Ciężko zamknąć w kilku zdaniach to, czego nie da się objąć rozumem i czego serce nie może unieść. Wczorajszy spacer po dzielnicach Achrafieh i Mar Mikhaël - ulicą Gemmayzeh - ciężko nazwać lekką przechadzką. Co prawda dym opadł. Niebo stało się przejrzyste. Zniszczenia jednak nadal tam były, a czyste powietrze sprawiło tylko, że stały się jeszcze bardziej wyraźne. Kawiarnie, puby, restauracje - wszystko, co mijałam po drodze, przestało istnieć. Radosny gwar bejruckich ulic, ze śmiechem młodych i wesołą muzyką, ustąpił miejsca odgłosowi szkła pękającego pod podeszwą buta.
Kiedy piszę te słowa, nie żyje już co najmniej 135 ofiar eksplozji, a kolejne 5 tys. jest rannych. 300 tys. ludzi nie ma dachu nad głową, a ok. 80 osób nadal uznaje się za zaginione. Różne inicjatywy charytatywne zbierają pieniądze i dary, by wspierać bezdomnych, ubogich i tych, którzy pochodzą z miejsc najbardziej zniszczonych w wybuchu. Do Libanu dociera również pomoc humanitarna z innych krajów w postaci sprzętu medycznego i innych dóbr.
Dziś w Bejrucie wylądował prezydent Francji Emmanuel Macron. Spędzi tu kilka godzin, by okazać Libańczykom swoje wsparcie. Spotka się w porcie z przedstawicielami organizacji pozarządowych i mediów. Dojdzie także do spotkania Macrona z prezydentem Libanu Michelem Aounem, premierem Hassanem Diabem i marszałkiem Zgromadzenia Narodowego Nabihem Berrim. Kiedy Prezydent Republiki zapowie pomoc dla Libanu, część obywateli wykorzysta ten moment, by poprosić Emmanuela Macrona o ponowne wejście Libanu pod mandat francuski. Właśnie tak bardzo zdesperowani i zagubieni są niektórzy Libańczycy. Są w stanie poświęcić niepodległość i suwerenność ojczyzny w zamian za widmo pokoju, porządku i bezpieczeństwa.
Jakieś pocieszenie widzę w niezwykłej solidarności, która połączyła Libańczyków, a w szczególności młodych ludzi. W odwadze, pchającej nas ku temu, by samemu wziąć odpowiedzialność za własne losy i iść naprzód, mimo braku politycznego przywództwa. Dzieci Bejrutu - rodziny, młode kobiety i mężczyźni ponownie stali się ofiarami korupcji i braku odpowiedzialności kasty rządzącej. Będziemy starali się wskrzesić ducha naszego ukochanego domu własnym potem i łzami.
Sarah Gebrael to młoda Libanka. Posiada licencjat z politologii i jest w trakcie studiów magisterskich na kierunku Migration Studies na Uniwersytecie Libańsko-Amerykańskim w Bejrucie. Sarah pełni stanowisko koordynatora ds. pozyskiwania funduszy w Lebanese Transparency Association - No corruption, narodowym oddziale organizacji Transparency International. Zaznacza jednak, że powyższy tekst przedstawia wyłącznie jej personalną opinię.
Tłumaczenie: Kamil Rakosza
***
W Gazeta.pl wielokrotnie podkreślaliśmy, jak ważne są dla nas kwestie społeczne, a w swojej deklaracji programowej podkreślaliśmy chęć bycia medium zaangażowanym i zawsze stojącym po stronie słabszych i potrzebujących. Musimy i chcemy pomóc Bejrutowi i zrobimy co w naszej mocy, żeby to zrobić. Dlatego dołączamy się do zbiórki Fundacji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, renomowanej organizacji od lat koordynującej pomoc dla Iraku, Syrii czy Ugandy. Dołącz do naszej zbiórki!