PiS po mistrzowsku radzi sobie z gospodarką? Eksperci: "Ma szczęście", "zerowy wpływ"

Piotr Skwirowski
Tylko dwa razy w historii oceny polskiej gospodarki były lepsze niż oceny rządu. W obu przypadkach rządził PiS. Czy to znaczy, że PiS najlepiej ze wszystkich radzi sobie z gospodarką? Pytamy ekonomistów.

Jeśli spojrzeć na podstawowe wskaźniki, to Polska gospodarka wygląda zupełnie nieźle. Po dołku z 2016 r. nasz wzrost gospodarczy w dwóch pierwszych kwartałach tego roku powrócił w okolice 4 proc. Blisko 4 proc. wzrostu PKB rząd zapisał też w projekcie budżetu na 2018 r. Wprawdzie ekonomiści kręcą trochę nosami, bo ich zdaniem w okresie dobrej koniunktury w gospodarce światowej powinniśmy rozwijać się jeszcze szybciej, ale tempo wzrostu jest przyzwoite.

Od kilku lat systematycznie spada bezrobocie. W czerwcu i lipcu bez pracy było 7,1 proc. Polaków. To najmniej od 26 lat. Na koniec lipca w urzędach pracy zarejestrowanych 1,366 mln bezrobotnych.

Po blisko dwóch latach deflacji, czyli spadku cen towarów i usług pod koniec zeszłego roku wróciła inflacja. Ceny rosną, ale wbrew obawom części ekonomistów, ten wzrost nie wymknął się spod kontroli i waha się w okolicach 2 proc. w skali roku.

Dobrze wygląda tegoroczny budżet państwa. Po siedmiu miesiącach tego roku nadwyżka w budżecie wynosi 2,4 mld zł, przy zaplanowanym w ustawie budżetowej dopuszczalnym całorocznym deficycie sięgającym niemal 60 mld zł. Nadwyżka w połowie roku to efekt rekordowej wpłaty z zysku NBP za zeszły rok (ponad 8 mld zł) oraz, jak twierdzi rząd, skutecznej walki o uszczelnienie systemu podatkowego, zwłaszcza VAT.

Eksperci zwracają jednak uwagę, że dobra sytuacja budżetu to po części efekt różnych zabiegów księgowych, które stosuje Ministerstwo Finansów (m.in. przesuwanie terminów zwrotu VAT firmom) oraz zmiany zasad rozliczeń przedsiębiorstw. Tak czy inaczej, deficyt na koniec roku ma być nawet o połowę niższy od dopuszczalnego.

Niepokój ekonomistów budzą kulejące cały czas inwestycje, szybko narastający dług publiczny i wysoki deficyt sektora finansów publicznych. W okresie załamania koniunktury wszystko to może być niebezpieczne dla stabilności polskiej gospodarki.   

Wygląda na to, że Polacy na samą gospodarkę patrzą wyjątkowo optymistycznie.

- Tylko dwa razy w historii gospodarka była lepiej oceniania niż rząd. Teraz i w 2007 r. – napisał kilka dni temu na twitterze powołując się na badania CBOS Ignacy Morawski, ekonomista, założyciel serwisu SpotData.

Ruszyliśmy tym tropem. Czy taki wynik badań oznacza, że PiS najlepiej ze wszystkich rządów radzi sobie z gospodarką?

PiS ma po prostu szczęście

– (Śmiech) PiS ma szczęście. Ze swoimi rządami trafia idealnie w cykl koniunktury gospodarczej - mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

Nasze pytanie wzbudza też wesołość Roberta Gwiazdowskiego. - Stara mądrość ludowa mówi, że głupi ma zawsze szczęście - śmieje się profesor Uczelni Łazarskiego i szef rady fundacji Warsaw Enterprise Institute.

Podobną opinię wyraża Jeremi Mordasewicz, ekspert gospodarczy Konfederacji Lewiatan. - Ważny w tym wszystkim jest element szczęścia - mówi. - Gdy PO rozpoczynała rządy, na świecie tlił się już potężny kryzys gospodarczy. Nie bronię Platformy, która ma na koncie bardzo wiele zaniedbań, ale porównywanie ocen jej rządów i stanu gospodarki z tamtego czasu z ocenami za czasów PiS byłoby nieobiektywne - mówi ekspert Lewiatana. - PiS trafia po prostu na dobrą koniunkturę - dodaje.

