CC: Gra blogera

Blogerzy rządzą światem! Tylko nie.

W tak zwanym międzyczasie odbyły się nudne wybory parlamentarne, poprzedzone nudną kampanią wyborczą. Jedynym wydarzeniem, które skłoniło mnie do lekkiego uniesienie oklapniętej powieki, było zaproszenie "słynnej blogerki Kataryny" do gościnnego poprowadzenia serwisu wyborczego na portalu gazeta.pl, co uczyniła w swój zwykły, kuriozalny sposób. Wprawiło to w lekki oburz dziennikarzy z papierowej Gazety Wyborczej , a mnie kolejny raz przypomniała się Gra Endera Orsona Scotta Carda.

Jednym z wątków tej wydanej w 1985 powieści s-f był poświęcony Peterowi i Valentine, rodzeństwu genialnych dzieci, które publikując pod pseudonimami eseje w sieci komputerowej wpływa na polityczne losy świata. Kiedy Card pisał swoją książkę, Internet jeszcze nie trafił pod strzechy, a system grup dyskusyjnych Usenet był zasiedlony przez specjalistów. Stąd może ten naiwny pomysł, że podłączenie się do sieci pozwoli dotrzeć do ludzkości ze swoim poważnym przekazem. O ile wizja Carda i tak jest bliższa rzeczywistości niż halucynacyjne metafory Williama Gibsona , to nie udało mu się przewidzieć szumu związanego z Web 2.0. Kiedy okazało się, że każdy może bez problemu umieszczać treści (wcześniej barierą była chociażby znajomość podstaw html i znalezienia hostingu), wysypały się one z worka bez dna. Piętnaście minut sławy obiecane przez Andy'ego Warhola okazało się piętnastoma lajeczkami na facebooku.

Oddając sprawiedliwość Cardowi należy wspomnieć, że przewidział takie zjawiska jak trolling (pisanie niekoniecznie własnej opinii, mające na celu wywołanie burzliwej dyskusji) czy sockpuppets ("pacynki", fałszywe osobowości pomagające użytkownikowi w dyskusji lub trollerce).

Niech nas zobaczą

Czy jednak blogerka Kataryna, która przebiła się ze swoim komunikatem aż do dziennikarzy prasy papierowej świadczy o przenikliwości Orsona Scotta Carda?

Tak na pewno wydaje się wielu blogerom, którzy traktują swoje pisanie w internecie jako Poważną Sprawę (ang. Serious Business ); w tej narracji blogi stają się równe tradycyjnej prasie, zdolne z nią konkurować czy chociażby podjąć dialog. To złudzenie wzięło się z kilku przyczyn - organizacji platform blogowych czy agregatów na podobieństwo portali prasowych, a także udział w nich profesjonalnych dziennikarzy (czego jaskrawym przykładem jest założony przed dziennikarza Igora Janke Salon24.pl). Wrzucając notkę obok notki Znanego Nazwiska faktycznie można poczuć moc w klawiszach.

Nie podzielam tych złudzeń, ponieważ wywodzę się z innej  kultury blogowania - do blogosfery przeszedłem z Usenetu. Tam wrzucałem anegdotki i ciekawostki dla znajomych, tu robię to samo. Mam świadomość, jak mały jest krąg moich odbiorców.

Ale gdy prześledzi się kariery różnych "słynnych blogerów", to okaże się, że sławę zdobyli nie tylko dzięki swojej ciężkiej pracy i wyrazistości, ale i promocji na głównych stronach portali. Tak jak w przypadku Znanych Nazwisk przyciągających do Salonu24, nie obyło się bez siły tradycyjnych - czy po prostu dużych - mediów.

Czyli kogoś, kto ma monopol na zarządzanie szumem z - cytując młodszy o 10 lat od Gry Endera film Ghost in the Shell - "rozległej i nieskończonej sieci".

Cyber Czwartek to cykl cotygodniowych felietonów poświęconych dawnym wizjom przyszłości i temu, jak (i czy!) spełniły się w naszym nowoczesnym świecie. Autor, Michał R. Wiśniewski , jest publicystą i blogerem specjalizującym się w fantastyce oraz japońskiej popkulturze.

Więcej o: