Setki tysięcy Czechów na ulicach przeciw premierowi. To ten polityk miał problem z polską kiełbasą

Kolejna antyrządowa manifestacja przetoczyła się przez Pragę. W niedzielę w stolicy Czech przeciwko premierowi Andrejowi Babiszowi protestowało nawet 280 tys. osób. Biznesmen i multimilioner na czele czeskiego rządu kilka lat temu miał być wybawieniem, dziś oskarża się go o zamach na demokrację w Czechach.

Protesty, w których Czesi domagają się dymisji szefa rządu Andreja Babisza, odbywają się od kilku miesięcy. Początkowo były "kameralne", zintensyfikowały się jednak około dwóch miesiący temu. W kolejnych manifestacjach bierze udział coraz więcej obywateli - jeszcze na początku czerwca protest zgromadził ok. 120 tys. osób, w niedzielę 23 czerwca na ulice mogło wyjść według szacunków T-Mobile nawet ok. 280 tys. Czechów.

Ta liczba robi szczególne wrażenie, gdy weźmie się pod uwagę, że u naszych południowych sąsiadów mieszka łącznie ok. 10,6 mln osób. W niedzielnym proteście mogło wziąć więc udział nawet ok. 2,5 proc. wszystkich Czechów. Stosując odpowiednią proporcję to tak, jakby w Polsce jednocześnie manifestowało milion osób.

Wyłudzenie dotacji i porwanie dziecka?

Czym Babisz zasłużył sobie na taki gniew społeczny? Bezpośrednią przyczyną zaostrzenia protestów na przełomie kwietnia i maja była nagła zmiana na stanowisku ministra sprawiedliwości dzień po tym, jak czeska policja uznała, że prokuratur generalny powinien postawić premierowi zarzut wyłudzenia dotacji unijnych. Jako, że prokurator generalny podlega ministrowi sprawiedliwości, pojawiły się podejrzenia, że nowa szefowa tego resortu - mocno kojarzona z obozem prezydenta Zemana i premiera Babisza - Marie Benesova - będzie starała się zamieść całą sprawę pod dywan.

Zarzuty wobec Babisza dotyczą czasowego wyłączenia z należącego niegdyś do niego wielkiego koncernu Agrofert budowanego kompleksu wypoczynkowo-konferencyjnego Czapi Hnizdo (Bocianie Gniazdo) w celu otrzymania dotacji dla małych i średnich firm. Gdy dotacja w wysokości 2 mln euro została przyznana, Bocianie Gniazdo z powrotem zostało włączone do Agrofertu. W sprawę wyłudzenia miał być zamieszany nie tylko Babisz, ale też m.in. jego dzieci.

W listopadzie 2018 r. syn premiera - także Andrej - oskarżył ojca o to, że ten w 2016 r. go "porwał" i wywiózł na Krym. Babisz junior miał być w ten sposób ukrywany w związku ze śledztwem ws. Bocianiego Gniazda. Premier Czech zdecydowanie odrzucił wówczas te oskarżenia, a dziennikarzy seznam.cz, którzy przeprowadzili wywiad z jego synem, nazwał "hienami" wykorzystującymi schizofrenię Babisza juniora.

Oliwy do ognia dołożył też wstępny audyt Komisji Europejskiej, który wyciekł na początku czerwca. Wskazuje on, że Babisz jako premier (od 2017 r.), a wcześniej jako minister finansów (w latach 2014-2017) pozostawał w konflikcie interesów, wpływając na proces przyznawania dotacji unijnych dla Agrofertu. Jeśli zarzuty się potwierdzą, czeski rząd musiałby zwracać Unii ponad 17,5 mln euro. 

Pojawiają się też zdania, że Babisz nadal kieruje Agrofertem "z tylnego siedzenia". Co prawda w 2017 r. przekazał zarządzanie koncernem dwóm funduszom powierniczym, ale kontroluje je m.in. rodzina i bliscy współpracownicy obecnego premiera. 

Babisz - od wybawiciela do wroga nr 1

Wraz z rozwojem protestów, hasła manifestujących stają się coraz bardziej radykalne. Nie chodzi już tylko o kwestię dotacji czy konfliktu interesów. Między innymi w związku z podejrzaną zmianą ministra sprawiedliwości Babiszowi zarzuca się m.in. zamach na demokrację i niezależne sądownictwo.

Pojawiają się też oskarżenia, że Babisz jest ponad prawem i "traktuje Czechy jak swoją własność". Obecny premier jest określany np. oligarchą, pojawiają się porównania np. do Silvio Berlusconiego. Protestujący żądają odebrania Agrofertowi ulg podatkowych, kontraktów czy subsydiów rządowych.

To, co osiem lat temu miało być zaletą Babisza, gdy ten wchodził do pierwszej politycznej ligi w Czechach, dziś staje się zarzutem. W 2011 r., gdy Babisz rejestrował partię ANO, na sztandarach niósł m.in. walkę z korupcją i "oczyszczenie" elit politycznych. Biznesmen - drugi najbogatszy człowiek w Czechach - miał wnieść po czeskiej polityki nową jakość. Co ciekawe, nazwa partii ANO ma dwojakie znaczenie. Samo słowo "ano" to po polsku "tak", ale ANO to także akronim od "Akce Nespokojenych Obcanu", czyli "Akcja Niezadowolonych Obywateli".

