"Rzeczpospolita" powołuje się na "źródła zbliżone do rządu". Gdyby te plany faktycznie zostały zrealizowane, mielibyśmy pierwszy od 30 lat zrównoważony budżet, bez deficytu.
Jednocześnie rząd nie planuje cięć m.in. wydatków socjalnych. Wręcz przeciwnie - zapowiedzi premiera Morawieckiego wskazują, że jedynym warunkiem dla wprowadzenia corocznych "trzynastek" na emerytów jest to, czy PiS pozostanie przy władzy po wyborach. O ewentualnych ograniczeniach budżetowych premier nic nie mówi.
Skąd wobec tego rząd weźmie pieniądze, aby wszystkie wydatki miały pokrycie we wpływach? Oczywiście rząd mówi m.in. o wzroście wpływów z podatków i składek. Ale nie można też zapominać, że nawet ok. 20 miliardów złotych popłynie do kasy państwa w ramach tzw. opłaty przekształceniowej po likwidacji OFE (konkretna kwota będzie zależeć od tego, ilu Polaków wybierze przelew do ZUS, a ilu na IKE).
"Rzeczpospolita" przypomina także o planach z tzw. Aktualizacji Planu Konwergencji, opublikowanej w kwietniu przez Ministerstwo Finansów. Samo pełne oskładkowanie umów-zleceń (dziś składki płaci się tylko do wysokości płacy minimalnej, powyżej już nie) dałoby ponad 3 mld zł w skali roku, nawet ok. 7,5 mld zł popłynęło do budżetu po likwidacji limitu składek na ZUS (dziś 30-krotność przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce), kolejne miliardy mógłby dać np. test przedsiębiorcy czy zmiany w akcyzie.
Tyle, że z kolei z informacji "Dziennika Gazety Prawnej" wynika, że z tymi wywołującymi kontrowersje projektami rząd chce się wstrzymać przynajmniej do wyborów. Ba, wręcz nie ma jeszcze projektów ustaw w tych sprawach. "DGP" sugeruje, że rząd do wstępnego projektu budżetu nie przywiązuje wagi - coś musi pokazać (bo ustawowe terminy gonią), a po wyborach i tak budżet zostanie mocno zmieniony. Wskazywać na to mogą choćby zamrożone czy nawet nominalnie niższe wydatki budżetowe na niektóre cele.
Dysponenci budżetowi, szczególnie ministrowie, nawet specjalnie się nie awanturowali na limity, jakie przyszły z Ministerstwa Finansów, bo wiedzą, że po wyborach będzie im łatwiej cokolwiek uzyskać od nowego ministra finansów
- czytamy w "DGP".
Informacja o zrównoważonym budżecie w 2020 r. jest o tyle zaskakująca dla części ekonomistów, że zbiega się w czasie z prawdopodobnym spowolnieniem w gospodarce. Wskazują na to choćby kiepskie dane z Niemiec, głównego partnera gospodarczego Polski. W takiej sytuacji raczej myśli się o wspieraniu rozwoju gospodarki niż o równoważeniu budżetu.
Czytaj też: Powinniśmy drżeć przed spowolnieniem? Za naszą zachodnią granicą czuć powiew recesji