Polska przegra unijny budżet? "Zaczęli nas poklepywać po plecach, ale na końcu to nie będzie miłe"

Łukasz Kijek
Rząd jest już świadomy, że Polska dostanie mniej pieniędzy z nowej perspektywy - mówi w rozmowie z Next.gazeta.pl Jan Olbrycht poseł do Parlamentu Europejskiego z PO. W czwartek, na unijnym szczycie, przywódcy 27 państw będą dyskutować o wieloletnim planie finansowym UE na lata 2021-2027. Większość propozycji, które leżą na stole, oznacza mniej pieniędzy dla Polski.

Łukasz Kijek: Negocjacje budżetowe w UE potrwają jeszcze długie miesiące, ale na stole są już bardzo konkretne propozycje. Większość oznacza, że pieniędzy ma być mniej w nowej perspektywie. Gdzie w tym wszystkim jest polski rząd?

Jan Olbrycht, europoseł PO: Polska jest w grze, ale niestety w sposób ograniczony.

Co to oznacza?

Przypomnę, że w maju 2018 roku Komisja Europejska przedstawiła pierwszy projekt budżetu na lata 2021-2027. Ta propozycja zakłada, budżet Unii będzie w wysokości ok 1,11 proc. skumulowanego dochodu narodowego brutto. Zakłada on m.in. ograniczenie funduszy w ramach polityki spójności o ok. 12 proc., a dla Polski aż o 23 proc.

Odpowiedź Parlamentu Europejskiego była jednoznaczna i dwukrotnie potwierdzona, ostatni raz w październiku tego roku. Otóż PE jasno dał do zrozumienia, że propozycja KE jest za niska. Oczywiście posłowie zgodzili się, że na sfinansowanie nowych priorytetów UE, czyli wzmocnienie ochrony granic, systemu azylowego czy polityki obronnej, ale PE nie ma wątpliwości, że politykę spójności i wspólną politykę rolną trzeba utrzymać na dzisiejszym poziomie.

Ponieważ z Unii Europejskiej wychodzą Brytyjczycy a dochodzą nowe zadania i wydatki, to analiza pokazuje, że żeby utrzymać polityki na dzisiejszym poziomie, budżet musi być wielkości 1,3 proc. dochodu narodowego brutto, a nie tak jak jest w propozycji KE - 1,11 proc.

>>> Budżet unijny będzie mniejszy m.in. z powodu brexitu. Zobacz wideo: Brexit zawisł jak Boris Johnson nad Londynem. "Mamy polityczny dzień świstaka"

Zobacz wideo

Ale w grze jest też propozycja trzecia. Fińska prezydencja po wielotygodniowych konsultacjach ze wszystkimi krajami przedstawiła jeszcze większe ciecia. Finowie zaproponowali, żeby wysokość budżetu projektować na poziomie 1,07 proc.. dochodu narodowego brutto, co oznaczałoby jego zmniejszenie nawet o 70 miliardów w stosunku do propozycji KE.

Ponieważ ta propozycja jest niższa od dotychczasowych, to muszą być tego konsekwencje. To oznacza oczywiście cięcia w funduszach spójności. W polityce rolnej zdaniem Finów powinno nastąpić zamrożenie dopłat bezpośrednich na tym poziomie, który proponowała KE w 2018 roku. Mam nadzieję, że tu odezwie się polski komisarz Janusz Wojciechowski, który mówił o podniesieniu dopłat bezpośrednich.

Jednocześnie, to co wszystkich zaskoczyło, to cięcia dotyczące polityki obronności i redukcja finansowania dotyczącego ochrony granic. Tutaj podejrzewam, Finowie zagrali trochę prowokacyjnie, czyli chcą pokazać państwom członkowskim, że jak tniemy, to muszą być poważne konsekwencje. Tym bardziej, że prezydencja fińska znalazła się między takimi państwami jak Polska, które chcą utrzymać politykę spójności i rolnictwo, a twardymi płatnikami netto takimi jak Skandynawowie, czy Austria i Niemcy, którzy twardo mówią: 1 procent dochodu narodowego brutto.

I dlatego propozycja fińska, która została przedstawiona spotkała się z bardzo dużą krytyką ministrów wszystkich państw członkowskich. Ten pomysł nie przetrwa?

Rząd polski powiedział, że ta propozycja nie gwarantuje żadnego kompromisu. Dość miękko. Chociaż ja słyszałem ministra Konrada Szymańskiego wypowiadającego się na ten temat w sposób ostry, że polityka spójności powinna pozostać na niezmienionym poziomie. Polska jest, co oczywiste, w gronie państw przyjaciół spójności. Z drugiej strony są płatnicy netto, którzy są niezadowoleni na przykład z cięć na ochronę granic. Odbiór jest taki, że propozycja fińska jeszcze nie została oceniona przez premierów, ale już jest krytykowana przez wszystkich.

