Orban na okładce "New York Times". "Jak wolna prasa może umrzeć"

Jedna z najpopularniejszych informacyjnych stron internetowych na Węgrzech, wcześniej patrząca na ręce Viktorowi Orbanowi, od kilku lat jest "tubą" partii premiera - pisze "New York Times".

Przykład węgierskiego portalu Origo to temat z okładki czwartkowego "New York Timesa". Artykuł kilka dni temu pojawił się także na stronie "NYT".

'New York Times', 29.11.2018'New York Times', 29.11.2018 .

Origo w 2013 r. był najbardziej poczytnym serwisem newsowym na Węgrzech. Znany był m.in. z dziennikarskich śledztw dotyczących współpracowników i popleczników Viktora Orbana, przewodniczącego partii Fidesz, od 2010 r. premiera Węgier. Dziś jednak portal jest absolutnie prorządowy, a skupia się wyłącznie na oponentach Orbana. Jak do tego doszło?

Obyło się bez aresztowań, pobić itd. Origo nie przestraszyło się też grzywien czy kar, choć Orban podporządkował sobie regulatorów mediów. "Działania były subtelne, ale zdecydowane, wykorzystujące cichą presję" - pisze "NYT". 

W zamian za licencję dla telekomu

Kluczowe do zrozumienia całej historii jest to, do kogo należał portal Origo. A kontrolowany był przez Magyar Telekom, operatora telekomunikacyjnego, od 2005 r. spółkę córkę Deutsche Telekom. 

Najpierw, w 2010 r., rząd Orbana nałożył na na sektor telekomunikacyjny specjalny podatek, w celu zredukowania dług publicznego Węgier po globalnym kryzysie finansowym. Magyar Telekom musiało zapłacić 100 mln dolarów

Podatek był również postrzegany jako część szerszego sprzeciwu wobec zagranicznych firm, które wykupiły duże części węgierskiej gospodarki po upadku komunizmu

- czytamy w "NYT".

Potem przyszedł rok 2013, kiedy rząd Orbana miał odnowić licencje na częstotliwości dla operatorów telekomunikacyjnych. Od tego zależało, jaka część rynku przypadnie Magyar Telekom. Spółce zależało też na dużym kontrakcie na zainstalowanie szerokopasmowego internetu na wiejskich obszarach Węgier. 

Negocjacje nie szły jednak łatwo. Wszystko zmieniło się po tajnym spotkaniu w Wiedniu między kierownictwem spółki a Janosem Lazarem - "prawą ręką" Orbana. Lazar zaproponował tam stworzenie "tajnej linii komunikacyjnej między redaktorami Origo a najwyższymi szczeblami władzy".

Potem sprawy potoczyły się szybko. Jesienią 2013 r. współpracę z Origo rozpoczął Attila Varhegyi, były dyrektor partii Fidesz.

Varhegyi odegrał ważną rolę w przekształceniu węgierskich państwowych mediów w "rzecznika" Orbana. Zgodnie z umową z Origo, firma mężczyzny mogła zadzwonić do redakcji z sugestiami dotyczącymi publikacji

- informuje "New York Times". 

Niebawem rząd przedłużył umowy licencyjne z trzema operatorami telefonii komórkowej.

Po kilku miesiącach, dziennikarze Origo rozpoczęli śledztwo dziennikarskie dotyczące kosztów podróży służbowych Lazara. Prośby Varhegyia o wyciszenie tematu zostały zignorowane. Wkrótce doszło do zwolnienia Gergo Salinga, redaktora naczelnego portalu. Przyczynić do tego miały się naciski ze strony zarządu Magyar Telekom i firmy Varhegyia. W proteście, najlepsi dziennikarze Origo również odeszli z serwisu.

Kolejny etap to rok 2015, gdy Magyar Telekom sprzedaje portal Origo spółce New Wave Media. Oferta tej firmy wygrała, bo była najatrakcyjniejsza finansowo, niemniej wątpliwości wzbudził fakt, że została sfinansowana ze środków dwóch banków - jednego państwowego, drugiego należącego do Tamasa Szemereya, kuzyna jednego z byłych ministrów w rządzie Orbána. Zwracano też uwagę, że współwłaścicielem News Wave Media był jeden z partnerów biznesowych Szemereya. 

W 2017 r. kierownictwo w New Wave Media przejął syn byłego ministra finansów w rządzie Orbana. Origo jest teraz jednym z największych entuzjastów węgierskiego rządu.

"Sytuacja bez wyjścia"

O sytuacji mediów na Węgrzech opowiedział next.gazeta.pl politolog Dr Dominik Héjj z portalu kropka.hu.

Jak to jest z niezależnością mediów na Węgrzech? Czy te mające sceptycznie nieraz zdanie na temat działań rządu Viktora Orbana mają szanse na przetrwanie?

One działają tylko na zasadzie własnego finansowania, m.in. z datków od odbiorców. To jest moim zdaniem ich jedyna droga i perspektywa, żeby funkcjonować całkowicie niezależnie. 

Czyli presja ekonomiczna. Można jeszcze próbować zrozumieć, że węgierskie spółki państwowe finansują raczej media prorządowe. Spółki prywatne również obawiają się angażować w media bardziej sceptyczne wobec rządu?

Niewątpliwie tak. To jest oczywiste, że wówczas zaczynają się kłopoty. Bez tego łatwiej im działać na innych polach.

Mówimy zarówno o serwisach internetowych, jak i prasie czy telewizji?

Tak. Na nie oddziałuje się różnymi sposobami. Na przykład dodatkowymi podatkami. Form nacisków na media jest wiele. Z nich próbuje się korzystać, żeby to wszystko sobie połączyć w taką całość, która będzie dla samej partii rządzącej korzystna.

Widzi Pan jakieś rozwiązanie, szansę, drogę? Kto ma media ten ma władzę...

...a kto ma władzę, ten ma media.

A kto ma więcej mediów, ten ma więcej władzy. To sytuacja bez wyjścia?

Tak. Zupełnie serio. Moim zdaniem media tylko dokręcają śrubę. Nie ma innych perspektyw. To może się tylko pogłębiać. Grono mediów niezależnych jest mocno ograniczone.

Co ciekawe, Amerykanie uruchomili program budowania niezależnych mediów jeszcze za kadencji prezydenta Obamy. I już za prezydenta Trumpa się z niego wycofali. Te pieniądze, które miały być na to przeznaczone, już nie będą.

 

Więcej o: