"Im będzie bardzo łatwo mnie wykasować, ale nas wszystkich to już zbyt widoczna ilość" - śpiewał Marcin Pryt na nowej płycie 19 Wiosen. Tym utworem mogli motywować się sympatycy Komitetu Obrony Demokracji. Profil na Facebooku liczy sobie niecałe 18,5 tysiąca fanów, z kolei grupa na Facebooku "rozrosła się do ogromnych rozmiarów", jak uważają jej twórcy, i ma ponad 36 tysięcy członków. Wszystkim mina musiała jednak zrzednąć, gdy na spotkanie w Warszawie przyszło 10 osób .
Czym jest KOD? Na swojej stronie piszą o sobie tak:
Demokracja w Polsce jest zagrożona. Działania władzy, jej lekceważenie prawa oraz demokratycznego obyczaju zmuszają nas do wyrażenia stanowczego sprzeciwu. Nie chcemy Polski totalitarnej, zamkniętej dla myślących inaczej niż każe władza, nie chcemy Polski pełnej frustracji i żądzy rewanżu. Chcemy, żeby w Polsce było miejsce dla wszystkich Polaków, równych wobec prawa,z ich przekonaniami, opiniami, etyką i estetyką. Nie godzimy się na zawłaszczanie państwa, dzielenie Polaków na lepszych i gorszych, pogardę dla "innego". Nie ma też naszej zgody na poglądy godzące w zasady demokracji i prawa człowieka.
"Warszawa była dla założycieli" - tłumaczy się jednak KOD na Facebooku. Liderzy studzą też bojowe nastroje, bo klikający "Lubię to" już nie mogą doczekać się, kiedy wyjdą na ulice. "Może 13 grudnia warto wyjść na ulicę, by się policzyć?" - pyta jeden z niecierpliwych. Ktoś inny zwraca uwagę na to, że trzeba stworzyć coś na wzór Marszu Niepodległości i ruszyć z własnymi transparentami. Ambitne plany jak na "organizację", która w żadnym regionie nie ma nawet tysiąca członków. Na Facebooku!
KOD próbuje skrzyknąć się lokalnie, by na miejscu ustalać ewentualne akcje. Z frekwencją znowu może być kiepsko. Dolny Śląsk na razie ma 315 członków, łódzkie 184, małopolskie 187, pomorskie prawie 300. Liderem jest okręg mazowiecki, który ma 920 chętnych. Po drugiej stronie stoi województwo opolskie, które póki co może wesprzeć siłą 30 członków.
Gdzie są ci, którzy tak chętnie klikali "lubię to" na profilu KOD-u? Skoro lokalne grupy nie zrzeszają tłumów, to trudno wyobrazić sobie ich akcje w rzeczywistości.
KOD-owcy są jednak pewni, że będzie się działo:
Ale my jeśli trzeba wyjdziemy na ulice mamy poparcie wielu ugrupowań i mediów nie protestujemy przeciwko złym płacom albo innym podobnym sprawom. Jeśli będzie trzeba to wyjdziemy na ulice żeby bronić wolności i demokracji a tego przez ostatnie 25 lat w Polsce nie było
Póki co walczą na Facebooku. Profil Komitet Obrony Demokracji zaproponował, by na znak protestu wobec działań Prawa i Sprawiedliwości (to partia, która ma być przez sympatyków KOD zdelegalizowana) "wywiesić" flagę Unii Europejskiej w tle swojego facebookowego profilu. Niestety, mimo 237 "lajków", raczej mało kto pozytywnie zareagował na apel. Najwyraźniej najwięksi bojownicy od razu chcą szturmem zdobyć Sejm i przejąć władzę, więc nie będą skupiali się na detalach. Mimo nieśmiałych zaproszeń od założycieli KOD-u: "jeśli ktoś ma ochotę niech wstawi zdjęcie w tle".
Czytając wpisy KOD-owców na ich otwartej grupie, można odnieść wrażenie, że znajdujemy się w siedzibie partyzantów. Co chwila ktoś planuje zamachy na ich życie. Ktoś chce zwolnić ich z pracy. Sąsiad nie podaje ręki, bo przecież kliknąłem "lubię to" Komitetowi Obrony Demokracji. "Nie chcę nic mówić, ale pewnie będziemy jako jedni z pierwszych na celowniku!" - obawia się pani Kasia, udostępniając newsa o tym, że PiS chce monitorować internautów i zgłaszać wpisy do prokuratury. Zamkną niepokornych internautów - wieszczy, nie zauważając, że to news z 2010 roku. Na tej grupie link pojawił się kilka razy, co doskonale pokazuje, jakie mniemanie mają o sobie KOD-owcy. Wielokrotnie pisano o strachu przed Komitetem Obrony Demokracji.
Komitet Obrony Demokracji fot. Facebook fot. Facebook
Nawet jednak w grupie znajdą się tacy, którzy mają wątpliwości co do działań KOD-u w Sieci. "Tylko nawalamy posty na Facebooku" - skarży się jedna z sympatyczek. "A co mamy robić?" - pyta inny. Pojawiają się też inne pocieszające wpisy: "dzisiaj nic więcej zrobić nie można", "dopóki nie możemy dowalać inaczej, dowalamy na fejsie", "w epoce informacyjnej, sfera informacji jest kluczowa". Urocza, naiwna wiara w to, że wpisy na Facebooku mogą cokolwiek zmienić. Zwrócić uwagę na problem. Że opornik w tle czy awatarze na Facebooku to to samo, co wyjście na protest. Memy wyśmiewające polityków przeciwników politycznych czy "zmuszające do myślenia" spowodują, że ludzie nagle zainteresują się sprawą. Szanuję prawo do wyrażania swoich poglądów i opinii, ale wciąż śmieszy mnie, że ktoś uważa, że "czarną robotę" można wykonać na Facebooku. Kliknąć lajka przy "zdelegalizować PiS" i cieszyć się swoją opozycyjną aktywnością.
Oczywiście już powstały akcje, które mają na celu "wyeliminowanie" internetowego wroga. Spamowali grupę, wrzucali nieodpowiednie treści, a później zgłaszali to Facebookowi, by zbanował profil. Wielki spór politycznych idei. Nowi partyzanci, nowi bojownicy. Ale skoro walczy się w Sieci, to może znak, że w kraju nie jest tak źle i to powód do radości?