"Pieniądze na 800 plus się znajdą, pytanie czyim kosztem". Są już pierwsze typy

PiS zapowiedziało podwyżkę kwoty świadczenia 500 plus do 800 zł od nowego roku. To oznacza, że rocznie program będzie kosztował ok. 24-25 mld zł więcej. Część ekonomistów zwraca uwagę, że pieniędzy, które trafią na konta rodziców, zabraknie w innych miejscach.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński na niedzielnej konwencji programowej zapowiedział podwyżkę świadczenia 500 plus od 2024 r. z 500 zł do 800 zł na dziecko. Z jednej strony - to ruch zrozumiały i logiczny. Od kiedy program został uruchomiony w kwietniu 2016 r., ceny (według danych inflacyjnych GUS) urosły o około połowę. Dziś za 500 zł można kupić przeciętnie tyle, co za ok. 340 zł siedem lat temu. Albo w drugą stronę - żeby dziś świadczenie wychowawcze było warte tyle, co siedem lat temu, powinno wynosić ok. 740 zł (a do końca roku ten "ekwiwalent" wzrośnie w okolice 800 zł, zaproponowane przez Kaczyńskiego).

Część obserwatorów od dawna zauważała, że skoro formalnie 500 plus ma realizować jakieś kluczowe z punktu widzenia polityki rodzinnej państwa cele - najpierw demograficzne, teraz raczej akcentuje się poprawę sytuacji materialnej rodzin - to nie było zrozumiałe, dlaczego przez siedem lat kwota świadczenia nie była ruszana. No, chyba że cele są inne niż te oficjalne. W końcu PiS swój sztandarowy program "podkręca" dziwnym trafem tylko w latach wyborczych (latem 2019 r. zdjął kryterium dochodowe w przypadku świadczenia na pierwsze dziecko). Gdyby program miał zaszyte przepisy waloryzacyjne, czyli podwyżkę co roku np. o inflację, nie byłoby z czego odpalać wyborczych fajerwerków.

Zobacz wideo Piotr Kaleta: 800+ to inwestycja w polską rodzinę

800 plus w miejsce 500 plus kosztem budżetówki albo gorszej edukacji?

Ale jest i druga strona medalu. 500 plus w obecnej formie kosztuje około 40 mld zł rocznie. Łatwo policzyć, że podniesienie świadczenia o 300 zł oznacza ok. 24 mld zł rocznie wyższe koszty. Stąd proste pytanie - skąd rząd weźmie na to pieniądze? Oczywiście niektóre odpowiedzi nasuwają się same, może np. podnieść podatki albo zwiększyć zadłużenie. Jest jednak jeszcze jedna opcja - pieniądze na 800 plus (czy inne wydatki) mogą się łatwo znaleźć, jeśli przytnie się finansowanie publiczne w innych dziedzinach. Nie chodzi nawet o nominalne cięcia (niższe kwoty), co o fakt, że wydatki w innych miejscach będą rosły niewspółmiernie wolniej od potrzeb.

Jak zauważa dr hab. Michał Brzeziński, ekonomista z Katedry Ekonomii Politycznej Uniwersytetu Warszawskiego, PiS może sfinansować 800 plus podobnie jak wcześniej 500 plus, czyli "redukcją albo zgodą na spadek innych wydatków". Wskazuje, że w latach 2015-2019 znacząco spadły wydatki (jako procent PKB) na edukację, badania podstawowe czy związane z niepełnosprawnością. Wtórują mu dr Marcin Wroński ze Szkoły Głównej Handlowej i dr hab. Tomasz Kamiński z Uniwersytetu Łódzkiego.

Żeby komuś dać, to trzeba komuś zabrać. W Polsce rząd zabiera szkołom, uniwersytetom… W długim okresie to fatalne dla naszego rozwoju

- pisze Kamiński.

W latach 2015-2022 inwestycje publiczne spadły z 4,5 proc. do 4 proc. PKB, wydatki na szkolnictwo wyższe z 1,5 proc. do 1,2 proc. PKB, wydatki na usługi publiczne z 4,9 proc. do 4,2 proc. PKB. Wydatki na rodzinę wzrosły z 1,4 proc. do 3 proc. PKB. Pieniądze na 800 plus się znajdą, pytanie czyim kosztem

- komentuje z kolei Wroński, dodając, że "za 800 plus zapłacą brakiem podwyżek (niższymi podwyżkami) nauczyciele, wykładowczynie, pracownicy administracji publicznej".

Podobnych głosów jest więcej. 

Czyli stać nas na 800 plus i autostrady, ale nie stać na nauczycieli (zarabiają prawie minimalną), na ochronę zdrowia (zadłużone szpitale, kolejki w POZ), na transport do wsi i małych miast. Kaczyński chce rozmienić Polskę na drobne, zamiast budować sprawne państwo i dobre płace

- komentuje Jan Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii, współpracujący programowo z AgroUnią.

Waloryzacja 500 plus broni się na poziomie spadku realnej wartości tego świadczenia. Poza tym jest na to przestrzeń w budżecie, ale w hierarchii potrzeb dziś zdecydowanie potrzebujemy doinwestować usługi publiczne, więc zamiast 800 plus, najpierw trzeba podnieść pensje w budżetówce

- uważa natomiast Paweł Musiałek, prezes Klubu Jagiellońskiego.

Były prezes Klubu Jagiellońskiego, dr Marcin Kędzierski, ma zresztą podobną opinię, choć zaznacza, że nie wierzy w jej realizację. 

Transfer [podwyżka 500 plus do 800 plus - red.] wzmocni indywidualizm i jeszcze bardziej utrudni jakiekolwiek wzmacnianie usług publicznych. Długookresowo dla państwa to kiler. Gdybym wierzył, że wzmocnienie usług publicznych jest możliwe, waliłbym w 800 plus. Ale w to nie wierzę, podobnie jak większość Polaków. (...) Polacy en masse nie chcą inwestować w usługi publiczne

- pisze Kędzierski.

800 plus zamiast 500 plus. Kolejny akord "drugiej fali prywatyzacji"?

Oczywiście wszystko jest kwestią priorytetów włodarzy kraju, ich wizji, a także (a może, niestety przede wszystkim) potrzeb politycznych. 800 plus jest bardziej chwytliwe niż plan poprawy systemu edukacji czy ochrony zdrowia.

Już od kilku lat mówi się o tzw. drugiej fali prywatyzacji, ten termin prawdopodobnie ukuł (a na pewno napisał książkę o takim tytule) dr Łukasz Pawłowski z "Krytyki Liberalnej". Chodzi o to, że kolejnym (czy coraz wyższym) transferom społecznym towarzyszy erozja jakości usług publicznych. W największym skrócie - "skoro nie potrafimy zlikwidować kolejek do lekarzy na NFZ, to dajmy ludziom pieniądze, żeby poszli do lekarza prywatnie". Albo - "może i poziom w polskich szkołach spada, ale rodziców stać na korepetycje dla dzieci". 

Więcej o: