Rafał Brzoska: Częściowo. Bo przecież te drogi wybudowano głównie z podatków tych, którzy osiągnęli sukces i dużo zarabiają. To oni budują biznes i tworzą miejsca pracy. Jakby podliczyć, to oni sfinansowali więcej kilometrów autostrad, niż przeciętny Amerykanin ze stanu Ohio.
Ja płacę podatki w Polsce od całości dochodu. I cała ta dyskusja jest lekko bez sensu. Zwłaszcza roztrząsanie, ile procent płacą bogaci, a ile mniej zamożni. Trzeba patrzeć na wartości bezwzględne. Jak ktoś zarabia sto tysięcy miesięcznie, to nawet jeśli zapłaci tylko dziesięć procent podatku, i tak odda państwu więcej, niż ktoś, kto zarabia tysiąc złotych.
Podnoszenie stawek lepiej zarabiającym to bardzo krótkowzroczne myślenie, bo to jest demotywujące, a najzdolniejsi mogą łatwo znaleźć pracę lub zakładać firmy za granicą. Żadne z rozwijających się państw nie zbudowało swojego bogactwa na wysokiej progresji podatkowej. To po prostu nie działa. W moim przekonaniu jedynie podatek liniowy jest podatkiem sprawiedliwym.
Nie wiem. Ja płacę najwyższą stawkę - 32 proc. - plus wszystkie składki. Więc to co pan mówi, to jest mydlenie oczu. Jestem w pełni ozusowany i mam etat.
A dlaczego pan twierdzi, że tak jest?
Mamy tylko etaty. Sto procent.
Zaraz, zaraz. Ja mówię o pracownikach, a kurier nie jest naszym pracownikiem. Pracownik to jest ktoś, kto przychodzi do pracy, jak może sobie pan poczytać w Kodeksie Pracy. Na etatach mam ponad dwa tysiące pracowników.
Nie są. Głównie menadżerowie, pracownicy back office, IT i sortowni.
Przypuszczam, że trzy tysiące.
Nie. Trzy tysiące osób jest naszymi podwykonawcami w zakresie świadczenia usługi kurierskiej. I te trzy tysiące pewnie jest zarządzane przez kilkadziesiąt spółek. To są firmy logistyczne. Specyfika usług logistycznych polega na tym, że w łańcuchu dostaw do różnych zadań zatrudniani są podwykonawcy, którzy prowadzą działalność na własny rachunek i mogą pracować dla różnych firm.
Jakie to ma znaczenie? Pan ma jakąś błędną teorię, panie redaktorze. Czy pan jest przeciwny dwóm milionom osób, które prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą?
Tak? Piloci w LOT, stewardesy w LOT też? To im pan powie?
Już mieliśmy system, gdzie sto procent osób było zatrudnionych na umowy o pracę, nazywał się socjalizm.
I w ogóle jaka jest teza, proszę mi wyjaśnić?
Zatrudniam dwa tysiące osób na umowę o pracę i współpracuję z firmami, które świadczą dla nas usługi: produkują opakowania, naprawiają paczkomaty albo wożą paczki. Naprawdę, zaczynam już się nieco nudzić. Pan w ogóle zna definicję pracownika? To jest ktoś, kto przez konkretną liczbę godzin, pod nadzorem pracodawcy…
Skąd. W tym biznesie to kurier decyduje, w jakim czasie pracuje, ile godzin, czy pojedzie wypełnić paczkomat o 12-tej, czy o 24-tej. To jest jego decyzja. Ma elastyczny czas pracy i sam decyduje o godzinach jej wykonania.
Oczywiście, ale to nie jest tak, że konkretna paczka jest przypisana do konkretnego kuriera. Jak on chce pracować od godz. 10-tej do 15-tej, to rozwozi te paczki, które może obsłużyć. Dostawca logistyczny może wziąć sobie brata, siostrę, ja nie nakazuję nikomu konkretnego dnia pracy. Kurier nie ma obowiązku pana paczki przywieźć w godzinach 8-16, jak mu nie pasuje, bo dziecko zachorowało, to paczki dostarczy inny kurier o 18-tej. I na tym polega wolność gospodarcza, że godziny pracy są dostosowane do możliwości jej wykonania.
Jeżeli pan sugeruje, że moja firma albo ja popełniamy przestępstwo, to jesteśmy w innym uniwersum. I nie ma sensu dalej rozmawiać.
To jest pana pogląd. Świat raczej pokazuje, że im więcej wolności w zakresie prawa pracy, tym lepiej. Być może tym ludziom odpowiada, że mogą współpracować z różnymi firmami i płacą podatek liniowy 19 proc. A pan chce ich uszczęśliwiać na siłę.
Pyta mnie pan o mój pogląd, to odpowiadam: i pracodawca, i pracownik powinni mieć wybór. WYBÓR.
Nie będzie. Bo w naszym procesie logistycznym nie ma stanowiska kurier.
Nie jest. Bo tak działa cały biznes logistyczny.
Panie redaktorze, pan musi nauczyć się przyjmować argumenty drugiej strony. Jeżeli specyfika branży polega na tym, że we wtorek my potrzebujemy trzy tysiące samochodów do transportu paczek, a w piątek potrzebujemy tylko pięćset, to ja nie mogę zatrudniać trzech tysięcy osób, ani kupić trzech tysięcy samochodów, bo nigdy na tym rynku nie odniosę sukcesu. Wie pan to?
Nie wiem.
No to panu mówię, że tak jest. My nie mamy żadnej ciężarówki na stanie, bo wszystkie wynajmujemy od podmiotów zewnętrznych, jeśli jest na nie zapotrzebowanie. Produkuję paczkomaty i mam paczkomaty. Serwis paczkomatów też załatwia mi firma zewnętrzna. Nie uważa pan, że serwisant powinien mieć etat u nas, a nie być jednoosobową firmą?
Kurier, serwisant, ochroniarz. I płaciłby pan za paczkę nie 10 zł, tylko 20 zł.
A może ten kurier, serwisant czy ochroniarz są zadowoleni? Bo dzięki temu, że pracują dla kilku firm zarobią więcej. Z mojego punktu widzenia to wszystko są usługi zewnętrzne, które kupujemy na wolnym rynku. W ten sposób budujemy naszą przewagę konkurencyjną. Żeby sprzedawać usługi logistyczne, nie musimy się znać na serwisie elektroniki czy na usługach ochroniarskich. Bo na rynku są od nas lepsi. My się natomiast możemy skupić na swoim biznesie. Gdybyśmy musieli zbudować kompetencje w każdej dziedzinie, to pan i pana czytelnicy płaciliby dużo więcej za paczkę. Więc proszę napisać czytelnikom, że według pana powinni płacić 20 zł.
Od dwóch lat Polska spada w rankingu Doing Business. Więcej takich pomysłów i wylądujemy poza pięćdziesiątką.
Nie wiem, bo nie mam umów śmieciowych, więc trudno mi się do tego odnosić.
Jeżeli pan próbuje nazwać umowy kontraktowe z firmami zewnętrznymi umowami śmieciowymi, to naprawdę nie traćmy czasu. Zresztą i tak musimy kończyć, bo idę na wykład, który mam wygłosić dla młodych biznesmenów. Pan jest tak daleki od słuchania czyichś argumentów, jak taki dawny redaktor "Polityki", który teraz skacze z miejsca na miejsce, ten o socjalistycznych poglądach… Woś. Tak utrwalony, że w ogóle nie potrafi słuchać. A wyznaję taką zasadę, że jak ktoś nie słucha, to ja nie mam czasu.
Nie. Potrafię bardzo daleko posunąć się w ewolucji swoich poglądów, przyznania się do błędu. Nikt w Polsce nie zrobił tego, co ja zrobiłem. Nikt nie spłacił pracowniczych zobowiązań spółki, która nie była jego własnością, a ja to zrobiłem z prywatnej kieszeni i jeszcze wziąłem na to pożyczkę.
Pan chyba żartuje. Partia Razem będzie mocno przepraszać za to, co zrobiła, bo InPost poszedł do sądu. Jakby ktoś pana nazwał oszustem i złodziejem, to też by pan zareagował. Ale już zostawmy to.
No to bierze sobie urlop. Ma swojego pracodawcę, który mu wypłaca jakiś ekwiwalent, taka jest praktyka rynkowa.
Nie wiem, jak to wygląda w innych firmach, ale nasi partnerzy logistyczni stosują zasadę, że jak kurier nie może pracować, ma chore dziecko, to jest zastępowany przez kogoś innego.
