Brytyjski premier Boris Johnson jeszcze raz spróbuje w poniedziałek doprowadzić do przedterminowych wyborów, które miałyby odbyć się w połowie przyszłego miesiąca. Opozycja już zapowiedziała, że się nie na to zgodzi, ponieważ ewentualne zwycięstwo przy urnach 15 października mogłoby pozwolić premierowi złamać zakaz twardego brexitu.
Premier próbuje ominąć prawną pułapkę, w jakiej znalazł się przez to, że opozycja uchwaliła w parlamencie zakaz twardego brexitu (wyjścia z UE bez umowy) i nie zgodziła się na wybory w preferowanym przez niego terminie. Według przegłosowanej w ostatnich dniach ustawy, do 19 października rząd musi uzyskać umowę z Unią Europejską i akceptację Izby Gmin albo poprosić Unię o odłożenie brexitu do końca stycznia przyszłego roku.
>>> Steve Terrett: "Polacy w tym momencie są w identycznej sytuacji do Brytyjczyków". Zobacz rozmowę w programie Studio Biznes:
Francuski rząd zagroził jednak, że zablokuje możliwość dalszego przesuwania daty opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię. Jak informuje "The Guardian", francuski szef MSZ Jean-Yves Le Drian zarzuca brytyjskim władzom brak realnych propozycji w kwestii rozmów ze wspólnotą europejską.
- Brytyjczycy muszą nam powiedzieć, czego chcą - stwierdził Le Drian, cytowany przez "The Guardian". Dodał, że Unia Europejska "nie zamierza przesuwać daty co trzy miesiące".
Sporną kwestią między Unią Europejską a Wielką Brytanią jest przede wszystkim tzw. irlandzki bezpiecznik, czyli zapisy w odrzuconej umowie brexitowej dotyczące przyszłej granicy między należącą do UE Irlandią i brytyjską Irlandią Północną. Jego wprowadzenie oznaczałoby m.in., że Zjednoczone Królestwo docelowo znalazłoby się w unii celnej z europejską wspólnotą, czego nie chcą zwolennicy brexitu.
Obecnie obowiązująca data brexitu to 31 października.