Miał być tysiąc zł dla WOŚP, zebrała 16 mln. "Byli też tacy, którzy pisali, że trzeba mnie zlikwidować"

Łukasz Kijek
Krawcowa, która pozszywała serca Polaków - tak WOŚP i Jurek Owsiak dziękowali w tym roku Patrycji Krzymińskiej. To ona założyła "Ostatnią Puszkę Pana Prezydenta Pawła Adamowicza", którą uzytkownicy Facebooka napompowali do 16 mln złotych! Dziś sprzęt kupiony za te pieniądze ratuje życie pacjentów w Gdańsku. Skorzystał z niego synek pani Patrycji, który kilka miesięcy po zbiórce przeszedł operację serca.

Łukasz Kijek: 13 stycznia 2019. Co pamięta pani z tego dnia?

Patrycja Krzymińska: To był dzień dzielenia się dobrem, trwał 27 finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dumnie nosiliśmy serduszka WOŚP na piersi. Nic nie zapowiadało tragedii. Później były trudne chwile, bardzo obciążające emocjonalnie. Przez większą część wieczora, kiedy wydarzyła się ta tragedia, towarzyszyło mi niedowierzanie. Myślałam sobie, że nic złego nie mogło się wydarzyć, przecież prezydent miał na sobie na pewno grubą kurtkę. Niemożliwe, żeby coś mu się stało. Niemal przez całą noc śledziłam kolejne informacje ze szpitala. Pamiętam ten moment w środku nocy, akurat karmiłam syna, w telewizji zaczęła się konferencja prasowa ze szpitala. Jeden z lekarzy powiedział, że prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi przetoczono aż 41 jednostek krwi i wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo poważna jest ta sytuacja, że tu jest potrzebny cud. Następnego dnia w pracy na niczym absolutnie nie mogłam się skupić, szukałam tylko informacji o stanie zdrowia prezydenta.

W tym roku na Gazeta.pl znów gramy #JedenDzieńDłużej dla WOŚP. Dołącz do zbiórki na Facebooku.

Później przyszły te najgorsze informacje.

Gdy dowiedzieliśmy się, że prezydent nie żyje, po prostu zalałam się łzami. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, zamknęłam zakład i pojechałam do domu. To był naprawdę ciężki czas. Nie mogłam oderwać nosa od telewizora. W mediach wszystko było czarno-białe, żałobne. Pojawiało się wiele materiałów o prezydencie, m.in. ten, w którym pan Adamowicz mówi, że spotkał się z serdecznym odbiorem kwestowania również wśród obcokrajowców, a w tym roku udało mu się zebrać ponad 5 600 zł do puszki WOŚP. I wtedy właśnie tak siedząc przed telewizorem, uświadomiłam sobie, że w tym roku nie udało mi się wrzucić pieniędzy do puszki pana prezydenta. Nie spotkaliśmy go na Długiej i poczułam, że chciałabym mieć możliwość dorzucenia do tej puszki swojej złotówki. To był jakiś żal.

Czytaj też: WOŚP przez 28 lat zebrała 1,2 mld zł, PiS w kilka minut dał TVP prawie 2 mld zł 

Działając pod wpływem emocji, założyła pani po prostu "Ostatnią Puszkę Prezydenta Pawła Adamowicza". To co było dalej, do dziś ledwo mieści się w głowie.

Pierwszy raz w ogóle zakładałam zbiórkę na Facebooku. Nie wiedziałam jak to się robi. Czułam, że muszę to zrobić teraz, natychmiast. Ta zbiórka powstała w ciągu pięciu minut.

I od razu ludzie wpłacali? Kiedy zaczęła się lawina?

Nie. Myślałam, że do zbiórki dołączą jedynie moi znajomi. I tak faktycznie na początku się działo. Był taki moment, że zbiórka osiągnęła kwotę 600 złotych i wtedy mój mąż rozmawiał ze swoim przyjacielem i mówił, że chyba będzie musiał wrzucić te brakujące 400 złotych, żeby mi po prostu nie było przykro. A potem zaczęła się po prostu lawina. Wpłata za wpłatą i setki udostępnień. Gdy doszło do 400 tysięcy złotych, napisałam wiadomość do WOŚP z pytaniem, co mam robić. Nie wiedziałam, czy mam ją zakończyć, czy puścić dalej. Co w ogóle robi się w takich sytuacjach? Oczywiście wtedy wszystkie skrzynki WOŚP były zapchane, bo to był też czas, kiedy Jurek Owsiak zdecydował się na odejście z funkcji prezesa fundacji. Skrzynka WOŚP była zapchana przez wiadomości ze wsparciem dla Jurka i gdzieś wśród tych wiadomości była ta ode mnie: "Halo, pomocy, nie wiem, co robić".