Jestem przekonany, że mamy do czynienia z rynkiem pracownika. Są wakaty w każdej dużej firmie logistycznej i kurierzy doskonale sobie z tego zdają sprawę. Gdybyśmy nie zapewnili atrakcyjnych umów, to taki podwykonawca z dnia na dzień znajdzie sobie innego operatora. Czy wie pan, że współpracujące z nami firmy kurierskie mają jeden z najniższych na rynku poziomów rotacji pracowników? Wie pan dlaczego? Bo te firmy negocjując z nami ceny usług muszą zapewnić wysoką jakość. A tej jakości nie da się utrzymać nie dbając o pracownika.
Dzieje się to samo, co z każdą inną osobą pracującą w Polsce. Jest ubezpieczony w NFZ. I szpital go przyjmie.
I żyje. Żeby być ubezpieczonym nie trzeba mieć etatu.
Rzecznik InPostu Wojciech Kądziołka (cały czas siedzi obok Rafała Brzoski): Panie redaktorze, od 1989 roku jest wolność zawierania umów. Prowadzę działalność gospodarczą i nie chciałbym mieć etatu w żadnej firmie. Absolutnie bym nie akceptował takiej sytuacji, że muszę przychodzić na ósmą i siedzieć do szesnastej.
Brzoska: Wojtek przychodzi, bo jest wywiad, i za chwileczkę wyjdzie. I pójdzie do innej firmy.
Każdej, oprócz konkurencji.
Ale żebyśmy poszli już trochę dalej, bo stoimy w miejscu. Ja się z panem zgadzam w jednym obszarze nawet bardzo. Nie powinno być sytuacji, które kreują przymus. Ale nie powinno być też takich, które ograniczają wybór. Bo to prowadzi do aberracji. Jeśli Wojtek jako rzecznik InPostu chce pracować sam, to nie może go pan zmuszać, żeby nie mógł prowadzić własnej działalności jednoosobowej. Ale gdybym ja go do czegoś zmuszał, to też byłoby źle. I w takich sytuacjach niech działa Państwowa Inspekcja Pracy, od tego jest.
A to ja jestem winny? Niech mandat wynosi 500 tysięcy, nie mam z tym żadnego problemu. Ludzi zatrudniam na etatach, sam jestem na etacie i płacę maksymalny podatek. Od całej swojej pensji.
Moja sprawa. Powiem tylko, że 60 proc. zarobków przeznaczam na spłatę kredytu, który wziąłem na załatwienie spraw pracowników Bezpiecznego Listu. To w sumie 14,5 miliona. Chciałby pan mieć na głowie taką pożyczkę?
Zły pracodawca nigdy nie osiągnie sukcesu. Miarą sukcesu pracodawcy jest nie tylko to, jak go postrzegają klienci, ale też satysfakcja wewnętrzna. I o ile ja mogę powiedzieć - niech pan teraz słucha - że ta satysfakcja z pracy w naszej firmie jeszcze kilka lat temu nie była najlepsza, to dzisiaj sytuacja się odwróciła o 180 stopni.
Rzecznik: Wróćmy do mojego przykładu. Nie pracuję na etacie, ale czuję dumę, że jestem rzecznikiem InPostu, naprawdę.
Brzoska: O właśnie.
Rzecznik: Ale pracuję też dla innych podmiotów. Jeżeli nie będzie wolności zawierania umów, to się wszystko wywróci, bo współczesny dobrobyt jest zbudowany na wolności zawierania umów.
Bo się nie zgadzam. Zdrowa ekonomia to kapitał, zasoby ludzkie i co jest trzecie, no…?
Wolność! A nie feudalizm. Te trzy elementy współgrające ze sobą tworzą dobrobyt gospodarki. Czy pan popatrzył, jak wygląda sytuacja w Szwajcarii?
To chcę panu powiedzieć, że wszystkie firmy jeżdżące dla InPostu w Szwajcarii to są firmy zewnętrzne.
Ma pan jakieś inne tematy rozmowy?
Do mnie łatwo napisać, mój mail wyświetla się w necie. Przez ostatnie lata nie dostałem ani jednej skargi od kuriera, żeby był źle traktowany przez partnera logistycznego, nie miał płaconych składek, albo ktoś go zmuszał do pracy ponad siły.
Ale zależy panu, żeby ludzie mieli wybór, czy nie zależy? Bo jakbym ja był opłacany akordowo od liczby spotkań biznesowych i miałbym do wyboru, że za osiem godzin dostanę kwotę X, a za dwanaście godzin dwa razy X, to jak pan myśli, co bym wybrał?