Dziś jednak wielu obywateli jest niezadowolonych z rządów Babisza. Premier przez przeciwników jest określany "szefem mafii", i okazuje się, że prawdopodobnie swoich biznesów od polityki jednak całkowicie nie rozłączył. Przy okazji 65-latkowi coraz głośniej przypomina się, że nie jest "człowiekiem stąd" (Babisz urodził się i wykształcenie odbierał w Bratysławie, a więc części ówczesnej Czechosłowacji dziś należącej do Słowacji) oraz że należał do Partii Komunistycznej i współpracował z czechosłowacką bezpieką.

Najnowszy ranking "Forbesa" daje Babiszowi drugie miejsce na liście najbogatszych Czechów i pierwsze wśród Słowaków. Z majątkiem szacowanym na ok. 3,5 mld dolarów, sklasyfikowano go na 617. miejscu w rankingu najmajętniejszych osób na świecie.

Babisz swój majątek zdobył po rozpadzie Czechosłowacji, jako twórca koncernu Agrofert. Na fali prywatyzacji przejmował kolejne spółki i dziś holding działa w wielu branżach - m.in. spożywczej, chemicznej, rolniczej, logistycznej, energetycznej czy medialnej. 

Agrofert kontroluje też spółkę medialną Mafra, wydawcę jednym z najpopularniejszych w Czechach dzienników ("Lidove noviny", "Dnes") czy stron internetowych (iDnes.cz, lidovky.cz). Jak można się spodziewać, nie jeden raz Babiszowi zdarzyło się "podrzucić" dziennikarzom materiały uderzające w swoich przeciwników czy wyperswadować zajmowanie się tematami dla miliardera niewygodnymi.

Zresztą nie wiadomo, czy zaangażowanie Agrofertu w branżę spożywczą po części nie stoi też za mocno protekcjonistycznymi praktykami Babisza i jego rządu na rynku żywności. Boleśnie odczuli to Polacy, gdy czeski sanepid zaczął wyjątkowo dokładnie sprawdzać mięso z Polski. Sam Babisz włączył się w tę kampanię publicznie nazywając kiełbasę z Polski "g***em", którego nie weźmie do ust.

Babisz wygrywa mimo wszystko

Partia Babisza szybko zaczęła rozdawać karty w czeskiej polityce. W wyborach w 2013 r. ANO, której w kampanii doradzała duża amerykańska firma konsultingowa Penn Schoen Berland, zdobyła drugi wynik (ok. 18,7 proc. głosów) i razem z Czeską Partią Socjaldemokratyczną (oraz Unią Chrześcijańską i Demokratyczną - Czechosłowacką Partią Ludową) utworzyła rząd. Babisz na początku 2014 r. został wicepremierem i ministrem finansów. 

Już wówczas za Babiszem zaczęły się "ciągnąć" oskarżenia co do konfliktu interesów. Krytycy jego działań jako szefa resortu finansów podnosili m.in., że Babisz przymyka oko na wielkie korporacje i podejmuje decyzje pozytywnie m.in. dla Agrofertu. Ostatecznie w 2017 r., m.in. z powodu oskarżeń o wyłudzenia dotacji i unikanie podatków, Babisz został wyrzucony z rządu. 

Miliarder powrócił jednak już pół roku później, gdy ANO wygrała z blisko 30-procentowym poparciem wybory do Izby Poselskiej. Przez pierwszych kilka miesięcy Babisz nie potrafił znaleźć koalicjanta, nie uzyskał wotum zaufania i stał na czele rządu mniejszościowego, ale od czerwca 2018 r. ma już w parlamencie większość dzięki sojuszowi z Czeską Partią Socjaldemokratyczną (już pod nowym kierownictwem, przychylniej nastawionemu do Babisza).

Babisz nie odchodzi. Wciąż ma poparcie

Pomimo największych antyrządowych protestów w Czechach od czasów aksamitnej rewolucji 30 lat temu, premier Andrej Babisz nie ma zamiaru podawać się do dymisji. 

Nie odejdę, nie robię niczego nielegalnego

- mówił w niedzielę po protestach Babisz w rozmowie z lidovky.cz. W poniedziałek premier z kolei narzekał, że "im więcej pieniędzy pompuje jego rząd, tym bardziej ludzie są niezadowoleni".

W środę w czeskim parlamencie głosowany ma być wniosek nad wotum nieufności dla rządu Babisza. To jednak prawdopodobnie nic nie da, bo opozycja ma zbyt mało głosów, aby odwołać gabinet premiera.

Poza tym, choć partia Babisza trochę traci w sondażach, to nadal cieszy się największym poparciem w Czechach. Według sondażu Kantar z 9 czerwca, na ANO chce głosować 27,5 proc. Czechów. Ugrupowanie Babisza wygrało też majowe wybory do europarlamentu, zdobywając ponad 21 proc. głosów. 

Zobacz wideo
Więcej o: