Szwajcarzy zagłosują nad bezwarunkowym dochodem dla każdego. To lepsze od 500+

5 czerwca Szwajcarzy znowu pójdą na referendum. Tym razem będą musieli między innymi odpowiedzieć na pytanie, o to czy są za wprowadzeniem bezwarunkowego dochodu podstawowego dla każdego dorosłego obywatela ich kraju.

W szwajcarskim referendum głosujący będą musieli odpowiedzieć na pytanie o to, czy są za tym, by państwo fundowało każdemu dorosłemu obywatelowi, bez względu na jego dochody, miesięczną pensję wysokości 2,5 tys. franków szwajcarskich, dzieciom natomiast 625 franków. Dla Polaka te kwoty brzmią, jak marzenie. Na Szwajcarach robią dużo mniejsze wrażenie.

Po pierwsze dlatego, że mediana zarobków w kraju Helwetów jest ponad dwa razy wyższa, a po drugie Szwajcaria jest jednym z najdroższych miejsc na świecie do życia. Żywność kosztuje tam np. o około 60-70 proc. więcej niż średnio w Unii Europejskiej.

Zwolennicy wprowadzenia BDP uważają, że we współczesnym coraz bardziej zautomatyzowanym świecie, w którym spada zapotrzebowania na ludzką pracę i w którym częsta zmiana pracy jest powszechna, ludzie żyją w ciągłym stresie. Kiedy wypadną z rynku pracy, wpadają w biedę. To jest nieludzkie. Dochód minimalny każdy powinien mieć już dzisiaj zapewniony.

Poza tym po wprowadzeniu BDP będzie można wygasić większą część istniejących, skomplikowanych i drogich systemów opieki społecznej. Systemy te ponadto są tak zbudowane, że dodatkowo upokarzają ubogich.

BDP ma też, zdaniem jego zwolenników, stymulować konsumpcję prywatną - a to w czasach uciążliwej deflacji lub skłonności do niej też ma duże znaczenie – oraz przeciwdziałać narastaniu nierówności społecznych.

Zobacz, jak szybko rośnie majątek najbogatszych. Nierówności społecznych nie można już ignorować.

Przeciwnikom BDP nie podoba się przede wszystkim odejście od koncepcji otrzymywania zapłaty za pracę – ten pomysł jest sprzeczne z głęboko zakorzenionym w świecie nauczeniem św. Pawła, który mówił, że by jeść, trzeba pracować. Boją się, że pensja dla każdego zniechęci miliony do jakiejkolwiek pracy.

No i jest to dodatkowo pomysł dramatycznie kosztowny. Gdyby wszedł w życie w Szwajcarii kosztowałby około 208 mld franków rocznie. Nawet bardzo bogatej Szwajcarii nie stać na takie wydatki. Niezbędne byłoby podniesienie podatków.

BDP jak 500+

Paradoksalnie znaczna część powyższej argumentacji pojawiała się również w trakcie wprowadzania w Polsce dodatku 500 złotych na drugie dziecko. PiS przedstawiał program, jako narzędzie wsparcia wszystkich rodzin wychowujących co najmniej dwoje dzieci. Najmłodsi członkowie społeczeństwa nie powinny żyć w nędzy.

Politycy „dobrej zmiany” uważali ponadto, że nie ma co bawić się w zaświadczenia o dochodach – to kosztowne i niepotrzebne. Mówiono też, że – i to potwierdzają już opinie choćby agencji ratingowych – że nowy program zwiększy konsumpcję prywatną.

A krytycy programu 500+ opowiadali, że to rozdawnictwo pieniędzy, może demoralizować, zyskają na tym patologiczne jednostki i Polski nie stać na takie wydatki.

To nie jest pomysł skrajnych lewaków

BDP nie jest pomysłem skrajnie lewicowym. Co prawda mówili o niej w XVIII i XIX wieku socjaliści utopijni, ale potem pomysł ufundowania państwowej pensji dla każdego rozważali również znani liberałowie – w tym Milton Friedman.

Pomysł też był już kilkakrotnie testowany na mniejszą skalę. Najbardziej znany eksperyment z przeprowadziły władze kanadyjskiego miasteczka Dauphin. Od 1974 roku przez pięć lat każde gospodarstwo domowe, które nie miało żadnego innego dochodu otrzymywało określoną kwotę np. ok. 2 tys. ówczesnych dolarów dostawał singiel, a 3 tys. – bezdzietne małżeństwo. Od tej kwoty odejmowano 50 centów za każdego zarobionego dolara. Im więcej się więc pracowało, tym dodatek był mniejszy. Najwięcej zarabiający nie otrzymywali więc dodatku, choć byli do niego uprawnieni. Eksperyment został zakończony, gdy zmieniła się władza. Jaki był efekt? Na to pytanie szczegółowo odpowiedziała prof. Evelyn Forget ekonomistka z University of Manitoba, która w 2011 roku opublikowała pracę naukową „Miasto bez biedy”.

Po przeanalizowaniu danych okazało się, że tylko dwie grupy po wprowadzeniu oryginalnego zasiłku pracowały mniej – nowe matki i nastolatkowie. Kobiety wydłużały sobie w ten sposób urlopy macierzyńskie, a nastolatkowie z kolei pracowali mniej, bo nie musieli rzucać szkoły, aby rozpocząć życie zawodowe. Kontynuowali naukę. Zarejestrowano też mniej obrażeń doznanych w wypadkach oraz spadła liczba wizyt w szpitalach i u lekarzy. Poprawiła się kondycji psychiczna mieszkańców Dauphin. Ludzie byli bardziej wypoczęci i mniej zestresowani.

Nad wprowadzeniem BDO debatuje się też w Finlandii. Tamtejszy ZUS pracuje nad szczegółami regulacji, które cieszy się poparciem zarówno umiarkowanej prawicy, jak i lewicy. Rozważa się wypłatę 800 euro miesięcznie każdemu obywatelowi. Szczegóły pomysłu mają być znane jesienią. O BDP dużo też mówi się w Holandii – zastanawia się nad nim kilka holenderskich miast, w tym Ultrecht.

Kto wygra referendum?

Wynik nadchodzącego referendum w Szwajcarii jest raczej przewidywalny. Zwolennicy BDP przegrają. Z sondażu opublikowanego pod koniec kwietnia wynika, że „tak” lub „raczej tak” za państwową pensją dla każdego opowiada się 43 proc. Szwajcarów. 50 proc. mówi temu pomysłowi „nie”, a kolejne 7 proc. „raczej nie”. Tylko 3 proc. było niezdecydowanych.

Bez względu jednak na wynik referendum jedno jest pewne. Szeroka i poważna dyskusja o BDP w Europie dopiero się rozpoczyna. Jest bardzo prawdopodobne, że po Finach i Holendrach inni też wcześniej lub później przynajmniej poeksperymentują z tym pomysłem. Teraz jest chyba za wcześnie, by jednoznacznie ocenić wady i zalety państwowej pensji dla każdego.

Tekst pochodzi z blogu "Subiektywnie o giełdzie i gospodarce".