Kilka dni temu wrócił temat przekopu przez Mierzeję Wiślaną - pomysłu rządu PiS, który wielu się nie podoba. Inwestycję krytykuje opozycja, ale także część lokalnych polityków, ekolodzy i eksperci. Wojewoda Pomorski wydał zezwolenie na realizację inwestycji w zakresie infrastruktury dostępowej - mimo że pozostają wątpliwości dotyczące odpowiedniej decyzji środowiskowej (odwołał się od niej marszałek województwa pomorskiego, od początku przeciwny przekopowi). Po decyzji wojewody przed weekendem ruszyła wycinka drzew i krzewów, która w środę już się zakończyła.
Zastrzeżenia ma też Bruksela. Komisja Europejska chce spotkać się z przedstawicielami polskiego rządu. Pilnie, bo realne prace wraz z wycinką już się rozpoczęły. Wątpliwości KE dotyczą przede wszystkim wpływu przekopu na środowisko. Zastanawiająca dla Komisji jest też zmiana uzasadnienia inwestycji, bo Polska najpierw przywoływała czynniki społeczno-gospodarcze, a potem, w styczniowej odpowiedzi, kwestię gwarancji bezpieczeństwa państwa (w tym drugim przypadku opinia środowiskowa nie jest konieczna).
Minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk zapewnił, że jego resort jest gotowy na rozmowy z ekspertami KE, a przesłane pytania dotyczą w większości przypadków innego obszaru niż ten objęty wycinką.
Usuwanie drzew i krzewów to dopiero bardzo wstępne prace. Na razie nie znamy jeszcze wykonawcy tych kluczowych. Przetarg na realizację I etapu, czyli samego przekopu wraz ze śluzą, portem zewnętrznym oraz wyspą na Zalewie Wiślanym, ogłoszono na początku stycznia. Termin otwarcia zaplanowany jest na 19 marca. Inwestor, którym jest Urząd Morski w Gdyni, zapowiedział już, że prawdopodobnie przekop wykona zagraniczna firma, bo "polskie firmy raczej nie mają takich możliwości technicznych" - cytuje wypowiedź dyrektora Urzędu reporter Radia Zet.
Z tego, co mówi minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk wynika, że wykonawcę poznamy w ciągu czterech-sześciu miesięcy od otwarcia ofert.
- Nie jestem zaskoczony, ale przykro. Przykro, bo ignoruje się nasze argumenty i fakt odwołania od decyzji środowiskowej - tak komentował rozpoczęcie wycinki Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego. - Również przykro, bo rząd i jego nominat w regionie nie wykazywali takiej determinacji w wielu innych ważnych dla Pomorza kwestiach. Wspomnę tylko nawałnicę i opóźnione reakcje na tragedię. Szkoda. Szkoda Mierzei - mówił, cytowany w komunikacie Urzędu Marszałkowskiego Struk.
Samorząd województwa prowadzi kampanię w mediach społecznościowych, która ma pokazywać główne, jego zdaniem, wady inwestycji. Zresztą marszałek przeciwstawia się planom przekopu od początku - od 12 lat. Podobnie jak niektóre okoliczne gminy - jak Krynica Morska, która obawia się zniszczenia plaż.
Ale Elbląg na przekop bardzo liczy. - To dla naszego miasta, ale i wszystkich Gmin nadzalewowych ogromna szansa na rozwój zarówno gospodarczy, jak i turystyczny - pisze w odpowiedzi na pytania Next.gazeta.pl Joanna Urbaniak, rzeczniczka Urzędu Miasta w Elblągu.
Miasto ma nadzieję, że przekop da nowe miejsca pracy. Wśród spodziewanych korzyści wymienia też zwiększenie możliwości przeładunkowych portu w Elblągu, nawiązanie szerszej współpracy z portami bałtyckimi, wzrost efektywności transportu w relacji Elbląg-Kaliningrad, który miałby nastąpić dzięki zastosowaniu większych jednostek oraz rozwój turystyki.
Z tym, że rozwijanie turystyki w tym regionie to bardzo dobry pomysł, zgadza się profesor Włodzimierz Rydzkowski z Katedry Polityki Transportowej Uniwersytetu Gdańskiego. Tyle że jego zdaniem do tego nie trzeba robić przekopu. Ekspert w rozmowie z Next.gazeta.pl przypomina swoje główne zastrzeżenia. - Nie ma ładunków, które można by przewozić tą trasą, ani masowych, ani drobnicowych. Jeśli chodzi o kontenery, to 60 km dalej jest najnowocześniejszy na Bałtyku terminal przeładunkowy DCT w Gdańsku. Jedyne ładunki, jakie obsługuje port w Elblągu, to rosyjski węgiel z Kaliningradu. Tyle że jest on przewożony ze wschodu na zachód, czyli wzdłuż zalewu, a nie w jego poprzek. Dodatkowo, barki z tym węglem mają niewielkie zanurzenie, więc tylko dla nich nie ma potrzeby pogłębiania toru wodnego i budowy przekopu - argumentuje Włodzimierz Rydzkowski.
