Cyfrowe szpiegostwo przynosi już niemieckiemu przemysłowi straty liczone w miliardach euro rocznie. Tracą zarówno największe, jak i niewielkie firmy – czytamy między innymi w liczącym 339 stron corocznym raporcie BfV dotyczącym niemieckiego cyberbezpieczeństwa.
Federalny Urząd Ochrony Konstytucji wymienia w nim pełne spektrum cyfrowych zagrożeń, z którymi zmagają się teraz Niemcy. Wśród nich mówi się między innymi o dużej aktywności w sieci ugrupowań islamistycznych i skrajnej prawicy. Ale agenci podkreślają, że coraz większym problemem jest cyfrowe szpiegostwo realizowane na zlecenie zagranicznych rządów.
Hakerzy atakują szczególnie często serwisy i sieci niemieckiego ministerstwa spraw zagranicznych, finansów i gospodarki, urząd kanclerza oraz cyfrowe zasoby ministerstwa obrony.
Na celowniku mają też firmy zajmujące się produkcją broni lub działające w przemyśle lotniczym, kosmicznym i motoryzacyjnym. Próbują ponadto dostać się do tajemnic instytutów naukowych.
Czytaj więcej: Dlaczego rosyjscy hakerzy są tak dobrzy? Bo zmuszają zachodnie firmy, by im pomagały.
Od kradzieży tajemnic po cyfrowe bomby
W konsekwencji, poprzez kradzież państwowych lub biznesowych tajemnic Niemiec, osłabiają między innymi ich pozycję negocjacyjną w różnych negocjacjach i utrudniają zawarcie dobrych kontraktów, co przekłada się na wymierne straty finansowe. Próbują też wpłynąć na zmianę stanowiska Berlina w kluczowych dla nich kwestiach.
BfV ostrzega też przed cyfrowymi aktami sabotażu. Hakerzy próbują przeniknąć do systemów odpowiadających za funkcjonowanie krytycznej niemieckiej infrastruktury – np. sieci telekomunikacyjnej lub energetycznej. To pozwala im podłożyć tam „cyfrowe bomby” – upraszczając rodzaj ukrytego wirusa komputerowego. Odpalone w odpowiednim momencie, mogą uszkodzić lub zniszczyć przemysłową instalację, przerwać dostawy prądu, gazu lub wody, albo utrudnić pracę sieci telekomunikacyjnych.
Co chce Moskwa i Pekin
W raporcie można też przeczytać o tym, jakie cele strategiczne stoją za atakami najbardziej aktywnych hakerów. Ci kierowani z Moskwy dążą między innymi do osłabienia sankcji nałożonych na Rosję po aneksji Krymu i ataku na wschodnią Ukrainę – atakują cele polityczne, korzystając również z internetowych trolli. Próbują manipulować opinią publiczną i wpłynąć na wynik nadchodzących wyborów w Niemczech.
Hakerzy finansowani przez Erdogana natomiast uaktywnili się szczególnie po nieudanym puczu w Turcji i zwalczają przeciwników aktualnego tureckiego reżimu.
Chińczycy interesują się z kolei dużymi wydarzeniami politycznymi – jak nadchodzące spotkanie G20 w Hamburgu. Próbują też wykraść technologiczne tajemnice i zwalczają krytyków chińskich władz w niemieckim internecie.
Tekst pochodzi z blogu „Giełda i gospodarka.pl”.