Zasługa PiS? Jedynie 500+

- Czy rząd PiS ma wpływ na gospodarkę - drążyliśmy dalej. - Wielu Polaków uważa, że dobry stan gospodarki nie jest zasługą rządu - mówi nam Cezary Wójcik, ekonomista, profesor Szkoły Głównej Handlowej. I przytacza wyniki badań innego ekonomisty, także profesora, tylko z Uniwersytetu Harvarda, Roberta Barro, który twierdzi, że wpływ działań rządu na gospodarkę można oceniać najwcześniej po dwóch latach. - Skoro tak, to znaczy, że PiS do tej pory nie ma wpływu na gospodarkę. Ten wpływ jest zerowy - rozkłada ręce prof. Wójcik.

Zdaniem Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty banku Credit Agricole Polska współzależność między działaniami rządu i stanem gospodarki oczywiście jest. - Ale w dłuższej perspektywie - mówi Borowski. - Działania o istotnym, długoterminowym wpływie, przynoszą efekty po kilku latach - przekonuje.

Jego zdaniem trudno więc mówić o korzystnym wpływie PiS na stan gospodarki. - Działają na nią w tej chwili głównie dwa czynniki. Przede wszystkim bardzo silne ożywienie w strefie euro, które trwa od 2014 r. i stale się umacnia. Gospodarka była też przez kilka kwartałów pod wpływem dopalacza, jakim jest program 500+. Dzięki rozdanym w jego ramach 24 mld zł wzrosła konsumpcja i to nakręciło gospodarkę dodatkowo oraz przełożyło się na poprawę jej ocen. Bo ludzie oceniają ją na podstawie własnej sytuacji dochodowej - mówi ekonomista. - Ale efekt 500+ już wygasa - dodaje.

Zdaniem Roberta Gwiazdowskiego, w 2007 r. działania rządu PiS nie miały znaczącego wpływu na stan gospodarki. Liczyło się to, co stało się wcześniej. - Na gospodarkę oddziaływało przede wszystkim wejście Polski do UE i związane z tym rozszerzenie się rynków dla naszych firm i produktów. Do tego doszło skokowe obniżenie podatków dla firm przez rząd Millera. Przedsiębiorstwa w krótkim czasie zaczęły płacić podatki o połowę niższe - mówi Gwiazdowski.

Jego zdaniem teraz też, póki co, trudno mówić o jakimś przemożnym wpływie rządu na gospodarkę. Gwiazdowski dostrzega jednak pozytywy. - To pakiet paliwowy, który pozwolił ograniczyć szarą strefę. Dzięki temu do budżetu płynie więcej pieniędzy z VAT. Skorzystały też polskie koncerny paliwowe Orlen i Lotos - mówi szef rady WEI. - Drugi element to 500+. Żeby nie wiem jak narzekać, to rzeczywistość jest taka, że to po prostu zadziałało. Nakręciło konsumpcję, która przekłada się na lepszy stan gospodarki i jej oceny - dodaje.

Dobra ocena na kredyt?

Jeremi Mordasewicz przekonuje, że na bieżąco na stan naszej gospodarki znacząco wpływa przede wszystkim to, co dzieje się u naszych głównych partnerów handlowych i w ogóle na świecie. - Do Niemiec eksportujemy 1/4, a do całej UE w sumie 2/3 naszych produktów - mówi Mordasewicz. I dodaje, że dziś gospodarka unijna rośnie w tempie 2 proc. My mamy blisko 4 proc. wzrostu, bo zwykle rośniemy szybciej o 2 punkty procentowe od średniej unijnej. Nasze gospodarki są powiązane. Gdy Unia wpadła w recesję, nasz wzrost też znacząco spowolnił.

