Rzecznik generalny unijnego Trybunału Sprawiedliwości Michal Bobek nie zgodził się z decyzją Sądu Unii Europejskiej z ubiegłego roku i zaproponował przekazanie mu tej sprawy do ponownego rozpatrzenia. Orzeczenia europejskiego Trybunału Sprawiedliwości należy się spodziewać za kilka miesięcy.
Nord Stream 2 domagał się stwierdzenia nieważności znowelizowanej dyrektywy gazowej i uchylenia jej w całości. Argumentował, że nowe wymogi powodują istotne zmiany w sytuacji spółki i mogą zdestabilizować podstawy finansowania.
Znowelizowana przed dwoma laty unijna dyrektywa gazowa przewiduje, że podmorskie części gazociągów na terytorium Wspólnoty będą podlegały restrykcyjnym europejskim przepisom. Chodzi o rozdział właścicielski, zapewnienie dostępu do rurociągu innym spółkom energetycznym oraz przejrzyste i niedyskryminujące taryfy za przesył gazu. Nord Stream 2, który został już wybudowany, tych warunków obecnie nie spełnia. Ale nie ustaje on w wysiłkach, by uzyskać wyłączenie spod unijnego prawa.
W maju ubiegłego roku Sąd Unii Europejskiej uznał skargę za niedopuszczalną, stwierdzając, że zmieniona dyrektywa nie dotyczy bezpośrednio Nord Stream 2, i że oddziaływać na gazociąg będą przepisy przyjęte przez państwa członkowskie.
Spółka odwołała się od tego orzeczenia, a w środę rzecznik Trybunału Sprawiedliwości przyznał jej rację. Uznał on, że Sąd Unii Europejskiej dokonał złej oceny, bo dyrektywa gazowa dotyczy bezpośrednio i indywidualnie Nord Streamu, a zatem powinien mieć on możliwość zaskarżenia tych przepisów. I to mimo że - co do zasady - dyrektywy nie mogą być zaskarżane przez podmioty prywatne.
Po serii niepowodzeń Nord Stream 2 w unijnym oraz niemieckim sądzie teraz z pewnością może on ogłaszać sukces. Pytanie tylko, czy sędziowie Trybunału Sprawiedliwości podzielą tę opinię. W większości przypadków posiłkują się oni opiniami rzeczników generalnych, ale nie zawsze.