27 października w Lidlu ruszyła promocja „Sprytnie i tanio”, w ramach której klienci mogli zwracać towary marek własnych Lidla, jeśli te nie spełniły ich oczekiwań, wyłącznie za okazaniem paragonu i pustego opakowania. Niektórzy wyczuli jednak okazję na wykorzystanie tej oferty do granic przyzwoitości - robili wielkie zakupy, opróżniali wszystkie opakowania i zwracali całe ich kosze jako „niezadowoleni klienci”, żądając zwrotu pieniędzy.
Osoby dokonujące zwrotów blokowały kasy na wiele minut, pozostali klienci narzekali też na smród z opróżnionych opakowań.
Lidl postanowił więc 8 listopada zakończyć w trybie natychmiastowym promocję, choć miała ona trwać do końca miesiąca. Zwrotu towarów mogą więc dokonać teraz tylko ci klienci, którzy kupili towary do 8 listopada włącznie.
Problem tylko w tym, że Lidl taką decyzją złamał regulamin całej akcji. Stało w nim dokładnie, że promocja trwa do 30 listopada, a jeśli sieć zechce wprowadzić jakiekolwiek zmiany, to poinformuje o nich z 7-dniowym wyprzedzeniem. Żaden inny punkt regulaminu nie mówił o możliwości natychmiastowego zakończenia akcji.
Fragment "zasad zwrotu produktów marek własnych Lidla" źródło: lidl.pl
Powstała zagwozdka, na którą każdy musi sobie odpowiedzieć sam, zgodnie z własnymi przekonaniami. Rozpatrując regulamin akcji słowo w słowo - nagłe zakończenie akcji jest jego złamaniem. Dlatego sprawą zajął się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - Otrzymaliśmy kilka skarg na promocję Lidla - informuje Agnieszka Majchrzak z Biura Prasowego UOKiK. - Po wstępnej analizie otrzymanych sygnałów, wystąpimy do Lidla z prośbą o wyjaśnienie zasad i warunków prowadzonej i odwołanej promocji. O wynikach naszego wystąpienia będziemy informować na bieżąco. W tej chwili jest na to za wcześnie - dodaje Majchrzak.
- Skrócenie okresu obowiązywania oferty powinno nastąpić zgodnie z określonymi przez sieć zasadami, tj. z 7-dniowym wyprzedzeniem. Wycofanie tej oferty, z naruszeniem jej warunków, jest prawnie wątpliwe i może być podważane przez konsumentów – tłumaczy Łukasz Rdzeń, radca prawny, Counsels.
Ale pojawia się też sporo argumentów, że sprawy nie powinno się traktować literalnie, a Lidl działał w obronie własnej. Sieć w przesłanym nam oświadczeniu w ogóle nie podnosi kwestii zapisów w regulaminie. Tłumaczy, że promocję zakończyła "w trosce o komfort i bezpieczeństwo klientów”, a powodem były „liczne przypadki wykorzystywania promocji wbrew jej celom”.
Sądząc po reakcjach na fanpage’u sieci, większość klientów wspiera tę decyzję sieci
Jednak poza, przyznajmy szczerze, niezbyt merytorycznymi argumentami o utarciu nosa "Polakom-cebulakom” pojawiają się też inne. Piotr Mączyński z Gazety Wyborczej sugeruje: „Linia obrony sieci będzie najprawdopodobniej następująca: zaistniały okoliczności nagłe, sieci groziły duże straty finansowe, w niektórych sklepach dochodziło do zjawisk, które miały charakter zorganizowanych wyłudzeń”.
Na portalu bezprawnik.pl czytamy z kolei, że „prawo w wyjątkowych sytuacjach potrafi być bardzo elastyczne odwołując się do ogólnych zasad funkcjonowania społeczeństw, a niewątpliwie Lidl stał się ofiarą swojej naiwności, dobrych chęci i wyjątkowej bezczelności”.
Być może więc Lidl nie poniesie konsekwencji wycofania się z niefortunnej promocji, nawet z naruszeniem regulaminu. Większość klientów sieci z pewnością takie rozstrzygnięcie uznałoby jednak za w pełni sprawiedliwe.