Kopalnia Turów jest w ostatnich miesiącach jednym z głównych tematów w polskich mediach. W ubiegłym tygodniu, po miesiącach trudnych negocjacji, polski rząd zawarł porozumienie z Czechami, ale to nie koniec zamieszania wokół Turowa.
Od kilku tygodni pojawiały się doniesienia, że w kopalni trwa kontrola NIK. Doniesienia te zostały już oficjalnie potwierdzone przez instytucję.
NIK nie przekazał na swoich stronach informacji o kontroli. Zapytanie w tej sprawie trzy tygodnie temu złożył portal zgorzelec.info. Odpowiedź przyszła jednak dopiero w środę 9 lutego.
Najwyższa Izba Kontroli prowadzi kontrolę doraźną "Działania PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna S.A. Oddział Kopalnia Węgla Brunatnego Turów w zakresie zapobiegania katastrofom górniczym i wyjaśnienia katastrofy górniczej w 2016 r. oraz nadzór górniczy sprawowany przez Okręgowy Urząd Górniczy we Wrocławiu". Dokładny zakres przedmiotowy i podmiotowy kontroli jest objęty tajemnicą kontrolerską i nie może zostać ujawniony
- poinformowała NIK.
Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl
Informację potwierdził PAP rzecznik instytucji, Łukasz Pawelski - podaje TVN24. Dodał również, że kontrola rozpoczęła się w styczniu i "trudno powiedzieć, ile będą trwały czynności kontrolne". Jak wyjaśnił, raport końcowy może się pojawić dopiero za kilka miesięcy.
W materiale "Superwizjera TVN" o Kopalni Turów przypomniano o wydarzeniach z września 2016 r. Doszło wtedy do katastrofy przemysłowej - zwałowisko odpadów osunęło się i zniszczyło wyrobisko oraz maszyny. Łącznie było to ponad 200 urządzeń górniczych, w tym taśmociągi i wykonana na zamówienie kopalni olbrzymia zwałowarka Z47.
PGE wyceniła straty na 165 mln zł. Nieoficjalnie mówi się o miliardowych stratach m.in. z powodu zasypania złoża. Pył mógł wtedy dostać się do wód gruntowych, co spowodowało katastrofę ekologiczną. Do wypadku mogło dojść ze względu na decyzję o zwiększeniu wysokości zwałowiska.