Polski rząd jednak ma podobne stanowisko do PE. To coś zmienia?

My jako negocjatorzy PE zgłosiliśmy, że ta propozycja nie gwarantuje tego, co zapowiedziała Ursula von der Leyen. Dzień po ogłoszeniu propozycji fińskiej nowa szefowa KE ogłosiła, że ma zostać stworzony nowy Sprawiedliwy Mechanizm Transformacji, na który ma zostać przeznaczone 100 miliardów euro. I teraz pytanie: skąd te 100 miliardów? Wygląda na to, że część pieniędzy z funduszy spójności ma zostać przemianowana na kwestie klimatyczne, a reszta z gwarancji kredytowych. Parlament Europejski podtrzymuje dosyć twarde stanowisko, że polityka spójności i rolnictwa powinna zostać utrzymana na niezmienionym poziomie. Prezydencja fińska się kończy, a na to nakłada się jeszcze polityka dotycząca klimatu.

Tło negocjacyjne jest bardzo ciekawe, ale rozwinę pytanie z początku, gdzie w tych wszystkich negocjacjach jest polski rząd i sprawy dotyczące praworządności?

Ważnym elementem w tej grze, również w pakiecie budżetowym, jest słynny mechanizm powiązania rządów prawa z pieniędzmi unijnymi. Ten mechanizm jest i zapewne w nowym budżecie będzie. Jest konkretna propozycja legislacyjna przedstawiona przez Komisję Europejską, jest przegłosowane stanowisko PE, który popiera tę propozycję. W tej chwili ta propozycja trafi do Rady ds. UE, czyli na poziom państw członkowskich.

Państwa skandynawskie bardzo twardo stawiają to wręcz jako warunek jakichkolwiek rozmów na temat budżetu. I to będzie problematyczne dla polskiego rządu. Nasi ministrowie twardo stawiają warunek utrzymania polityki spójności na niezmienionym poziomie, ale jednocześnie ci, z którymi toczą się negocjacje, równie twardo mówią o praworządności i zamrożeniu pieniędzy. Łamanie zasad państwa prawa w Polsce jest szeroko krytykowane i to sprawia, że wiarygodność polskiego rządu jest ograniczona, również w w negocjacjach budżetowych. Nie da się walczyć o większe pieniądze, jednocześnie walcząc, żeby nie było mechanizmu powiązania funduszy unijnych z praworządnością.

Czyli realnie polski rząd musi na własne życzenie prowadzić negocjacje na trzech frontach i na wszystkich trzech jest w defensywie?

Na razie zdecydowanie tak. Rząd stawia się po stronie tych, którzy chcą utrzymania polityki spójności na niezmienionym poziomie, co dziś wydaje się bardzo trudne. Z drugie strony polski rząd stanowczo sprzeciwia się powiązaniu funduszy z praworządnością mówiąc, że nie ma takich podstaw i trafia na równie twarde stanowisko państw, które mają inne zdanie.

Moim zdaniem walka o większy budżet jest pilna a stanowisko rządu jest w kwestiach budżetowych bliskie stanowisku Parlamentu Europejskiego. Natomiast nie można jedną ręką głosować za wielkim budżetem, a drugą ręką nie dawać gwarancji wiarygodności.

Do tego dochodzą sprawy klimatu, czyli Zielony Ład Ursuli von der Leyen. Tutaj też nie będzie łatwo, bo KE chce stawiać na zieloną energię, a Polska obstaje przy węglu?

Czekamy to dokładniejsze informacje o tzw. Green Deal, który ma być kompleksowym działaniem opartym na systemie tzw "legislacji klimatycznej". To będzie zarówno wskazanie celów klimatycznych ale również propozycja konkretnych instrumentów prawnych i finansowych. Sprawiedliwy Mechanizm Transformacji to jeden z nich. To ma być aż 100 miliardów euro. Z informacji, które mam z zeszłego tygodnia, 5-7 miliardów euro z tej sumy ma pochodzić funduszy spójności i ma zostać przeznaczone na sprawiedliwy fundusz transformacji. Wiem, że KE pracuje nad konkretnymi rozporządzeniami, więc może te liczby się zmienią.

Polska gospodarka oparta na węglu może na tym skorzystać, czy stracić?

