Epidemia koronawirusa przybiera na sile, ale rząd wciąż nie wprowadza ograniczeń. Nie oznacza to jednak, że nie ma planów, by tego restrykcji jednak nie zwiększyć. Według nieoficjalnych doniesień Polacy nie muszą się obawiać drakońskich zmian w prawie.
Z nieoficjalnych ustaleń Wirtualnej Polski wynika, że rząd planuje wprowadzanie restrykcji od zmniejszania limitów. Oznacza to, że mniej osób będzie mogło wejść do sklepu, kina, mniejsze będą musiały być też ewentualne zgromadzenia. Jedną z najważniejszych przesłanek do zwiększenia obostrzeń ma być natomiast tempo wzrostu osób hospitalizowanych.
Więcej informacji na temat pandemii COVID-19 na stronie głównej Gazeta.pl
Jak twierdzi portal, Ministerstwo Zdrowia jest przekonane, że w szczycie zachorowań liczba osób trafiających do szpitali nie przekroczy 20 tys., na co system ma być gotowy. Pomimo rosnącej liczby nowych przypadków COVID-19 "do decyzji o takim ruchu wciąż daleko" - pisze portal.
Ostatnie dane dotyczące pandemii koronawirusa wcale jednak optymistyczne nie są. W sobotę Ministerstwo Zdrowia informowało o 9 798 nowych przypadkach. To najgorsze dane od kwietnia 2021 roku.
W poniedziałek resort poinformował, że w szpitalach przebywają 7 204 osoby z COVID-19, w tym 603 pacjentów podłączonych do jest respiratorów. Szczególnie niepokojące dane napływają z południa - liczba hospitalizacji w ciągu długiego weekendu wzrosła o 94 - poinformowały służby wojewody małopolskiego.
Niepokojące są też dane dotyczące liczby zgonów. W ciągu minionych dwunastu miesięcy, według danych Rejestru Stanu Cywilnego, zmarło w Polsce blisko 540 tys. osób. Bartłomiej Radziejewski, politolog, publicysta i założyciel wydawnictwa "Nowa Konfederacja" określił oficjalne dane jako "największą katastrofę humanitarną od II wojny światowej".
Według ekspertów liczba zgonów była wyższa od "oczekiwanej" o 120-140 tys. Statystyczny wzrost liczby zgonów wyniósł więc niemal jedną trzecią - pisze w swojej analizie Mikołaj Fidziński.