Od 5 grudnia kraje zachodnie zakazują firmom ubezpieczeniowym ubezpieczać transporty rosyjskiej ropy naftowej, jeśli została ona kupiona za więcej niż 60 dolarów za baryłkę. Zachodni brokerzy mają praktyczny monopol w ubezpieczeniach morskich, a bez nich większość portów nie wpuści takiego tankowca do siebie.
Dekret podpisany we wtorek przez prezydent Rosji Władimira Putina zakłada, że 1 lutego 2023 roku kraj wstrzyma dostawy ropy i produktów ropopochodnych do krajów, które stosują limit cenowy. Rozwiązanie to wprowadziła Unia Europejska, państwa z grupy G7 oraz Australia.
Więcej informacji ze świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Jednak podpisany przez Putina dekret nie ma przełożenia na rzeczywistość, gdyż cena rosyjskiej ropy o handlowej nazwie Ural od wprowadzenia limitu utrzymuje się znacząco poniżej jego poziomu. Europa już od początku grudnia nie przyjmuje tankowców z rosyjskim surowcem.
Limit cenowy znacząco obniżył cenę rosyjskiej ropy - od jego wprowadzenia jej cena utrzymuje się w okolicach 50 dolarów za baryłkę. W rosyjskim budżecie, w którym wpływy z podatków i ceł eksportowych na ropę i produkty naftowe stanowią już blisko połowę całych dochodów, zapisano na ten i przyszły rok, że cena surowca będzie utrzymywać się na poziomie 70 dolarów.
Dodatkowo Rosjanie stosują duże rabaty, by sprzedać ropę na nowe rynki - głównie azjatyckie, które miałyby zastąpić rynki zachodnie. Nie udaje się to w pełni, bo jak wskazują dane oficjalne, jak i analizy niezależnych ekspertów, wolumen sprzedaży w przypadku dostaw drogą morską spadł nawet o połowę w grudniu w porównaniu z poprzednim miesiącem. Sami Rosjanie przewidują, że produkcja ropy od stycznia będzie mniejsza o 7 procent.