Odprysk farby może uszkodzić okno statku kosmicznego. Śmieci wokół Ziemi to coraz większy problem

10 lutego 2009 roku amerykański satelita komunikacyjny Iridium 33 zderzył się z nieczynnym już, wojskowym satelitą rosyjskim Kosmos 2251. To była pierwsza taka kolizja w historii. Śmiecimy nie tylko na Ziemi. To, co zostawiamy po sobie w kosmosie, coraz częściej zagraża urządzeniom i ludziom.

Do zderzenia Iridium 33 z Kosmosem 2251 doszło na wysokości 790 km nad Syberią, przy prędkości 42 tys. km/godzinę. Oba urządzenia uległy całkowitemu zniszczeniu. W momencie kolizji Kosmos 2251 - nie działający i pozbawiony kontroli - był już śmieciem kosmicznym. Po tym wydarzeniu powstało około 1000 odłamków przekraczających 10 cm wielkości. Istniały obawy, że będą one zagrażać niektórym satelitom oraz Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Przebywający na niej astronauci w 2014 roku, kiedy stację mijał jeden z fragmentów Kosmosu 2051, na wszelki wypadek schronili się w dwóch zadokowanych przy ISS statkach Sojuz.

Śmieci w kosmosie zagrażają satelitom i ludziom

Ale zdarza się, że niewielkie śmieci kosmiczne ze stacją się zderzają - i to całkiem często. Na potwierdzenie, w 2016 roku astronauta Tim Peake opublikował zdjęcie okna - tak zwanej kopuły, czyli modułu obserwacyjnego Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, z widocznym uszkodzeniem, powstałym po kolizji z maleńkim kosmicznym odłamkiem. To zderzenie wytworzyło odprysk o średnicy 7 milimetrów.

Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) przy tej okazji przypomniała, że nawet odłamki o rozmiarach poniżej 1 cm mogą spowodować poważne problemy stacji. Większe mogłyby nawet przebić się do modułu mieszkalnego, a te powyżej 10 cm mogłyby zupełnie zniszczyć satelitę czy statek kosmiczny. Zderzenia ze statkami też miały miejsce. Podczas misji STS-7 okno wahadłowca Challenger uszkodził maleńki listek farby. Zniszczenia były tak poważne, że całe okno trzeba było wymienić.

Zniszczenia okna wahadłowca Challenger podczas misji STS-7Zniszczenia okna wahadłowca Challenger podczas misji STS-7 fot. NASA

Większe fragmenty kosmicznych śmieci, jak części rakiet, mogą spaść na Ziemię – nie zawsze w całości spalają się w atmosferze. Tak jak pokazany poniżej 70-kilogramowy fragment rakiety Delta 2, który spadł na pustyni w Arabii Saudyjskiej.

Fragment rakiety Delta 2, który spadł na Ziemię w Arabii SaudyjskiejFragment rakiety Delta 2, który spadł na Ziemię w Arabii Saudyjskiej fot. NASA

Polacy w walce ze śmieciami w kosmosie

Śmiecimy więc nie tylko na Ziemi. Coraz więcej zostawiamy po sobie także w przestrzeni kosmicznej. Według najnowszego raportu ESA, na orbitach wokół Ziemi znajduje się ponad 750 milionów śmieci kosmicznych większych niż 1 cm. To satelity, które już zakończyły swoje misje, części rakiet, zgubione przez astronautów przedmioty czy fragmenty powstałe po zderzeniach różnych obiektów. NASA i ESA od wielu lat zajmują się tym problemem, nad rozwiązaniami pracują naukowcy i firmy, także z Polski. W walce może pomóc rozwiązanie, które chcą przetestować studenci Politechniki Warszawskiej. Zbudowany przez nich satelita PW-Sat 2 w rozpoczętej właśnie misji ma sprawdzić działanie specjalnego żagla, który przyspieszy opadanie satelity w kierunku atmosfery.

