W lipcu unijny urząd stojący na straży ochrony konkurencji poinformował, że bada działalność BMW, Daimlera i Volkswagena pod kątem tego, czy nie doszło między nimi do zmowy cenowej w zakresie cen silników oraz innych technologii. Koncerny miały przez lata wymieniać się informacjami na temat kosztów, dostawców itp., co samo w sobie nie musi być naganne (inaczej standaryzacja pewnych rozwiązań możliwa byłaby tylko wskutek odgórnego narzucania), ale tym razem mogło dojść do przekroczenia granic wymiany informacji.
Przed weekendem Daimler poinformował, że stara się w tej sprawie o status, który można przyrównać do statusu świadka koronnego. W zamian za pełną współpracę z organami kontrolnymi Daimler liczy bowiem na „wyrozumiałość” i zmniejszenie lub nawet anulowanie kar.
- Jest w tej chwili kwestią otwartą, czy KE zadecyduje o wszczęciu formalnego postępowania – powiedział Bodo Uebber, członek zarządu Daimler AG.
Z kolei Volkswagen potwierdził, że unijni śledczy odwiedzili centralę koncernu oraz siedzibę Audi (należącego do VW). Przedstawiciele Volkswagena stwierdzili tylko krótko, że koncern „w pełni od dawna współpracuje” z KE w tej sprawie.
Unijni śledczy byli również w siedzibie BMW, co potwierdzili przedstawiciele tej firmy. Zaprzeczyli jednak, jakoby podjęto już jakieś formalne dochodzenie.
Jeżeli w wyniku śledztwa zostanie potwierdzone, że koncerny stosowały zmowę cenową, to grozi im kara w wysokości do 10 procent obrotów. Status „świadka koronnego” może być więc niezwykle cenny, gdyż może pozwolić na redukcję kar o miliardy euro.