Wiceprezydent Mike Pence w trakcie wizyty w Polsce - podczas wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Andrzejem Dudą - powiedział, że Stany Zjednoczone "z głęboką wdzięcznością przyjęły odrzucenie" przez polski rząd propozycji podatku cyfrowego. Dodał, że ten pomysł "mógł utrudnić wymianę handlową" między Polską a USA.
Pytany w TVN24 o te słowa Pence'a Paweł Mucha, wiceszef Kancelarii Prezydenta, nie potrafił odpowiedzieć, kto i kiedy podjął decyzję o rezygnacji z wprowadzenia podatku cyfrowego - i dlaczego ta informacja wyszła nie od polskiego urzędnika, ale od wiceprezydenta USA.
W odpowiedzi na nasze pytanie o rezygnację z planów wprowadzenia podatku cyfrowego, Ministerstwo Finansów poinformowało, że projekt ustawy budżetowej na 2020 r. nie zawiera wpływów z tej daniny.
Jeszcze pod koniec lipca Ministerstwo Finansów potwierdzało, że pracuje nad podatkiem cyfrowym. W marcu br., przedstawiając źródła finansowania tzw. piątki Kaczyńskiego, premier Mateusz Morawiecki także wskazywał na "sprawiedliwe opodatkowanie zysków gigantów cyfrowych". Zakładano wówczas, że w ten sposób uda się ściągnąć ok. 1 mld zł rocznie.
W przyjętym przez rząd Wieloletnim Planie Finansowym Państwa na lata 2019-2022 zapisano, że podatek cyfrowy miałby obowiązywać od początku 2020 r. W tym dokumencie jednak dochody z opodatkowania cyfrowych gigantów szacowano na ok. 217,5 mln zł w 2020 r.
Zasady podatku cyfrowego w Polsce miałyby być zbieżne z planami, które w zeszłym roku ogłosiła Bruksela. Według projektu dyrektywy Komisji Europejskiej, stawka daniny miałaby wynosić 3 proc. od poziomu przychodów. Płaciłyby ją firmy osiągające globalnie przychody na poziomie min. 750 mln euro rocznie, a łączna kwota podlegających opodatkowaniu przychodów na terenie Unii przekracza 50 mln euro.
To oznaczałoby, że podatkiem cyfrowym w Polsce zostałyby objęte np. Google, Facebook, Amazon, Apple, Netflix, Spotify, Twitter czy Uber. W zdecydowanej większości - technologiczni giganci pochodzący z USA.
Taki podatek rzecz jasna nie spodobałby się amerykańskiej administracji. Ostatnio przekonała się o tym Francja, której Donald Trump groził krokami odwetowymi za opodatkowanie przedsiębiorstw cyfrowych. Prezydent USA zapowiedział dodatkowe cła na francuskie wina. Ostatecznie podczas szczytu G7 prezydenci Trump i Macron ustalili, że podatek we Francji będzie działał tymczasowo, do momentu wypracowania międzynarodowych regulacji w tym zakresie przez OECD. Co więcej, jeśli stawki OECD okażą się niższe od obowiązujących we Francji, technologiczni giganci otrzymają zwrot części podatku.
Dlaczego Polska wycofuje się z podatku cyfrowego? Wcześniej sugerowano, że rząd chce go wprowadzić żeby pokazać, że ściąga pieniądze od zagranicznych gigantów, a nie tylko małych, polskich firm. Wygląda jednak na to, że dobre stosunki z Donaldem Trumpem są warte więcej niż ok. 200 mln zł rocznych wpływów z podatku cyfrowego. Tym bardziej, że ewentualna "zemsta" prezydenta USA mogłaby uderzyć w polskie firmy eksportujące swoje towary do Stanów Zjednoczonych.
Z całą pewnością reakcja Waszyngtonu po decyzji francuskiego rządu i parlamentu musiała ostudzić zapał naszego rządu do tego podatku. Nie bez znaczenia mogło też być zachowanie samych zainteresowanych, czyli amerykańskich koncernów które podniosły natychmiast koszty swoich usług. Okazało się, że nawet Francja, kraj bardziej zaawansowany technologicznie nie miał możliwości zaoferować konkurencyjnych cen. W przypadku Polski byłoby po prostu podwyżka kosztów dla konsumentów i osłabieniem całego rynku
- komentuje dla next.gazeta.pl Tomasz Wróblewski, prezes Warsaw Enterprise Institute.