W niektórych szpitalach operacje i inne zabiegi planowane na listopad i grudzień nie odbędą się. Jak donosi "Rzeczpospolita" szpitale wstrzymują planowe przyjęcia pacjentów w obawie przed przekroczeniem narzuconych limitów.
W wyniku reformy finansowania służby zdrowia od 2017 roku szpitale otrzymują zryczałtowe wynagrodzenie. Wielkość ryczałtu jest zależna od rodzaju i liczby świadczeń udzielonych w poprzednim okresie rozliczeniowym.
W praktyce szpitale wolą zabiegi przełożyć, niż ryzykować, że nie otrzymają pieniędzy. Wcześniej nadmiarowe operacje mogły być finansowane przynajmniej w części z NFZ, dziś o pokryciu jakichkolwiek wydatków wykraczających poza przyznany ryczałt nie ma mowy.
"Dzwonimy do pacjentów zapisanych na listopad i grudzień z informacją, że zostali przepisani na styczeń" - stwierdza cytowany przez dziennik dyrektor dużego szpitala wojewódzkiego.
Nowy sposób finansowania placówek wprowadzono w roku 2017. Miał zapewnić ich oddłużenie, zlikwidować kolejki i poprawić sytuację pacjentów. Do sieci włączono łącznie 592 podmioty.
Sieć szpitali stała się obiektem analizy Najwyższej Izby Kontroli. Jak informuje portal Zdrowie Gazeta.pl kontrolerzy NIK stwierdzili jednak, że nic się w tej sprawie nie zmieniło, a sytuacja niektórych szpitali wręcz się pogorszyła. Niektóre placówki, które wcześniej były w dobrej kondycji finansowej, popadły w długi. Tam, gdzie zadłużenie było problemem stało się jeszcze większe.
Czytaj też: Członek Rady Nadzorczej ZUS: czeka nas podwyższenie wieku emerytalnego bądź obniżenie emerytur
Podobnego zdania jest Jakub Szulc, były wiceminister zdrowia, ekspert EY. W rozmowie z dziennikiem wyjaśnia, że finansowanie ryczałtowe, które wprowadzono wraz z siecią szpitali, miało zapobiec sytuacjom, w których w listopadzie i grudniu brakuje pieniędzy na zabiegi. Najwyraźniej jednak nie wszędzie rewolucja Ministerstwa Zdrowia się udała.