Paweł Adamowicz nie żyje. Janusz Lewandowski: Coś bardzo niebezpiecznego rodzi się w Polsce

- Był człowiekiem niezwykle otwartym, co rodziło mu wrogów. Był jednym z tych prezydentów, którzy w chrześcijańskim duchu gotowi byli przyjmować uchodźców - wspomina Pawła Adamowicza Janusz Lewandowski, europoseł PO. Prezydent Gdańska zmarł w wieku 53 lat w wyniku ran odniesionych w niedzielę.

Łukasz Kijek, Gazeta.pl: Nie żyje Paweł Adamowicz. To bardzo bolesna wiadomość. Nie tylko dla samych gdańszczan, ale przede wszystkim dla jego przyjaciół. Jak zapamięta Pan Pawła Adamowicza?

Janusz Lewandowski, europoseł PO, przyjaciel Pawła Adamowicza: Żegnam wieloletniego przyjaciela, który był wśród najmłodszych założycieli Kongresu Liberałów. Bliżej poznałem go jako organizatora strajków studenckich jeszcze w latach 80. na Uniwersytecie Gdańskim. Gdańsk żegna nie prezydenta, ale prawdziwego gospodarza miasta. Paweł dojrzewał poprzez te wszystkie kadencje. On odmienił miasto, Gdańsk jest znowu nad Motławą, jest niezwykle żywym, kolorowym, europejskim miastem. Człowiek, który odmienił oblicze Gdańska zasługuje na pomnik.

Okoliczności jego śmierci są irracjonalne. To powinien był być dzień radości, poczucia wspólnoty i to samo w sobie świadczy, że jest jakaś duszna atmosfera w Polsce, która rodzi nienawiść, irracjonalne akty nienawiści. Gdy rozmawiamy, jestem w drodze do Strasburga, gdzie jest świeże wspomnienie aktu terroryzmu z grudnia. Młody człowiek, drobny kryminalista, zabijał ludzi, bo się sfanatyzował. To jest coś bardzo niebezpiecznego.

Ten klimat nienawiści, dzielenie Polaków, odbierania polskości, dzielenie na lepszych i gorszych, on rodzi akty przemocy. Ja sam otrzymywałem wiele pogróżek (dotyczących - red.) śmierci. Wizerunki moich koleżanek i kolegów były pokazowo wieszane na Śląsku na szubienicy i prawdopodobnie nie wyciągnięto z tego żadnych konsekwencji. To jest kolejne i moim zdaniem ostatnie ostrzeżenie, że coś bardzo niebezpiecznego rodzi się w Polsce.

Paweł Adamowicz zarządzał Gdańskiem od ponad 20 lat. Gdańsk stracił kogoś więcej niż tylko samorządowca. Jaki ślad zostawił prezydent Adamowicz w mieście?

On był od samego początku człowiekiem nadzwyczaj spokojnym, co zdarza się ludziom wysokim, ja nazywałem go niewymiarowym. Świadom swych rosnących kompetencji rozwiązywał problemy i nie wyżywał się na swych współpracownikach, gdy pojawiały się kłopoty. Na początku był aż za spokojny, bo miał ksywę "Budyń", ale szybko przestał być "Budyniem" i został bardzo energicznym prezydentem, który zrobił przełomowe inwestycje. On potrafił podejmować decyzje, miał odwagę decyzyjną. Gdańsk jest innym miastem po Adamowiczu.

Czego będzie Panu najbardziej brakowało?

Wszystkim będzie nam brakowało bardzo dobrego gospodarza. Nie jest łatwo odmienić miasto, które ma świetną tradycję i pamięć historyczną, pamięć Solidarności, w miasto prawdziwie europejskie. Takich gospodarzy jest niewielu, to był prawdziwy talent.

A oprócz tego przyjaźń. Nigdy nie było między nami różnicy zdań co do tego, jaką drogą powinna iść Polska czy Gdańsk. Był człowiekiem niezwykle otwartym, co rodziło mu wrogów. Był jednym z tych prezydentów, którzy w chrześcijańskim duchu gotowi byli przyjmować uchodźców. To przecież też wymagało odwagi, ale to jest chrześcijańskie, w przeciwieństwie do tych, którzy manifestują swoją religijność w kościołach, ale ani kobiet z dziećmi, ani ofiar wojny nie chcą wpuścić do naszego kraju.

BARTOSZ BAŃKA

Więcej o: