Roman Czerwiński, odznaczony 48-letni pułkownik, który służył w ukraińskich siłach specjalnych według dziennika "Washington Post" miał być "koordynatorem" operacji Nord Stream. Osoby zaznajomione ze sprawą miały poinformować, że oficer zarządzał sześcioosobowym zespołem, który przy wykorzystaniu fałszywych tożsamości, wynajął żaglówkę i użył sprzętu do nurkowania głębinowego, aby umieścić ładunki wybuchowe w gazociągach.
Anonimowe źródła podkreśliły, że Czerwiński miał w tym wszystkim nie działać sam. Jak poinformował "Washington Post" oficer miał przyjmować rozkazy od wyższych rangą ukraińskich urzędników. Ci ostatecznie podlegali gen. Walerijowi Załużnemu, czyli najwyższemu rangą ukraińskiemu oficerowi wojskowemu. "Czerwiński doskonale nadawał się do pomocy w przeprowadzeniu tajnej misji mającej na celu zaciemnienie odpowiedzialności Ukrainy. Służył na wysokich stanowiskach w krajowej agencji wywiadu wojskowego, a także w Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy, SBU, i jest zawodowo i osobiście blisko kluczowych przywódców wojskowych i bezpieczeństwa. Pomagał również w przeprowadzaniu innych tajnych operacji" - podkreślił amerykański dziennik.
Sam pułkownik, za pośrednictwem swojego adwokata, zaprzecza, aby odgrywał jakąkolwiek rolę przy sabotażu rurociągu. "Wszystkie spekulacje na temat mojego udziału w ataku na Nord Stream są rozpowszechniane przez rosyjską propagandę bez żadnych podstaw" - stwierdził Czerwiński w pisemnym oświadczeniu przekazanym "The Washington Post" oraz "Der Spiegel", które wspólnie przeprowadziły dochodzenie w jego sprawie.
Informacje na temat rzekomego udziału Czerwińskiego w atakach na Nord Stream stoją jednak w sprzeczności do publicznych zapewnień Zełenskiego na temat braku udziału Ukrainy w sabotażu. - Ukraina nic takiego nie zrobiła. Nigdy nie postąpiłbym w ten sposób - powiedział Wołodymyr Zełenski cytowany przez "Washington Post". W czerwcu 2023 roku ten sam amerykański dziennik informował, że cała operacja miała być ukrywana przed prezydentem tak, aby mógł on w wiarygodny sposób zaprzeczać oskarżeniom, że to Ukraina wysadziła gazociąg. Inaczej wsparcie dla Ukrainy mogłoby stanąć pod znakiem zapytania, szczególnie ze strony Niemców, którzy najmocniej stawiali na Nord Stream. Akcją miał więc zarządzać gen. Walerij Załużny.
"Ukraina przeprowadziła wiele śmiałych i tajnych operacji przeciwko siłom rosyjskim. Atak na Nord Stream był jednak wymierzony w infrastrukturę cywilną zbudowaną w celu dostarczania energii milionom ludzi w Europie. Podczas gdy Gazprom, rosyjski państwowy konglomerat gazowy, posiada 51 procent udziałów w Nord Stream, zachodnie firmy energetyczne, w tym z Niemiec, Francji i Holandii, są partnerami i zainwestowały miliardy w projekt. Ukraina od dawna narzekała, że Nord Stream pozwoli Rosji ominąć ukraińskie rury, pozbawiając Kijów ogromnych dochodów z tranzytu" - podkreślił "Washington Post".
Według Amerykanów ci, którzy poinformowali o udziale Czerwińskiego w ataku na Nord Stram, bronili go i zapewniali, że działał dla dobra Ukrainy. Tłumaczyli, że sabotaż rurociągów wpłynął na osłabienie Rosji oraz pozbawił Putina narzędzia nacisku politycznego, jaką był przepływ gazu ziemnego.
26 września 2022 roku około godziny 2:00 nad ranem stacje sejsmiczne w Danii, Szwecji i Niemczech zarejestrowały niewielkie wstrząsy na powierzchni dna Morza Bałtyckiego. W tym samym czasie pracownicy gazociągu Nord Stream odnotowali gwałtowny spadek ciśnienia w rurze o długości 1,2 tys. kilometrów, która łączy Rosję i Niemcy. Niedługo później wyszło na jaw, że trzy z czterech nitek gazociągów Nord Stream 1 i 2 zostały uszkodzone na skutek wybuchu. W wyniku eksplozji centralny element niemieckiej infrastruktury energetycznej został zniszczony. Nadal nie udało się jednogłośnie ustalić, kto stoi za przeprowadzeniem ataków. Niezależne dochodzenia w tej sprawie nadal prowadzone są przez służby Niemiec, Szwecji i Danii. Przebieg śledztw objęty jest ścisłą tajemnicą.