Jeżeli kurier idzie na chorobowe albo bierze jeden dzień wolnego, to koledzy biją się o jego rejon. Dlaczego? Bo wiedzą, że będą pracować dużo więcej, ale przejmą cały wolumen i ich tygodniówka będzie razy dwa albo razy trzy. Czy chcemy pozbawić Kowalskiego takiej możliwości? Nie można zmuszać, ale też nie można pozbawiać prawa wyboru. Bo będzie z tego aberracja, która zniszczy gospodarkę.
Ok.
Przekonamy się o tym za te 20 lat, teraz to akademicka dyskusja. Ale ok, rozumiem pana tok myślenia. I pewnie mógłbym wykazać, że jeśli ten człowiek dzisiaj opłaca niższe składki, to więcej dostaje do ręki, może cześć zarobków zaoszczędzić czy zainwestować, więcej też konsumuje, napędza gospodarkę, płaci VAT i budżet dostaje z tego podatki. Rząd może te pieniądze rozdać, a może zainwestować, chociażby w edukację, ekologię czy ograniczenie smogu, co mogłoby spowodować, że całe społeczeństwo będzie zdrowsze. Szwedzi mocno zainwestowali w ekologię, ochronę środowiska, żeby nie leczyć, ale zapobiegać. Więc mógłbym wiele argumentów znaleźć, że większa konsumpcja dzisiaj - którą generuje mój model działania - to również lepsza przyszłość. Ale owszem, ma pan rację, że ludzie, którzy dziś mało wydają na swoje social security, będą problemem za jakiś czas.
Bardzo mnie interesuje. Ale też zauważam, że oni dzisiaj dzięki minimalnym składkom więcej konsumują, więc generują wzrost PKB. I może warto się zastanowić, jak ten pieniądz z podatków jest wydawany.
Nie podajemy tych danych.
No tak. I powolutku rośniemy.
A ten swoje! Powtórzę dużymi literami: tak funkcjonuje branża logistyczna na całym świecie, jeżeli zaczniemy funkcjonować w innym modelu, to zamiast InPostu będzie DHL czy DPD. Cała branża korzysta z podwykonawców. A wie pan, ile wydaliśmy na inwestycje? 150 mln zł. A wie pan, ile wydamy w tym roku? Jeszcze więcej. Więc pompujemy pieniądz, zatrudniamy pracowników, oni zarabiają, wydają te pieniądze, więc zawsze wszystko sprowadza się do jednego: kto tym strumieniem pieniędzy finalnie dysponuje i czy przewiduje negatywne trendy demograficzne, ekologiczne, wpływ smogu na naszą przeżywalność i chorowitość.
No również, bo to są choroby cywilizacyjne, tak je nazwijmy.
Nasi pracownicy chodzą na urlopy.
Mogę mówić tylko za firmy, które są naszymi podwykonawcami, a i to w części. Powtórzę, że one mają jedną z najniższych rotacji pracowników na rynku, a to o czymś świadczy. W piątki większość kurierów kończy pracę o 14-tej. Czy on potem przesiada się na taksówkę, loguje się w Uberze i zaczyna wozić klientów, to jest jego osobisty wybór. Ja swoim menadżerom mówię, że mają brać urlopy, wyganiam ich na te urlopy, jak mają niewykorzystane.
Bo nie czytał pan mojego wywiadu dla Money.pl.
Nie zmieniłem. Albo inaczej: wtedy zupełnie inna była intencja tych słów, a zostały wyrwane z kontekstu. Dzisiaj na przykład połowę menadżerów mam na day off, czyli jeśli ktoś ma dzieci, to zrobi sobie rodzinny długi weekend i skorzysta. To niedobrze, gdy pracownik jest na "stand by" od 8 do 22. Chociaż są tacy pracoholicy.
Od 1999 roku żaden z moich pracowników nie był przeze mnie źle oceniony za to, że nie odebrał wieczorem telefonu.
To po co takie rzeczy w wywiadzie opowiadać?
Dobra. To zróbmy inaczej: może pan napisać, że zmieniłem zdanie.
Niech pan tak napisze. I że cenię ludzi, którzy potrafią mieć work life balance. A swoją drogą, jeżeli do mnie dzwoni prezes Allegro o godzinie 21, bo jest jakiś problem, to ja odbieram. I wtedy to pana nie rusza?
Aha. No to dobrze.
Nie, kompletnie nie tak było. Rzetelność dziennikarska wymaga, żeby opowiadać tę historię od początku.
Pod koniec 2015 roku wygraliśmy przetarg publiczny ogłoszony przez agendę państwową Centrum Usług Wspólnych na dostarczanie listów administracji rządowej. Jednym z warunków było zatrudnienie ludzi i trzymanie ich na "stand by", żeby firma nawet z dnia na dzień mogła zacząć dostarczać te rządowe listy. Wygraliśmy przetarg, powstała spółka Bezpieczny List, zatrudniłem 1200 listonoszy. Przez miesiąc czekaliśmy na podpisanie umowy, nic się nie działo. Odwołanie, sąd, wyrok - nakazujący rządowi podpisanie umowy. Miesiąc za miesiącem, odwołanie za odwołaniem, wyrok za wyrokiem. Łącznie przez półtora roku było CZTERNAŚCIE wygranych spraw sądowych na naszą korzyść. I nic. Nie podpisali tej umowy.
Nie. Poprzedni rząd. A ja miałem spółkę zatrudniającą 1200 osób, wypłacałem im pensje, łącznie prawie 28 mln zł.
Robili. Trudno, żeby siedzieli i nic nie robili. Ale ja ich tak naprawdę nie potrzebowałem. Miałem przeskalowane zasoby o 20 proc. Jak do jakiejś pracy wystarczyło mi 10 osób, to miałem 12. I w momencie, w którym po raz kolejny wygraliśmy w sądzie, a państwo po raz kolejny powiedziało, że nie podpisze umowy - zaczęliśmy się chwiać. W dodatku nie przedłużono nam w tym samym czasie umowy na dostarczanie korespondencji sądowej, przegraliśmy przetarg. I te dwie rzeczy spowodowały właściwie bankructwo całej firmy. CAŁEJ. Nie tylko Bezpiecznego Listu.
Były dwa wyjścia: albo upada cała firma i kilka tysięcy osób traci pracę, albo pozbywam się części niedochodowych, czyli między innymi Bezpiecznego Listu.
Bo firma, która ich kupiła zarzekała się, że wszystkie pensje zapłaci. Deklarowała że już prawie podpisała umowę z Pocztą Polską na obsługę kurierską. A potem negocjacje im nie wyszły.
Wszyscy pracownicy byli ubezpieczeni. Mieli umowy o pracę lub umowy zlecenia, ale ozusowane. Więc dostali wypłaty z państwowego funduszu gwarantowanych świadczeń pracowniczych.
Nie. Ale to prawda, że całe odium spadło na mnie. Gdybym wtedy wiedział, że tak się to potoczy, to bym po prostu ogłosił upadłość Bezpiecznego Listu, wypłacił ostatnie pensje, wystawił świadectwa pracy. Tyle że miałem wtedy dwieście decyzji do podjęcia, żeby ratować całą firmę.
Czy pan słucha, co ja mówię? Gdybym miał wiedzę, jaką dziś mam, to bym tę spółkę upadł w ramach grupy. Tak jak Alma upadła swoje spółki celowe. I nie byłoby sprawy.
Dlaczego fakt, że państwo nie wywiązuje się z podpisanych umów ma doprowadzać do bankructwa legalnie działającą firmę? To pana jakoś nie dziwi? Nie mówię, że nie czuję się odpowiedzialny, ale ta sytuacja była bez wyjścia. Mieliśmy do wyboru: albo szybko odetniemy najsłabsze ogniwa i przeskalujemy biznes z działalności pocztowej na usługi e-commerce, albo ogłaszamy bankructwo i wszyscy nasi pracownicy trafiają na bruk.
Ale nie było mechanizmu, żeby te pieniądze ludziom wypłacić po sprzedaży spółki.
Nie miałem na to wpływu.
I to właśnie w końcu zrobiłem. Jak tylko udało mi się uratować firmę, wyjść na prostą, to wróciłem po tych, którzy zostali za burtą. Zapłaciłem wszystkie zaległości z własnych środków.
No to proszę sobie wziąć 14,5 bańki kredytu i zapłacić za kogoś. Jak pan wykona taki gest proporcjonalnie do swoich wynagrodzeń, to porozmawiamy. Czy pan w ogóle rozumie, co ja zrobiłem?!
Bo potem pojawili się inni dostawcy, którzy nie dostali wynagrodzeń od tych nowych właścicieli i zaczęli przychodzić po kasę. Jak wyszliśmy na prostą, spłaciłem nie tylko pracowników, ale oddałem też pieniądze skarbowi państwa, ZUS-owi, pokryłem wydatki funduszu gwarantowanych świadczeń pracowniczych. Prezes tego ostatniego mi powiedział, że od początku transformacji nikt, jeśli nie musiał, nie przeprowadził podobnej operacji.
Po to, żeby ktoś taki jak pan nigdy nie odważył się powiedzieć, że jestem oszustem i złodziejem.
Czułem wewnętrznie, że tamta decyzja była błędna. I chciałem wrócić po tych, których musieliśmy zostawić, żeby przetrwać. I jedyną opcją naprawienia tego błędu był czek.
Siedem milionów mniej.
Podjąłem wtedy nienajlepszą decyzję. Tylko że to był taki czas, że zastawiałem dom bez wiedzy rodziny, żeby zapłacić pracownikom pensje. Tyle komentarza w tej sprawie. I szkoda, że nie zadał pan pytania o to, jak państwo mnie potraktowało.
Trzeba było upaść tę spółkę. I tyle. Kto nic nie robi, ten nie popełnia błędów.
A pan dla czystości obrazu powinien pokazywać szerszy kontekst, a nie tylko złego kapitalistę Brzoskę, bo to panu pasuje do tezy i własnych poglądów. Ten kapitalista dostał w dupę od własnego państwa, które nie honoruje 14 wyroków sądu!
Jak wykaraskał?! Kredyt wciąż muszę spłacać. A z powodu niewywiązywania się państwa z zawartych umów oraz praktyk monopolistycznych Poczty Polskiej, musiałem sprzedać polską firmę amerykańskiemu kapitałowi. Chociaż teraz się cieszę z tego akurat partnera, rozwijamy się bardzo szubko.
Jestem udziałowcem. Mam 15 procent.
Partnera. I sam go wybrałem.
Miałem przez chwilę dość i sam chciałem odejść. Bo uznałem, że chyba nie jestem tak dobry, jak mi się wydawało. Tak dobry w biznesie. Skoro tu błąd, tam błąd…
Odbudowałem firmę, a przy okazji również poczucie własnej wartości. I trochę pokory przybyło.
Na przykład dowiedziałem się, że są rzeczy, na które nie ma się wpływu.
Nie. W organizacjach dojrzałych - a taką dziś jest InPost - trzeba mieć włączony ABS i jechać bezpieczniej. Jechałem za szybko, absolutnie. Ale żeby była jasność: wszyscy kupowali tę wizję, akcjonariusze, rada nadzorcza. Wszyscy.
Dzisiaj bym nie wszedł do 15 krajów równocześnie, tylko do jednego, dwóch. I dopiero potem do kolejnych dwóch. Ale post factum łatwo jest mędrkować.
A wie pan, że w ostatnim roku radykalnie spadła nam rotacja w firmie?
Pracowników. Daliśmy im etaty i to jest klucz. Mamy z tego bardzo konkretne oszczędności, bo rotacja jest kosztowna, trzeba nowych szkolić, potem oni się wdrażają, to trochę trwa. Poziom naturalny rotacji to pięć procent pracowników rocznie, a my teraz zeszliśmy nawet poniżej.
Rafał Brzoska (1977) z wykształcenia jest ekonomistą (skończył Krakowską Akademię Ekonomiczną). Twórca grupy Integer.pl oraz InPost. To on wpadł na pomysł dodawania blaszek do zwykłych listów, co pozwoliło jego firmie omijać monopol Poczty Polskiej na przesyłki do 50 gramów (ten monopol - przejściowo - przyznała nam Unia, miał on pozwolić Poczcie Polskiej złapać oddech i przygotować się na zderzenie z wolnym rynkiem, pocztowcy do dziś twierdzą, że fatalna kondycja Poczty to m.in. efekt działań takich biznesmenów jak Brzoska). Jest też twórcą sieci paczkomatów w Polsce. W 2015 roku był na 68 miejscu listy najbogatszych Polaków
***
WYJAŚNIENIE POCZTY POLSKIEJ. Po publikacji wywiadu wyjaśnienia w kwestii firmy Bezpieczny List przesłała do redakcji Next.gazeta.pl rzeczniczka Poczty Polskiej. Jej stanowisko prezentujemy w całości poniżej:
Uprzejmie informuję, że Poczta Polska nie prowadziła negocjacji w sprawie obsługi kurierskiej z firmą Bezpieczny List, ani innymi podmiotami, które dotyczyłyby wynajęcia tej firmy i jej pracowników do realizacji usług Poczty Polskiej.
z poważaniem,
Justyna Siwek
rzecznik prasowy Poczty Polskiej