Jak to się stało, że Norwegom się opłaca rybę produkować i jako prosty, nieprzetworzony produkt, czyli surowiec, sprzedawać nad Wisłę?
- Odpowiedź jest prosta: to ekonomia. W 2004 r. kupowaliśmy od nich 4 tys. ton łososia, a teraz kupujemy 170 tys. ton. Wejście do UE było impulsem, a że przetwarzamy go taniej niż Norwedzy, z roku na rok to przetwórstwo i sprzedaż się rozwijały - mówi Jerzy Safader, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb (PSPR).
Przy czym rozwój to w tym przypadku zagranica. Czyli łosoś płynie z Norwegii do nas, tu jest przetwarzany, a następnie jedzie dalej w świat bliższy i dalszy - jego czołowym odbiorcą są m.in. Niemcy.
- Około 90 proc. tego, co wyprodukujemy, wyjeżdża z kraju. Polacy jedzą w ogóle mało ryb, a łososiowi, jako relatywnie drogiej rybie, jest tym trudniej. Pytanie, jak długo będziemy w stanie konkurować za granicą. Czy nie będzie tak, że Norwegowie wraz z postępującą w każdej branży automatyzacją, będą już niedługo w stanie przetwarzać łososia taniej i nie będą nas potrzebowali - twierdzi Jerzy Safader.
I wtedy znowu zdecyduje po prostu ekonomia.
Jeśli by się tak stało, to polscy konsumenci branży nie uratują. Ostatnie dane spożycia statystycznego Kowalskiego, które pokazuje Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, to około 0,5 kg rocznie (w porównaniu do ponad 2,2 mintaja czy ponad 2,1 kg śledzia).
- Łosoś jeszcze broni się w tych statystykach tym, że jest rybą podzielną. Tzn. można podzielić go na plasterki i położyć na kanapkę, czego nie zrobimy np. z dorszem - dodaje szef PSPR.
Tyle, że konsumpcja tej ryby bywała już w Polsce znacznie wyższa. W 2015 r. przekraczała już 1,3 kg. A później poleciała na łeb na szyję z powodu cen. Same norweskie media grzmiały w 2016 r., że łosoś (surowiec) jest najdroższy od 30 lat i porównywały, że ten 4,5-kilogramowy jest droższy od… baryłki norweskiej ropy. Oczywiście, gwoli jasności, nawet 0,5 kg w skali roku to wynik znacząco wyższy niż było to jeszcze 20 lat temu, gdy łosoś prawie nie istniał na naszych stołach.
Jakim biznesem może być przetwórstwo łososia, wie co najmniej kilka polskich firm. Wśród nich notowany przez lata na warszawskiej giełdzie Graal, który m.in. dzięki łososiowi doszedł do ponad 1 mld zł obrotów rocznie.
Najbardziej spektakularnym przykładem łososiowego sukcesu jest jednak Jerzy Malek, od lat figurujący na listach najbogatszych Polaków. To człowiek-legenda branży. Po powrocie do Polski po przemianach uruchomił w 1996 r. przetwórnię łososia w Ustce. To ona była początkiem Morpolu, będącego w czołówce największych przetwórców ryb na świecie. Jak na swoją skalę i polot nie zadebiutował z firmą na polskiej, a norweskiej giełdzie.
Z wprowadzenia na tamtejszy parkiet kontrolowanej przez siebie spółki pozyskał przed dekadą 750 mln zł. Resztę sprzedał w 2013 r. Marine Harvest, potentatowi, ale dla odmiany nie w przetwórstwie, a hodowli łososia (dziś spółka ta występuje pod nazwą Mowi). Za swój pakiet, na który składały się akcje i gotówka, Jerzy Malek otrzymał 500 mln zł i trzyletni zakaz konkurencji. Obejmował on łososia.
Biznesmen długo poza branżą nie wytrzymał. Już rok później zajmował się pstrągiem, czyli rybą z rodziny łososiowatych, a po rynku krążyły różnorakie spekulacje, które sprowadzały się do przekonania, że powrót do łososia to kwestia czasu i że Malek prędko zbuduje drugi Morpol. Świadczyć o tym miał fakt, że obie ryby (pstrąg i łosoś) przerabia się w podobny sposób, zaś (tu wciąż spekulacje) Malek miał zacząć wyciągać najlepszych specjalistów z innych firm z branży rybnej do nowego, wielkiego projektu. Jakie są fakty? Takie, że tuż po upływie zakazu konkurencji ruszył oficjalnie z Milareksem, przetwarzającym oczywiście… łososia. W 2017 r. miał już na pokładzie inwestora finansowego jako większościowego akcjonariusza - norweski fundusz Summa Equity. Jego przedstawiciele w rozmowie z "Pulsem Biznesu" deklarowali wówczas wprost, że celem jest powtórka z rozrywki, czyli stworzenie największego przetwórcy łososia na świecie.
W co jeszcze inwestował łososiowy milioner i jaką barwną propozycję złożył władzom Ustki? Czytaj dalej TUTAJ.
Artykuł został przygotowany przed redakcję miesięcznika Handel i portalu Handel Extra. Więcej informacji o branży FMCG i handlu na stronie handelextra.pl.