Polskie przedsiębiorstwa również są zainteresowane rozwijaniem technologii monitorowania i usuwania obiektów, które znajdują się na orbicie. Mogą to robić między innymi poprzez realizację kontraktów w ramach  rogramów ESA, takich jak SSA.
- Space Situational Awareness (SSA) to program Europejskiej Agencji Kosmicznej, który składa się z trzech komponentów. Pierwszy z nich, Space Surveillance and Tracking (SST) związany jest ze śledzeniem obiektów na orbicie, drugi Near-Earth Objects (NEO) obejmuje śledzenie i katalogowanie obiektów bliskich Ziemi, czyli na przykład asteroidów, które mogą przelatywać blisko Ziemi, trzeci - Space Weather (SWE) to program monitorowania  pogody kosmicznej, czyli w zasadzie aktywności Słońca i jego wpływu na naszą planetę. Wszystkie komponenty programu SSA są bardzo ważne, jednak obecnie w Polsce coraz bardziej istotne stają się projekty w obszarze SST - wyjaśnia Paweł Wojtkiewicz, dyrektor w GMV Innovating Solutions, największej firmie IT w Polsce, która specjalizuje się w sektorze kosmicznym.

Coraz większy ruch wokół Ziemi oznacza, że śledzenie obiektów w kosmosie staje się coraz większym problemem. Potrzeba "sprzątania" kosmosu to z drugiej strony okazja dla działających w naszym kraju firm.

- Jeżeli wykryjemy, że na tej samej orbicie, po której krąży Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS), znajduje się większy obiekt, to możemy obliczyć, jaka jest jego orbita i zaplanować  manewr omijający, czyli delikatnie zmienić położenie stacji, tak, aby uniknąć kolizji. Takie manewry  wykonuje się nie tylko w przypadku ISS, ale także satelitów. Większość z nich to bardzo drogie urządzenia i ich właściciele chcą, aby były bezpieczne, szczególnie te telekomunikacyjne, są więc zainteresowani śledzeniem tego, co dzieje się na orbicie - mówi Paweł Wojtkiewicz. GMV rozwija na przykład oprogramowanie, przetwarza dane gromadzone przez teleskopy. - Nasz najnowszy projekt, który realizujemy w konsorcjum z firmą 6ROADS, ITTI oraz Uniwersytetem Adama Mickiewicza w Poznaniu, zakłada przeprowadzenie testów teleskopów, które obserwują obiekty, krążące po orbitach wokół Ziemi. W projekcie GMV jest odpowiedzialne za sprawdzenie, czy dane dostarczane przez te teleskopy spełniając standardy ESA i czy spełniają wymagania, które umożliwiają korzystanie z tych teleskopów na potrzeby usług programu SST.

Jeśli te polskie teleskopy zostaną zakwalifikowane jako spełniające te wymogi, ich właściciele - polskie firmy - będą mogli zarabiać na danych, które zbierają. Musimy posprzątać przestrzeń wokół Ziemi, po to, by móc dalej bezpiecznie z niej korzystać. To się może opłacać także ze względów ekonomicznych - ten sektor branży kosmicznej daje szanse rozwoju polskim innowacyjnym firmom. I jest jeszcze kwestia ambitnych planów. - Należy pamiętać, że na orbicie cały czas znajdują się ludzie i  musimy dbać o ich bezpieczeństwo. Obecnie są to astronauci i naukowcy pracujący na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), ale w niedalekiej przyszłości będą to pierwsi turyści kosmiczni, korzystający z lotów orbitalnych - przypomina Paweł Wojtkiewicz.

Brytyjski miliarder Richard Branson zapowiedział kilka dni temu, że jego Virgin Galactic zabierze ludzi w kosmos po raz pierwszy jeszcze przed świętami tego roku. Najpierw będą to tylko piloci, którzy przeprowadzą testy. Pierwszym pasażerem ma być sam Branson. Potem będą to już komercyjni turyści. Jeśli te zapowiedzi uda się spełnić, Branson wyprzedzi swoich dwóch największych rywali: Jeffa Bezosa, właściciela Amazona i najbogatszego człowieka na świecie, którego firma Blue Origin także pracuje nad turystycznymi lotami w kosmos oraz Elona Muska, którego SpaceX już transportuje towary i sprzęt na Międzynarodową Stację Kosmiczną, a w przyszłym roku zamierza wysyłać tam astronautów.

Więcej o: