Jak informuje "Rzeczpospolita", Ministerstwo Zdrowia na miesiąc przed wyborami próbuje pomóc szpitalom, które przed wakacjami groziły wypowiedzeniem umów z Narodowym Funduszem Zdrowia. Najmniejsze i najbiedniejsze placówki mają otrzymać od 50 tys. do nawet 3,4 mln zł.
Minister zdrowia Łukasz Szumowski podkreślił, że rząd PiS stara się zatrzymać kadrę medyczną w Polsce i od początku swojej kadencji podniósł pensje lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych. Zdaniem szefa resortu dodatkowe środki dla małych i biednych szpitali pozwolą dyrektorom na podwyżki dla tych pracowników, którzy nie zostali objęci ustawową podwyżką wynagrodzenia. Są to m.in. fizjoterapeuci i diagności laboratoryjni. Ci drudzy zapowiedzieli, że złożą wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, bo nie zgadzają się na nierówne traktowanie zawodów medycznych. Związkowcy zazyli także, że jeśli nie dostaną podwyżek, przystąpią do protestu, co sparaliżuje prace szpitali.
Dyrektorzy placówek medycznych uważają, że "milion plus" nie pomoże szpitalom w podniesieniu się z kryzysu, po problemem są nie tylko podwyżki dla fizjoterapeutów czy diagnostów, ale także koszty usług zewnętrznych, podwyżka płacy minimalnej oraz wynagrodzenie dla pielęgniarek i lekarzy. W rozmowie z "Rzeczpospolitą" dyrektor Szpitala Powiatowego w Ostródzie Janusz Boniecki, którego szpital ma w tym roku 1 milion straty, powiedział, że Ministerstwo Zdrowia musiałoby wesprzeć szpitale kwotą 4 mld zł, a nie 802 mln zł, aby realnie im pomóc.