Zgodnie z założeniami inwestycji przekop przez mierzeję ma mieć 1260 metrów długości, od 60 do 100 metrów szerokości i 5 metrów głębokości. To pozwala na korzystanie z niego jednostkom o długości do 100 metrów, szerokości 20 metrów i zanurzeniu 4 metrów. Bez problemu przepłyną jachty i barki, ale duże statki morskie już nie.
Przekop mierzei - podstawowe dane Marta Kondrusik / Gazeta.pl
- Przy takiej głębokości mogą pływać jednostki, które mają 3,5 tys. ton nośności. Takich jednostek w ogóle na Bałtyku nie ma. Pływają jeszcze po Renie czy w okolicach wybrzeża Holandii, ale nie u nas. Czyli nie ma ładunków, a nawet gdyby się je znalazło, to nie ma ich czym przewozić - podsumowuje profesor Uniwersytetu Gdańskiego.
Do tego dochodzi jeszcze charakter żeglugi na tym akwenie - odbywa się ona tylko w dzień, a zalew w czasie zimy pokrywa się lodem.
Na przekop rząd planuje przeznaczyć 880 mln zł - z budżetu państwa, bez wsparcia ze środków z Unii Europejskiej. Ale to nie wszystkie wydatki, kanał trzeba będzie utrzymać, a port w Elblągu przygotować do zmian.
- Nie widziałem kalkulacji dotyczących innych kosztów, jak koszty utrzymania toru, czyli jego regularnego pogłębiania, także port w Elblągu trzeba wyposażyć w urządzenia przeładunkowe - mówi Włodzimierz Rydzkowski.
To też problem i dla Elbląga, choć miasto liczy w tej kwestii na państwowe wsparcie. Urząd Miejski przypomina, że w ostatnich kilkunastu latach zrealizował kilka inwestycji wspierających żeglugę, w tym w infrastrukturę portu. Do miasta zgłaszają się inwestorzy, którzy stawiają warunek swobodnego dostępu do morza.
- Przekop Mierzei Wiślanej traktujemy jako pierwszy etap - aby w pełni wykorzystać tę szansę potrzebne są również inne inwestycje - planowane jest pogłębianie toru wodnego, budowa obrotnicy, mostów na rzece Elbląg i Kanale Jagiellońskim wraz z układem komunikacyjnym, czy nowego terminala wraz z nabrzeżami, magazynami, placami składowymi i dostępem do bocznicy kolejowej. Uważamy, że inwestycje te powinny zostać zrealizowane równolegle z budową kanału żeglugowego i że znajdą się środki na ten cel w budżecie państwa. Wtedy bowiem będziemy mogli mówić o pełnym rozwoju miasta i regionu - mówi nam Joanna Urbaniak z biura prasowego Urzędu.
Według profesora Rydzkowskiego przekop nie ma sensu, w każdym razie gospodarczego. - Ta inwestycja nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego - mówi ekspert. - Nawet jeśli ilość przeładunków w porcie w Elblągu wzrosłaby pięciokrotnie, a stawki portowe dwukrotnie, to ta inwestycja zwróciłaby się po 450 latach - dodaje.
Jesienią ubiegłego roku, kiedy prezes PiS, wbijając ostatni słupek geodezyjny, symbolicznie rozpoczynał inwestycję, wymieniał jej główne cele. - Elbląg powinien być portem uzupełniającym wobec gdyńskiego i gdańskiego, ale znaczącym i to z pewnością przyczyni się do jego rozwoju ekonomicznego. To jest ten cel główny - mówił Jarosław Kaczyński. Od razu jednak dodawał: - Polska przez wiele lat żyła w sytuacji państwa niesuwerennego. Poprzez przekopanie tego kanału pokazujemy ostatecznie, że także na tych ziemiach mamy pełną suwerenność, bo wiadomo, kto to blokował.
Być może dla władz od korzyści ekonomicznych ważniejsze są jednak te polityczne - rząd liczy, że zwiększy on wolność żeglugi, bo na razie jedynym wodnym połączeniem między wodami Bałtyku a Zalewem Wiślanym jest znajdująca się na terytorium Rosji Cieśnina Piławska. Budowa przekopu ma zakończyć się do 2022 roku.