To zależy, jak się zachowa. Będą różnego rodzaju fundusze na transformację energetyczną, na kwestie energii odnawialnej. Ten mechanizm ma być przede wszystkim przeznaczony na zielone inwestycje, które będą musiały spełniać rygorystyczne wymogi. Nie chodzi o to, żeby nazwać je tylko inwestycjami proklimatycznymi, to nie wystarczy. Myślę, że dzisiaj jest czas na przemyślane, dopracowane działanie rządu. Jest tylko pytanie, czy w polityce rządu mamy w tym zakresie jednoznaczne decyzje, czy jesteśmy gotowi na transformację energetyczną i czy mamy jakiś plan dotyczący przestawienia produkcji energii na inne tory. Będziemy bacznie przyglądać się działaniom rządu w tym zakresie.

Minister funduszy i polityki regionalnej Małgorzata Jarosińska-Jedynak mówi wprost, że "Polska otrzyma mniej pieniędzy z polityki spójności na lata 2021-2027, ale na innowacyjność i tak trafi 60 miliardów złotych. Będą też zmiany w programach". Rząd pogodził się z losem i ten budżet będzie mniejszy?

Rząd jest już świadomy, że Polska dostanie mniej pieniędzy. Moim zdaniem piłka jednak jest w grze. Trzeba zdecydowanie ostro walczyć, ale istotna jest druga część zdania pani minister o programach. De facto Komisja Europejska zmienia politykę spójności i chodzi o to, że Polska odnalazła się w tych zmianach. Zmieniają się priorytety i to jest kluczowa kwestia. Chodzi o koncentracje tematyczne. Będzie nacisk kładziony na to, żeby pieniądze szły właśnie na innowacje, digitalizację i inwestycje związane z klimatem. Kluczowe pytanie brzmi, czy polski rząd będzie umiał się w dostosować się do nowych wymogów.

I jak pan odpowie na to pytanie?

Szczerze? Nie wiem. Sygnały nie są czytelne. Brak jednoznacznej wizji w tej sprawie. Proszę pamiętać, że jest jeszcze jeden problem. Samorządy mają przecież w wyniku ostatnich decyzji rządu coraz mniej pieniędzy. Pojawia się pytanie, czy całe wdrażanie funduszy zostanie oparte głównie programach centralnych czy nie?

O ile według pana może być mniej środków dla Polski z unijnych funduszy?

Podejrzewam, że z funduszy spójności może być w granicach kilkunastu procent mniej w porównaniu z obecnym budżetem. Natomiast udział we wszystkich pozostałych elementach czyli gwarancjach, Instrumencie Łączącym Europę itd., zależy od umiejętności negocjacyjnych rządu i myślę, że po tym będziemy oceniać rząd. Nie chodzi tylko o fundusze spójnościowe, tylko de facto o to, jak znaleźć się w całym nowym systemie finansowym i ile pieniędzy zdobyć dla Polski z różnych instrumentów i mechanizmów.

embed

To wszystko pokazuje, że zwycięstwo w negocjacjach jest prawie nierealne?

Zwycięsko z tych negocjacji Polska nie wyjdzie, chyba że uzna się za zwycięstwo uzyskanie większej sumy niż proponowano na początku. Oczywiście pieniądze będą w budżecie unijnym, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że będą one znacznie mniejsze. Tutaj rząd musi wykazać się dużymi umiejętnościami negocjacyjnymi. My jako posłowie zrobimy wszystko, żeby ten budżet był większy. Umiejętności negocjacyjne rządu pokażą, czy potrafi znaleźć się w tej nowej sytuacji. Nie wystarczy być probudżetowym, trzeba jeszcze być wiarygodnym. Trzeba wzbudzać zaufanie i trzymać z najsilniejszymi partnerami, bo oni potrafią wywalczyć więcej. Tu mam poważne wątpliwości co do skuteczności rządu.

Co prawda wydaje się, że w stosunku do polskiego rządu jest coraz milej i sympatyczniej. Polska jest coraz bardziej poklepywana po plecach. To dla mnie oznacza, że nie idziemy w głównym nurcie, a najsilniejsi gracze będą to tolerowali i jednocześnie będą robili to, co będą chcieli. My się w tej grze liczymy coraz mniej.

Poklepywanie po plecach jako strategia?

Zaczęli nas poklepywać po plecach, ale na końcu to nie będzie miłe. Ten, kto poklepuje po plecach, musi się mniej wysilać, bo wstaliśmy z kolan i nie musi się schylać.

Jan OlbrychtJan Olbrycht Fot. Kamila Kotusz / Agencja Wyborcza.pl

>>> Jan Olbrycht, poseł do PE, w obecnej kadencji sprawuje funkcję członka komisji ds. budżetu oraz zastępcy w komisji ds. rozwoju regionalnego. Ponadto, Jan Olbrycht jest wicekoordynatorem  w komisji ds. budżetu z ramienia Europejskiej Partii Ludowej (EPL/EPP) oraz stałym sprawozdawcą Parlamentu Europejskiego do spraw wieloletnich ram finansowych. 

Więcej o: