Z danych Urzędu ds. Cudzoziemców wynika, że w pierwszej połowie bieżącego roku złożonych zostało 89 tys. wniosków o zgodę na legalny pobyt. To 27 tys. więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku.
Najczęściej ubiegają się o niego obywatele Ukrainy, ale przybywa też wniosków składanych przez Białorusinów, którzy w swoich planach emigracyjnych coraz chętniej zamiast Rosji uwzględniają Polskę.
Pod koniec lipca Polskie Radio podało za białoruską "La Stradą" - organizacją pomagającą tamtejszej ludności m.in. w wyjazdach za granicę - że o ile jeszcze w 2013 r. 53 proc. Białorusinów podróżowało za pracą do Rosji, a zaledwie 8 proc. do Polski, to obecnie wyniki niemal się wyrównały. Rosję wybiera dziś 27 proc., a Polskę 22 proc.
Powód jest prozaiczny - podczas gdy rosyjski rynek pracy przeżywa gorsze chwile, nasz pod kilkoma względami jest w najlepszej kondycji od lat.
Z perspektywy emigranta zarobkowego ze wschodu wygrywamy niskim bezrobociem. Krajowe statystyki wyceniają je 7,1 proc., ale już Eurostat na 4,8 proc. przy średniej unijnej na poziomie 7,7 proc. Na dodatek firmy wciąż tworzą wakaty, więc ofert zatrudnienia nie brakuje. Co więcej, często dotyczą one prac prostych, które nie wymagają certyfikatów czy uprawnień, dlatego próg wejścia w nową rolę zawodową jest bardzo niski.
Kolejny atut to wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej - 13 zł brutto - i podniesienie najniższej krajowej do 2000 tys. zł brutto. Nasze prawo zabrania płacić poniżej tej granicy, więc o ile praca jest legalna, daje gwarancje przewidywalnego zarobku. Na Polakach te kwoty nie robią wrażenia, ale na Ukrainie czy Białorusi są równowartością nawet kilkumiesięcznych zarobków. Już po odliczeniu kosztów utrzymania wciąż jest co wysłać rodzinie.
Do tego dochodzi bliskie sąsiedztwo, podobieństwo języka i kultury, dzięki czemu emigracja jest łatwiejsza.
Jak podaje serwis Money.pl, powołując się na dane ZUS, jeszcze pięć lat temu pracowało w Polsce ledwie 4,5 tys. Białorusinów, a w raz z rodzinami było to 5,6 tys. osób. W pierwszym kwartale 2017 roku liczba ta wzrosła do 12 tys. pracowników i ponad 16 tys. wraz z rodzinami. Mowa tu o legalnych pobytach.
Najwięcej spośród nich z racji bliskiego położenia wybiera Podlasie. Zatrudniają się tam głównie jako kierowcy, pracownicy sezonowi i budowlańcy. Młodzi, znający języki, często trafiają do dużych miast, gdzie dla zagranicznych firm ważniejsze jest to jak mówią po angielsku czy niemiecku, niż polsku. Są to na razie jednak pojedyncze przypadki, na podstawie których ciężko mówić o jakimś trendzie.
Zdaniem ekspertów z Personnel Service, firmy zajmującej się rekrutacją i zatrudnianiem pracowników z Ukrainy, to dobre przyjęcie osób z tego kraju zaowocowało otwarciem się polskich pracodawców na Białorusinów. Od stycznia do czerwca wydano o 205 proc. r/r więcej oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy obywatelom Białorusi. To w sumie 24 tys. dokumentów.
Czy białoruska emigracja ma szansę dorównać ukraińskiej? Na ten moment eksperci podchodzą do prognoz ostrożnie. Chęci być może by się znalazły, jednak sporym utrudnieniem dla obywateli tamtego kraju jest ich rodzima polityka migracyjna, która nakazuje uzyskanie m.in. zezwolenia na pracę. Bywa, że ze strony polskich pracodawców spełnione są wszystkie formalności, ale temat utyka po stronie białoruskiej.