Odpowiedzieli? 

Dopiero po jakimś czasie. W niedzielę napisali, że skontaktują się ze mną następnego dnia. Zanim jednak do tego doszło, temat podchwyciły media. We worek rano w puszcze były już niemal cztery miliony złotych, o czym o poranku mówiliśmy w "Dzień dobry TVN". A zbiórka miała potrwać tylko do północy. W ciągu tego jednego dnia zebraliśmy ponad 12 milionów złotych.

Później rozmawiałem z panią w Gazeta.pl. Pamiętam, że była pani wtedy naładowana energią. To była euforia?

Z jednej strony była radość, a z drugiej ogromny smutek, że pana prezydenta już nie ma. Czułam, że gdzieś tam z góry jednak czuwa nad tym, żeby pomóc dzieciakom. W puszce już wtedy, gdy rozmawialiśmy, były ogromne pieniądze, dzięki którym zakupiono sprzęt ratujący życie nowo narodzonych dzieci. To były skrajne emocje. Przecież to się nakręciło do takich rozmiarów, które w ogóle nie mieszczą się w głowie. 

>>> Zobacz rozmowę z Patrycją Krzymińską sprzed roku:

Zobacz wideo

16 mln złotych to jedna z największych zbiórek w historii nie tylko polskiego Facebooka...

To była też największa zbiórka w Europie i Azji założona przez osobę prywatną. Jakoś tak było. Większe zbiórki organizowały tylko organizacje charytatywne. Facebook też nie wiedział, co się dzieje. Mój profil został zablokowany. Nie mogłam nic zrobić ani napisać, nawet kliknąć "lubię to", nic po prostu. Facebook badał, o co chodzi.

Dostała pani też tysiące wiadomości. Reakcje w większości były pozytywne, ale na pewno nie brakowało tych negatywnych?

Do dziś odpisuję na wiadomości. Codziennie staram się odpowiedzieć na kilka z nich. W styczniu zeszłego roku odebrałam taką, która dotknęła mojego serca. Było to podziękowanie za stworzenie takiego miejsca, dzięki któremu człowiek nie czuje się sam, łatwiej mu przejść przez te trudne chwile i radzić sobie z żałobą po stracie pana prezydenta. Dobrze, że ta tragedia nie podzieliła Polski na pół, tylko przyniosła też coś dobrego.

Było też sporo negatywnych wiadomości. Byłam w ogóle zaskoczona, że ktokolwiek może negatywnie reagować na to, że zbiera się pieniądze dla ratowania życia i zdrowia dzieci. Dla mnie to było w ogóle abstrakcyjne, wcześniej po prostu nie mogłam uwierzyć, że Jurek Owsiak pada ofiarą hejtu. Przecież sprzęt WOŚP widać w każdym szpitalu, jest mnóstwo historii ludzi, którym sprzęt od fundacji pomógł uratować życie. Nagle poczułam na własnej skórze bezpodstawny hejt. Ludzie zaczęli pisać, że jestem złodziejką, że nie przekażę tych pieniędzy na WOŚP. Te osoby nie zadały sobie nawet takiego trudu, żeby spojrzeć, że beneficjentem zbiórki jest WOŚP. I te pieniądze bezpośrednio trafiają na konto WOŚP. 

To boli do dzisiaj? 

Nie wiem, czy boli. Nie wiem, czy można tak to nazwać. Przecież jeśli ci ludzie mają dzieci, to na pewno ich dziecko było przebadane dzięki sprzętowi od WOŚP już tuż po urodzeniu. Zastanawiałam się, z czego to wynika. Było mi na pewno przykro, ale chyba bardziej było mi ich żal. Nie wiem, jak bardzo sfrustrowanym człowiekiem trzeba być, by wypisywać takie rzeczy, by szukać ujścia dla swoich złych emocji i na każdą dobrą inicjatywę po prostu reagować hejtem, wyzwiskami, łącznie z tym, że trzeba mnie zlikwidować.