Ekspert Lewiatana uważa, że na to, co dzieje w gospodarce, wpływają różne trendy, na które rząd nie ma większego wpływu. - Przede wszystkim demograficzny - mówi Jeremi Mordasewicz. I tłumaczy, że na rynek pracy wchodzi dziś o połowę mniej młodych ludzi niż kilkanaście lat temu. Bezrobocie spada. Pracodawcy mają problem ze znalezieniem pracowników. Mniej boimy się o pracę. Rosną zarobki. Jesteśmy skłonni więcej wydawać. To nakręca popyt i produkcję. - Korzysta cała gospodarka. Ale trudno uznać to za zasługę obecnego rządu. Spadek bezrobocia to proces wieloletni. Nie dostrzegłem działań rządu, które by się na niego przełożyły - mówi Jeremi Mordasewicz.

Takim działaniem mogłoby być, jego zdaniem, zachęcenie firm do inwestowania. Dzięki niemu mielibyśmy wzrost zatrudnienia i wynagrodzeń. - Ale tego nie ma. Drugi rok spadają inwestycje i ich poziom jest najniższy w Europie Środkowej - twierdzi ekspert Lewiatana. Uważa, że ludzie tego nie widzą i nie doceniają wagi tej sytuacji. - Dla zwykłych obywateli liczy się wzrost ich możliwości konsumpcyjnych. Mamy ten wzrost. Dzięki 500+ - uważa ekspert.

"Pobudzamy konsumpcję na kredyt"

W jego opinii, ten program jest jednak sprzeczny z obietnicami rządu. - Wicepremier Mateusz Morawiecki obiecywał wzrost oszczędności i inwestycji. Wbrew temu rząd wybrał silne stymulowanie konsumpcji. Niestety, dzieje się to kosztem zwiększania przyszłych zobowiązań państwa. Pobudzamy konsumpcję na kredyt. Dług publiczny szybko rośnie. Trudno w tej sytuacji dobrze oceniać rząd, mimo, że dziś mamy więcej do jedzenia - mówi Jeremi Mordasewicz.

I podaje przykład. - Jeśli mój sąsiad kupuje świetny, drogi samochód na kredyt, i wiem, że to zakup ponad stan, to trudno mi go podziwiać. Co innego, gdy widzę, że na swój samochód ciężko zapracował. Tak samo jest z rządem. Za pobudzanie konsumpcji na kredyt trudno go podziwiać - uważa Jeremi Mordasewicz.  

Także Jakub Borowski zwraca uwagę na sytuację na rynku pracy. Przekonuje, że ludzie widzą, iż prawdopodobieństwo utraty pracy jest dziś niskie, a pracodawcy mają kłopot ze znalezieniem pracowników. - To jednak ocena bieżąca. Ludzie nie patrzą w przyszłość. Tymczasem deficyt sektora finansów publicznych będzie w przyszłym roku wyższy niż w tym. Będzie się to działo przy dalszej poprawie koniunktury. To źle. Bo w takiej sytuacji powinniśmy poprawiać stan finansów publicznych. Tymczasem, mówiąc po ludzku, zmniejszamy sobie poduszkę, która może się przydać w gorszych czasach - mówi Jakub Borowski.

Afery odklejają oceny rządu i gospodarki

Ignacy Morawski: - Wielu komentatorów ocenia, że PiS ma dobre notowania ze względu na słabość opozycji. Tak nie jest. Gospodarka jest w doskonałym stanie. Mamy solidny wzrost, niskie bezrobocie, dobrą konsumpcję… Rząd, który zawiaduje w takim momencie, ma bonus. I korzysta na tym.

Ale w 2007 r. tak nie było. A przecież koniunktura też była sprzyjająca. - To prawda. W tamtym okresie PiS też miał początkowo dobre notowania. Potem one jednak gwałtownie spadły - mówi Ignacy Morawski. - Zwykle jest tak, że oceny rządu i gospodarki podążają równolegle. Do tego, żeby się odkleiły, potrzebny jest silny wstrząs polityczny. Takim była w 2006 r. afera gruntowa, rozpad koalicji rządowej i wcześniejsze wybory. Wcześniej taką sytuację mieliśmy choćby w przypadku afery Rywina - mówi Morawski. Jego zdaniem teraz nic takiego się nie dzieje. - Wydawało się, że takim wstrząsem mogło być to, co rząd robi z sądami. Tak się jednak nie stało - podsumowuje Morawski.

Magazyn Porażka: Media kreują wyspy szczęśliwości, które dla wielu są po prostu nieosiągalne [NEXT TIME]

Więcej o: