Narodowy Fundusz Zdrowia wydał zalecenie szpitalom, by ograniczyły lub odwołały wcześniej planowane zabiegi. Szczególnie te związane z diagnostyką. Wszystko po to, by "zapewnić dodatkowe łóżka szpitalne dla pacjentów wymagających pilnego przyjęcia do szpitala". Powodem jest przybierająca na sile epidemia COVID-19.
Money.pl twierdzi, że szpitale mają przygotować się na nadejście kolejnej fali zachorowań nie tylko przez zapewnienie odpowiedniej liczby łóżek. Gotowy ma być też personel oraz zapasy materiałów medycznych, leków czy krwi.
Resort ma się spodziewać, że do wzrostu zachorowań będzie dochodzić "w najbliższych tygodniach". Ucierpieć mogą chorzy, którzy mieli planowane zabiegi związane z endoprotezoplastyką dużych stawów, dużymi zabiegami korekcji kręgosłupa, zabiegami na aorcie brzusznej i piersiowej, pomostowaniem naczyń wieńcowych czy zabiegami wewnątrzczaszkowymi.
Monika Kowalska z Porozumienia Zielonogórskiego w rozmowie z Gazeta.pl wyjaśnia, że NFZ jedynie zaleca, by zabiegi ograniczać. Dostęp do usług zmieni się więc w zależności od sytuacji w danej jednostce czy regionie.
Zdaniem ekspertki przed planowaną wizytą w szpitalu warto potwierdzić termin zabiegu. - Część placówek może mieć problem z obsadą, bo personel został przerzucony do walki ze skutkami COVID - zastrzega.
Według wtorkowych danych Ministerstwa Zdrowia w ciągu ostatniej doby potwierdzono 9 954 kolejnych zakażeń koronawirusem. W porównaniu do poprzedniego tygodnia liczba przypadków wzrosła o 2 017.
Michał Rogalski, który od początku pandemii prowadzi największą publicznie dostępną bazę danych o epidemii, w rozmowie z Gazeta.pl stwierdził, że epidemia traci impet, a jej szczyt jest na horyzoncie. "Z tygodnia na tydzień przybywa procentowo coraz mniej przypadków. W minionym tygodniu średni tygodniowy przyrost wyniósł 28,3 proc., podczas gdy w poprzednim wskaźnik ten wyniósł aż 38 proc. Widać tu wyraźną utratę impetu i stopniowe wychodzenie ze wzrostu w trybie wykładniczym" - pisze w swojej analizie.