Sprawa dotyczy osób, które przed 1999 rokiem pracowały w nieistniejących już zakładach pracy. Ponieważ obecne prawo nakazuje pracodawcy przechowywanie dokumentów kadrowych przez 50 lat, to likwidowane zakłady przekazywały dokumentację do firm, które robiły to za nie.
Kłopot w tym, że nie wszystkie spośród tych firmy zarejestrowały swoją działalność najpierw u wojewody, a potem u marszałka województwa, ponieważ taki obowiązek nałożono na nie dopiero w 2004 r.
Do końca nie wiadomo, ile firm, które przed laty zbierały pracownicze dane, dziś formalnie jest niewiarygodnych dla ZUS. NIK podaje, że w 2015 roku było ich około 400, czyli dwukrotnie więcej, niż przedsiębiorców zarejestrowanych.
Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której istnieje dokumentacja, na podstawie której można prawidłowo naliczyć pracownikowi składki, jednak restrykcyjne przepisy nie pozwalają ZUS z niej korzystać.
Co do zasady: w przypadku osób, które pracowały przed 1999 r., do wyliczenia wysokości emerytury na nowych zasadach potrzebne jest ustalenie kapitału początkowego. Ponieważ ZUS zbiera te informacje na indywidualnych kontach ubezpieczonych dopiero od 1999 r., to trzeba brakujące kwoty wyliczyć, w oparciu o odpowiednie dokumenty.
Do 2008 roku przy wyliczaniu emerytury, jeżeli dokumenty pochodziły ze źródła uznanego przez ZUS za niewiarygodne, uznawane były tylko lata pracy, a za podstawę zarobków przyjmowano stawkę zero. Od 2009 r. przyjmowano stawkę w wysokości minimalnego wynagrodzenia, które obowiązywało w okresie branym pod uwagę.
Wielu osobom, które chcą sobie wyliczyć emeryturę, w ogóle nie udaje się ustalić, gdzie znajdują się ich dokumenty. ZUS i Archiwa Państwowe same zbudowały sobie bazy, nie ma jednak jednej, w której znajdowałyby się wszystkie informacje o miejscach przechowywania dokumentacji osobowo-płacowej sprzed 1999 r. Archiwum Państwowe w Warszawie szacuje, że nie było w stanie pomóc w tej sprawie ponad połowie zgłaszających się. Dodatkowo, rozpatrywanie wniosków trwa nawet ponad pół roku. Prośby o ustalenie miejsc przechowywania dokumentów wpływają też do Urzędów Marszałkowskich i Oddziałów ZUS.
Materiały NIK .
Najwyższa Izba Kontroli, która zbadała sprawę, skierowała do Ministerstwa Pracy i Rodziny postulat o podjęcie działań legislacyjnych, dzięki którym dokumenty dziś uznawane przez ZUS za niewiarygodne, jednak stałyby się ważne w świetle prawa. Ministerstwo na razie nie zajęło stanowiska w tej sprawie.
Eksperci cytowani przez Dziennik Gazetę Prawną zastanawiają się, czy nie należy znowelizować także innych przepisów określających zasady wykorzystania dokumentacji znajdującej się w gminach, prywatnych domach czy przypadkowych firmach, której nie można w praktyce wykorzystać.
- Trzeba znaleźć takie rozwiązanie prawne, żeby wszystkie istniejące dokumenty mogły być wykorzystane w sprawach o przyznanie renty lub emerytury. Ten problem powinien rozwiązać rząd. Przy czym należy to przeprowadzić w sposób wyważony. Z jednej strony nie można bowiem tolerować dalej sytuacji, by pracownicy byli poszkodowani z powodu zmian przepisów, z drugiej emerytury są środkami publicznymi i trzeba pilnować, by nie dochodziło do fałszowania dokumentacji – tłumaczy w rozmowie z DGP Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Pojawiają się też sugestie, aby osoby, które dzisiaj ze względu na bałagan legislacyjny otrzymują niższe świadczenia, upominały się o swoje w sądzie. Mają szansę wygrać, o ile przedstawią dodatkowe dowody uwiarygodniające je. Mogą to być zeznania świadków, stare dowody osobiste z pieczątkami potwierdzającymi zatrudnienie czy nagrody za pracę.
***