Ale to już były groźby...

Tak, były też takie wiadomości. To jest straszne, ale najważniejsze, że ta fala dobrych wiadomości przeważała. Pierwsze kilkadziesiąt wiadomości od frustratów mnie denerwowało, a później każdą kolejną po prostu ignorowałam.

Wczoraj patrzyłem na listę sprzętu medycznego, który trafił do gdańskich szpitali dzięki tej zbiórce. To jest imponujące.

Tak, sprzęt za 16 milionów robi wrażenie. Takim symbolem tej zbiórki jest karetka neonatologiczna za ponad milion z napisem, że pochodzi właśnie z ostatniej puszki Pana Prezydenta. Widziałam na własne oczy, jak ten sprzęt pracuje na co dzień. Mój synek miał operację serca w sierpniu zeszłego roku, WOŚP-owy sprzęt był wszędzie. Poznałam też wiele historii ludzi, którzy byli na oddziale wraz ze swoimi dziećmi i tak naprawdę dzięki temu sprzętowi ich dzieci żyją. To było niezwykle wzruszające. Oddział kardiochirurgii dziecięcej im. WOŚP w szpitalu na gdańskiej Zaspie jest tak wyposażony, że to wygląda jak z innej galaktyki. Pamiętam taką sytuację, gdy na oddział wjeżdżał inkubator już oklejony logo 27. finału. Na początku myślałam, że jest pusty i dopiero mrużąc oczy zauważyłam, że jest tam maleństwo. Naprawdę ten sprzęt cały czas pomaga.

Na co poszły pieniądze z 'Ostatniej Puszki Pana Prezydenta Pawła Adamowicza'Na co poszły pieniądze z 'Ostatniej Puszki Pana Prezydenta Pawła Adamowicza' Marta Kondrusik

Co jeszcze w pani życiu zmieniło te 16 milionów złotych?

Mam wrażenie, że wielu ludzi obdarzyło mnie bardzo dużym zaufaniem. Pojawiło się mnóstwo próśb o pomoc już bezpośrednio konkretnym dzieciom. Powstała grupa na Facebooku "Orkiestra Pana Prezydenta". W zeszłym roku udało się pomóc 19 osobom. Razem z pięcioma innymi osobami, które również zajmują się tym na zasadach wolontariatu, staramy się przez cały miesiąc promować wylosowaną zbiórkę. Zajmuje to bardzo dużo czasu i pochłania bardzo dużo energii. Każda taka historia niesie też jakiś bagaż emocjonalny. Poza tym zaangażowałam się w bardzo ciekawy projekt w Sopocie. Ma tam szanse powstać Sopocki Port Zdrowia, który będzie pomagał dzieciom zmagającym się głównie z chorobami cywilizacyjnymi. Fundacja Sport na Zdrowie działa już od 2011 roku i pomaga około 450 dzieciakom. Gdy uda im się wybudować ośrodek, na który już mają około 60 proc. finansowania, to będą w stanie zwiększyć liczbę dzieci, którym będą mogli pomóc, aż pięciokrotnie! Fantastyczna inicjatywa.

A jak wyglądają dziś pani relacje z rodziną pana prezydenta Adamowicza?

Ja wiem, co to znaczy przeżywać żałobę. Na początku byłam wystraszona, że już tak szybko będę miała okazję poznać panią Magdalenę Adamowicz i jej dzieci. Przecież to był najcięższy czas w ich życiu. Pani Magda jest naprawdę silną kobietą, miałyśmy okazję porozmawiać przez chwilę od serca. To jest bardzo serdeczna relacja. Rodzina też pozytywnie zareagowała na zbiórkę. Mam nadzieję, że jestem dobrze przez nich postrzegana. Tegoroczna zbiórka #RAZEMdlaWOŚP też spotkała się z dobrym odbiorem. Zależało mi na opinii rodziny i najbliższych współpracowników prezydenta. Tutaj spadł mi kamień z serca. 

Więcej o: