Dr Łukasz Lewkowicz: Dla mnie to nie jest wielkie zaskoczenie. Analizuję relacje słowacko-rosyjskie od wielu lat i wydaje mi się, że to jest skutek tego, że Słowacja od dawna jest istotnym obszarem penetracji rosyjskiej. Zarówno przez służby specjalne, polityków, jak i propagandę prorosyjską szerzoną przez "alternatywne" media. Wynika to z różnych czynników, w tym także ideologicznych. Na Słowacji popularna jest od dawna ideologia panslawizmu - bliskich relacji Rosji z państwami słowiańskimi w Europie Środowej. Te związki ideowe rozpoczęły się jeszcze w XIX wieku, ale są wciąż popularne wśród części słowackich elit politycznych i społeczeństwa.
Duże zainteresowanie Rosji Słowacją wynika z jej położenia geopolitycznego. Jest to kraj położony na wschodniej flance NATO i Unii Europejskiej, jednocześnie graniczący z Ukrainą. To małe państwo w dużym stopniu uzależnione jest od rosyjskich węglowodorów. Od agresji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. władze słowackie zaczęły podejmować intensywne działania na rzecz dywersyfikacji dostaw gazu i ropy, ale wciąż to uzależnienie jest duże.
Centroprawicowa partia OLa’NO, która obecnie rządzi, jest zdecydowanie za zwycięstwem Ukrainy w wojnie. To się też pokrywa z obecną oficjalną polityką zagraniczną i obronną Słowacji. Od początku agresji Rosji słowacki rząd i prezydent Zuzana Caputová wspierają Ukrainę. Już w lutym br. stwierdzili, że agresorem jest Rosja, która złamała prawo międzynarodowe i dokonuje zbrodni wojennych. Od początku rząd wspiera militarnie i humanitarnie stronę ukraińską. Podejmuje też szereg działań zwiększających bezpieczeństwo Słowacji m.in. zamykanie portali internetowych z prorosyjską propagandą. Na początku tego roku zatrzymano również osoby ze świata nauki, mediów i słowackich służb specjalnych oskarżone o współpracę z wywiadem wojskowym.
Obecnie mamy w Słowacji duże podziały polityczne i społeczne. Największa partia opozycyjna Smer Roberta Fico jest zdecydowanie prorosyjska. Promuje narrację, że Słowacja powinna pozostać państwem neutralnym wobec konfliktu rosyjsko-ukraińskiego i ograniczyć się do wsparcia humanitarnego, ale na pewno nie wspierać wojskowo Ukrainy. To jest podobna narracja do tej stosowanej przez Viktora Orbana na Węgrzech. Zresztą często politycy opozycji powołują się na ten przykład.
Jest jeszcze skrajna prawica i takie partie jak Republika czy L’SNS. Ta pierwsza ma teraz relatywnie wysokie poparcie i znajduje się powyżej progu wyborczego, według ostatnich badań opinii publicznej. Obie te partie mają podobną retorykę co lewicowy Smer. Też mówią o neutralności i żeby się nie angażować w pomoc stronie ukraińskiej. Widoczna jest również duża niechęć wobec NATO i Stanów Zjednoczonych. Ponadto politycy skrajnej prawicy poprzez swoje konta na mediach społecznościowych promują propagandę prorosyjską. W Słowacji mamy więc obecnie trochę egzotyczny prorosyjski sojusz lewicy ze skrajną prawicą.
Są też partie "środka" z neutralnymi poglądami, takie jak Sme Rodina czy lewicowy Hlas. Badania opinii publicznej jasno wskazują, że gdyby wybory parlamentarne odbyły się dzisiaj, to prawdopodobnie wygrałaby lewica, czyli Hlas, Smer, do parlamentu weszłaby także Republika. Możliwe, że te trzy partie dogadałyby się między sobą i utworzyły nowy rząd koalicyjny. Wtedy niewątpliwe dużym wyzwaniem byłaby nowa polityka zagraniczna i obronna Słowacji. Czy państwo to dalej wspierałoby Ukrainę, czy prowadziłoby politykę neutralności i ograniczało współpracę militarną z USA?
Należy przypomnieć, że po 2014 roku rząd słowacki prowadził ambiwalentną politykę wobec Ukrainy. Oczywiście wprowadzano sankcje, jak cała UE. Jednak ówczesny premier Fico niejednokrotnie się wypowiadał, że to "nie nasza wojna", "nie powinniśmy się w to mieszać", "to konflikt geopolityczny między USA a Rosją". Słowacja była też przeciwnikiem umieszczenia amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Ówcześni rządzący mieli też niejednoznaczne stanowisko w związku z konfliktem w Gruzji w 2008 roku. To jest pewna kontynuacja polityki Smeru. Na razie jest to jedynie retoryka. Trudno powiedzieć, co by było gdyby politycy opozycji rzeczywiście doszli do władzy.
