Gmail offline, czyli Google wchodzi do ogródka Microsoftu. I wyrywa krzaczki

Google udostępniło właśnie nowy dodatek do swojej przeglądarki. Pozwala on przeglądać pocztę Gmail bez dostępu sieci. W kolejce kalendarz i dokumenty.

"To mały krok dla Google, ale wielki krok dla ludzkości". Dzięki temu małemu pluginowi korzystanie z Gmaila nie będzie różnić się od korzystania ze zwykłego klienta pocztowego. Wiecie, takiego jak na przykład stareńki Outlook, który przez wiele lat i dla wielu milionów ludzi był po prostu synonimem "poczty w komputerze".

Co prawda dzięki rozwojowi interfejsów sieciowych i coraz większej dostępności internetu pozycja programów do obsługi poczty (kto pamięta The Bat?) sukcesywnie w ostatnich latach spadała, to jednak wejście Google na ten rynek to bardzo ważny krok. Dlaczego?

Wyrywanie krzaczków

Ponieważ w ślad za pocztą pójdą kalendarz i dokumenty - dwie kluczowe dla każdego użytkownika komputera aplikacje, będą domyślną częścią każdego pakietu biurowego. Offline'owego pakietu, takie jak Office Microsoftu. To jednak nie koniec.

Zastanówcie się z jakich aplikacji zainstalowanych na swoim komputerze jeszcze korzystacie tak często jak z poczty i pakietu biurowego? Ja mam dosyć krótką listę - przeglądarka WWW, odtwarzacz wideo, odtwarzacz muzyki, przeglądarka zdjęć.

Dla Microsoftu są to kluczowe elementy systemu operacyjnego Windows - Internet Explorer, Windows Media Player i Przeglądarka Fotografii. Systemu offline'owego, za który płacimy około 100 dolarów, który musimy co jakiś czas aktualizować, którego kolejna, ósma już wersja, będzie mieć wkrótce premierę.

Enter Google . Gmail to Outlook. Dokumenty to Office. YouTube to Media Player. Picasa to fotografie. Wszystko za darmo, wszystko w chmurze, wszystko dostępne z przeglądarki.

No właśnie, a przeglądarka? Według StatCounter Chrome, przeglądarka Google w sierpniu wyprzedziła Explorera, przeglądarkę Microsoftu. Na globalnym rynku ciągle rządzi jeszcze Explorer, ale jego udziały spadają. Google powoli, ale bardzo sukcesywnie wyrywa Microsoftowi kolejne elementy układanki jaką jest system operacyjne. Google wyrywa krzaczki.

I sadzi u siebie w ogródku. Bo żeby korzystać z "bezsieciowego" Gmaila (i zapewne w przyszłości z pozostałych narzędzi Google) trzeba mieć... przeglądarkę Chrome, należącą do Google. Nie przypomina Wam to trochę niecnych praktyk stosowanych kiedyś przez... Microsoft?

Co teraz?

Nic, teraz to pozostaje czekać na globalną dominację. To oczywiście żart, pozycja Microsoftu jest ciągle niezagrożona, a inwestycje czynione w chmurze (Office 365), w przeglądarki (nowy Explorer jest świetny) czy tablety (system Windows 8) na pewno się nie rozpłyną. Nowe gałęzie, w które inwestuje Microsoft również sobie nieźle radzą - wystarczy wspomnieć Xboksa 360 i kontroler Kinect czy rosnącą pozycję wyszukiwarki Bing.

Niewątpliwie jednak siła konsekwencji Google i uparte dążenie do celu, jakim jest zbudowanie własnego, niezależnego od Microsoftu ekosystemu budzi respekt. A jeśli ktoś pozostaje sceptyczny czy to się może udać - warto sprawdzić jak radzi sobie Android, mobilny system operacyjny Google.

Tę notkę napisałem wykorzystując system Windows 7 i pakiet Office. Czy za kilka lat będę potrzebował do tego wszystkiego Windows 8? Czy wystarczy Chrome?

--

Podyskutuj z autorem na Google+

Więcej o: