Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, w odpowiedzi na interpelację posłanki Henryki Krzywonos-Strycharskiej z Koalicji Obywatelskiej, stwierdził, że COVID-19 może zostać uznany za chorobę zawodową. Nie jest do tego potrzebna nowelizacja przepisów - oprzeć można się na już istniejących zapisach.
To istotna informacja dla wszystkich, którzy ciężko zachorują w wyniku epidemii koronawirusa w związku z wykonywaniem obowiązków zawodowych. Stanowisko ministerstwa jest też istotne dla rodzin osób zmarłych na COVID-19.
Uznanie COVID-19 za chorobę zawodową przynosi kilka korzyści. Po pierwsze choremu przysługuje zasiłek chorobowy w wysokości 100 proc. Standardowo jest to 80 proc. Chory ma też szanse na lepsze rozliczenie związane z rentą wypadkową w przypadku wystąpienia powikłań.
Jeśli w wyniku choroby nastąpi śmierć, rodzina będzie miała prawo do renty wypadkowej i jednorazowego odszkodowania z ZUS.
Jak wyjaśnia "Dziennik Gazeta Prawna", z przepisów korzystać mogą nie tylko lekarze i pielęgniarki. Kluczowe znaczenie ma bowiem miejsce, w którym doszło do infekcji - korzystne rozliczenie będzie zatem przysługiwać np. nauczycielom.
Adwokat Paweł Matyja, cytowany przez dziennik, nie ma wątpliwości, że przedstawiciele zawodów niemedycznych mogliby poddać się procedurze uznania COVID-19 za chorobę zawodową. Ostrzega jednak, że "udowodnienie, że zachorowanie nastąpiło właśnie w miejscu pracy, może być bardzo trudnym zadaniem".
Ekspert podkreśla też, że procedura uznania koronawirusa za chorobę zawodową jest skomplikowana i nie kończy się na wydaniu jednego zaświadczenia lekarskiego.
Od początku epidemii obecność koronawirusa potwierdzono u ponad 130 tys. osób. Zmarło ponad 3 tys. chorych, 81 tys. wyzdrowiało.
Czytaj też: Rząd spóźnił się z restrykcjami? "Tydzień przy współczynniku R 1,5 to szmat straconego czasu" [WYKRES DNIA]