Tak. Dosłownie mówią, że chcieliby zwycięstwa Rosji. To coś mówi o tych wyborcach. Partia polityczna jest w końcu pewną emanacją swoich wyborców i na odwrót. Mamy w tym zakresie sprzężenie zwrotne. Wcześniej podobnym popularnym tematem wykorzystywanym politycznie przez lewicę i skrajną prawicę były obostrzenia związane z pandemią COVID-19. Zresztą ankieta pokazuje także korelację między propagandą antyszczepionkową a propagandą prorosyjską.
Kraj bratysławski jest tym regionem, który jednoznacznie poparł zwycięstwo Ukrainy. Można to wyjaśnić tym, że jest to najbogatszy rejon Słowacji i jeden z najbogatszych regionów w Unii Europejskiej jeśli chodzi o poziom rozwoju gospodarczego. Stosunkowo wysokie poparcie mają tam również partie liberalne, które są nastawione proukraińsko. Region nitrzański wśród tych obszarów prorosyjskich jest o tyle zagadkowy i zaskakujący, iż leży w zachodniej części Słowacji, lepiej rozwiniętej gospodarczo i otwartym pozostaje pytanie, co zadecydowało o takich właśnie nastrojach?
Kraj preszowski jest położony na wschodzie Słowacji, słabiej rozwiniętej gospodarczo części kraju. W tym przypadku mogły zadecydować kwestie gospodarcze - wysoki poziom bezrobocia i kryzys wynikający z wojny w Ukrainie. Nie można również wykluczyć poczucia zagrożenia wynikającego z bliskości granicy z Ukrainą.
W regionach centralnych dominuje za to podejście neutralne: ani za Ukrainą, ani za Rosją, ale to też jest jakiś sygnał, że w tych krajach środkowej Słowacji nie było zdecydowanego poparcia dla strony ukraińskiej. Widać, że elektoraty partii lewicowych i skrajnej prawicy mają tam wysokie poparcie.
Wydaje mi się, że takie postawy często uzależnione są właśnie od rozwoju gospodarczego, poziomu bezrobocia i tego jak mieszkańców dotknęły problemy inflacji, drożyzny i wysokich cen energii.
Tak to można do pewnego stopnia rozumieć. Oczywiście jest więcej czynników, które mogą decydować o prorosyjskich postawach społecznych, m.in. wspomniany panslawizm i rusofilia części elit i społeczeństwa. Należy dodać, że Słowacy generalnie nie mają negatywnych doświadczeń historycznych dotyczących Rosji. Ważnym mitem politycznym Słowacji jest Słowackie Powstanie Narodowe z 1944 roku wspierane przez partyzantów radzieckich.
Najważniejsze obecnie wydają się jednak kwestie gospodarcze i trwający kryzys. Dla części osób to wsparcie dla Rosjan raczej nie wynika stricte z przekonań geopolitycznych i poparcia dla polityki Władimira Putina, ale raczej z chęci jak najszybszego zakończenia wojny. Ich zdaniem zakończenie konfliktu zakończy kryzys gospodarczy w kraju, następnie uregulowane zostaną relacje z Rosją i Ukrainą, a ceny energii i inflacja zaczną spadać. Takie myślenie może przyświecać tej części społeczeństwa, która zadeklarowała poparcie dla rosyjskiego zwycięstwa.
W badaniu wzięto pod uwagę także korelację wykształcenia. Im niższy poziom wykształcenia, tym więcej osób chciałoby, żeby Rosja wygrała i na odwrót. Ale jak już mówiłem, nie wynika to raczej z przekonań geopolitycznych respondentów, ale raczej z bieżącej sytuacji gospodarczej i tego, co się dzieje w portfelach tych osób. Ponadto osoby słabiej wykształcone są bardziej narażone na prorosyjską propagandę w "alternatywnych" mediach.
Spodziewałem się, że te grupy 60+, które mogły mieć jakieś doświadczenia sprzed 1989 roku będą jednoznacznie prorosyjskie (tęsknota za komunizmem), albo antyrosyjskie (pamięć o wejściu wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji w 1968 roku). Prawdopodobnie chodzi o to, że pokolenie trzydziestolatków nie ma własnych doświadczeń związanych z komunizmem. Nie pamięta okupacji Czechosłowacji przez wojska radzieckie. Jest to pokolenie, które urodziło się w wolnym kraju i Rosja nie kojarzy im się z zagrożeniem. Grupa trzydziestolatków przyzwyczajona jest ponadto do stabilizacji i dobrego standardu życia. Uważam, że wsparcie udzielone dla Rosji właśnie przez te osoby jest bardzo niepokojące.