Ta informacja może zszokować osoby, które na co dzień nie interesują się sportowymi rozgrywkami za oceanem. Na koszulkach koszykarzy czy hokeistów, zarabiających miliony dolarów rocznie w profesjonalnych amerykańskich ligach, dziś nie ma ani jednej reklamy. Naprawdę. To jednak wkrótce się zmieni. Ale dzisiaj wygląda to tak:
Transmisje z meczów NBA, przerywane niezliczoną liczbą reklam, stały się trudne do oglądania. Za to przed dyktatem komercji bardzo długo broniły się meczowe koszulki zawodników. Nie tylko w lidze koszykarskiej, ale też w profesjonalnych ligach hokeja, baseballu i futbolu amerykańskiego.
Do pierwszego wyłomu w tej tradycji doszło podczas tegorocznego weekendu NBA All-Star. Na koszulkach drużyn Wschodu i Zachodu pojawiło się logo firmy Adidas, która od sezonu 2006/07 jest oficjalnym dostawcą strojów meczowych dla ligi, a dodatkowo – logo producenta samochodów Kia.
To zapowiedź znacznie poważniejszych zmian, do jakich dojdzie od początku sezonu 2017/18. Firma Nike, która za niecałe półtora roku przejmie kontrakt Adidasa, wraz z nim uzyska prawo do umieszczenia swojego logo na koszulkach meczowych graczy. Dodatkowo każdy z klubów otrzyma prawo do komercyjnego zagospodarowania części powierzchni koszulki.
Nie oznacza to jeszcze, że zawodnicy zamienią się w żywe słupy reklamowe. Każdy z klubów będzie mógł przeznaczyć na logo sponsora obszar około 2,5 na 2,5 cala, czyli w przybliżeniu 40 centymetrów kwadratowych. To tyle co nic w porównaniu choćby z wielkim logo Qatar Foundation, jakie pojawiło się na koszulkach piłkarzy Barcelony w wyniku umowy zawartej pod koniec 2010 r. Ten klub wyjątkowo długo bronił się przed umieszczaniem komercyjnych reklam na piersiach graczy, ale w końcu nie oparł się kwocie 165 mln euro.
Ustępstwo na rzecz sponsorów władze NBA nazywają na razie eksperymentem i mówią o trzyletnim okresie próbnym. Jednak trudno przypuszczać, by ten program nie zakończył się sukcesem. Choć wraz z końcem kariery Michaela Jordana skończyły się też złote czasy NBA, ta wciąż cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem. Rok temu ostatni z serii finałowych meczów pomiędzy Golden State Warriors i Cleveland Cavaliers oglądały w telewizji ABC aż 23 mln widzów. Możliwość dotarcia do tak licznej widowni będzie więc dla sponsorów nie lada gratką.
Ostatnim bastionem konserwatyzmu w NBA pozostały więc nazwy klubów. W przewidywalnej przyszłości Chicago Bulls raczej nie zmienią się w Chicago A.T. Kearney ani w Chicago Boeing. To luksus, o jakim kibice Vive Tauron Kielce czy Asecco Resovii Rzeszów mogą tylko pomarzyć.