O pomyśle wprowadzenia polskich, narodowych kart płatniczych, które miałyby wyprzeć z rynku karty MasterCarda i Visy napisało ostatnio kilka gazet. Projekt wymyślił wiceminister rozwoju Tadeusz Kościński. Wcześniej delikatna sugestia w tym temacie pojawiła się w tak zwanym planie Morawieckiego. Jak z wieloma innymi pomysłami urzędninków – jest ryzyko, że w efekcie będzie gorzej i drożej.
Fragment planu Morawieckiego o narodowej karcie płatniczej źródło: Ministerstwo Rozwoju
Wiceminister wpadł na ten pomysł jeszcze pracując w BZ WBK w czasach, kiedy prezesem tego banku był wicepremier Mateusz Morawiecki. Czyli tak naprawdę jest to pomysł pracownika banku, który potem zmienił pracę i teraz jest wiceministrem. To, że pomysł powstał w banku nie powinno dziwić, ponieważ na proponowanej zmianie skorzystać miałyby głównie banki. Łatwo to zrozumieć kiedy pozna się sposób, w jaki działają firmy takie jak Visa.
Jak działa system
Zarabiają one wyłącznie na bankach – pobierając od nich prowizje i opłaty. Ich wysokość jest uzależniona od tego jak często płacimy kartami w sklepach i ile pieniędzy w ten sposób wydajemy. Visa i Mastercard dostają pieniądze za każdą transakcję i każdego złotego w ten sposób wydanego. Ale to nie my im płacimy, tylko banki. W zamian banki dostają od Visy system – skomplikowaną elektroniczną platformę służącą do rozliczeń, łączącą ze sobą karty, banki i sklepy.
Bankom taki układ się opłaca, bo to one wydają karty klientom. Karta Visy nie jest własnością Visy. Znaczek na karcie oznacza, że jest ona obsługiwana przez system Visy, ale samą kartę wydaje bank i to bank na tym zarabia. Dzięki Visie i MasterCardowi banki mogą wydawać nam karty, za które pobierać mogą najróżniejsze opłaty: za wydanie, za przedłużenie, za wydanie duplikatu, za zwiększenie limitu, za przekroczenie limitu itd. A do tego w przypadku kart kredytowych mogą pobierać odsetki od zadłużenia. To wszystko sprawia, że bankom nawet przy konieczności płacenia prowizji Visie i MasterCardowi to też się opłaca.
Nam to się też opłaca, skoro korzystamy z kart. Gdyby się nie opłacało, to byśmy nie korzystali. Płacimy za karty, ale dostajemy wygodę, a nierzadko też dodatkowy kredyt na karcie. Tak to działa – wszystkim się opłaca.
Co ma się zmienić?
Pomysł wiceministra polega na tym, że zastępujemy zagraniczne firmy obsługujące karty taką samą firmą z Polski. Aby to się udało taka firma musi mieć tak samo dobrą platformę do obsługi transakcji, co firmy amerykańskie i musi umieć przekonać wszystkich na rynku, aby podpięły się pod jej system. Gdyby to było takie proste, to zrobiono by to w każdym państwie.
Załóżmy, że to się udaje. Główny zakładany efekt zmiany to obniżka kosztów po stronie banków: polska firma pobierałaby od nich mniejsze prowizje i opłaty. Pomijam absurd sytuacji, w której ktoś zakłada firmę po to, aby zarabiała ona mniej, a nie więcej a korzyść była przechwytywana przez inne firmy. Takie coś może wymyślić tylko urzędnik, w prywatnym biznesie to nie do pomyślenia.
Taniej nie będzie
Co ważne: nawet jeśli w ten sposób udałoby się faktycznie obniżyć koszty po stronie banków, to taka obniżka absolutnie nie gwarantowałaby, że w kolejnym kroku banki obniżyłyby poziom opłat swoim klientom. Bardziej kusząca jest możliwość zwiększenia własnego zysku i poziomu rentowności.
Ciekawe jest to, że wiceminister twierdzi w rozmowie z Polityką, że nowa firma mogłaby pobierać mniejsze prowizje, bo miałaby niższe koszty, bo mogłaby oszczędzać na marketingu. Jeśli ta firma miałaby zawojować rynek bez wydatków na marketing, to znaczy, że wcześniej musielibyśmy z tego rynku Visę i MasterCarda usunąć siłą. W państwie Unii Europejskiej byłoby to oczywiście nielegalne, nie wspominając już o polskiej konstytucji, która zapewnia wolność prowadzenia działalności gospodarczej. To założenie jest więc dość kuriozalne.
Jeśli natomiast nowa polska firma miałaby zrobić karierę obok działającej Visy i MasterCarda, to jednak marketing będzie jej bardzo potrzebny, a w związku z tym jej koszty raczej nie będą niższe. Aby polską kartą można było płacić także za granicą trzeba będzie przekonać zagraniczne banki obsługujące sklepy i wszystkie podmioty w innych krajach, w których za coś się płaci, żeby uznawały tam także polską kartę na takich samych warunkach, na których uznają karty amerykańskie. To wymaga.jeszcze większych nakładów na marketing.
Czy emocje patriotyczne mogą na siebie zarabiać?
Można sobie wyobrazić, że powstaje polska karta narodowa i znajduje swoich klientów robiąc karierę na emocji patriotycznej. Skoro mamy hasło „kupuję polskie produkty” to można mieć też hasło „płacę polską kartą”. Tyle, że wtedy karta może nie osiągnąć odpowiednio dużego zasięgu i w efekcie biznes będzie deficytowy. Wtedy będziemy musieli do niego dopłacać. Jeśli właścicielem biznesu będzie państwo to poprzez budżet, a jeśli właścicielem biznesu będą banki, to poprzez zwiększone opłaty i prowizje, które bankom wyższe koszty co najmniej zrównoważą. Bo przecież nadrzędnym celem pomysłu jest to, aby w bankach się poprawiło, a nie pogorszyło.
Zobacz także: Jak działają płatności biometryczne? Mastercard wyjaśnia i wprowadza nowy standard