywnym trendzie, wyraźnych szansach na szybsze tempo wzrostu gospodarczego, wtedy też natychmiast pojawi się popyt na ropę. Wtedy też ropa znów zacznie drożeć. Ale jeśli będzie to efekt uboczny globalnego ożywienia gospodarczego, to korzyści płynące z takiej sytuacji dla wszystkich będą znacząco przewyższać tę jedną niedogodność związaną z cenami paliw. Niestety dzisiaj nic nie wskazuje na to, żeby takie światowe ożywienie miało się pojawić w najbliższych miesiącach.