W lutym miną 3 lata od zapowiedzi PlayStation 4 . Konsola swoją premierę miała w listopadzie 2013 roku, ale pierwsze konkretne i oficjalne informacje dostaliśmy właśnie pod koniec lutego 2013 roku. Dla Sony będzie to bardzo przyjemna rocznica. PlayStation 4 okazało się wielkim sukcesem, dziś konsolę ma ponad 35 mln ludzi na całym świecie.
Nieco gorszym wynikiem może pochwalić się Microsoft - Xbox One , zapowiedziany w maju 2013 roku, sprzedał się jak do tej pory w liczbie 18 mln. Choć na razie Microsoft walkę przegrywa, to nie ma prawa być niezadowolonym. Sprzedaż ciągle rośnie, a w lipcu ubiegłego roku Phill Spancer podkreślał, że Xbox One cieszy się większą popularnością niż Xbox 360 w analogicznym czasie od premiery. To już coś.
PlayStation 4 i Xbox One (mimo wszystko) połączył sukces - dla Microsoftu i Sony były to udane trzy lata od zapowiedzi sprzętów. Ale spójrzmy na te udane konsole z nieco innej perspektywy - jak na przykłady niespełnionych obietnic.
Zwrócił na to uwagę na Twitterze Bloodergo , który napisał, że sporo gier pokazanych na pierwszych zapowiedziach PlayStation 4 nadal nie wyszło. Niechlubnym wzorem jest tutaj Deep Down. Gra od studia Capcom zachwyciła grafiką na premierowej konferencji związanej z PS4 i dalej była cisza. Wprawdzie dostawaliśmy zwiastuny, ale wciąż nie wiadomo, kiedy Deep Down się pojawi. Silnik Panta Rhei miał być prezentacją możliwości konsoli nowej generacji. Zachwycił, przyciągnął uwagę, obiecał potężną grafikę na PlayStation 4 i zasugerował, czego możemy się po nowej generacji konsol spodziewać.
Po trzech latach od trailera nadal nie mamy gry i nadal nie wiemy, kiedy w Deep Down zagramy. Właściwie moglibyśmy zadać pytanie: czy w ogóle zagramy w Deep Down . Dziś wbrew pozorom nie jest to takie pewne - oficjalnie gra jest w produkcji, ale konkretnych informacji związanych z premierą nie ma. Przykład The Last Guardian pokazuje, że można pracować w nieskończoność.
Duże wrażenie robił Quantum Break, zaprezentowany na pierwszym pokazie Xboksa One. To gra od studia Remedy, twórców serii Max Payne i Alan Wake. Zwiastun nie pokazywał faktycznej rozgrywki, ale był zrobiony na silniku gry, więc rozbudzał wyobraźnie. Tak, właśnie dla takich efektów chcieliśmy nowej generacji. Rok później, na targach Gamescom , Microsoft pochwalił się już gameplayem, a więc faktyczną rozgrywką, który zwiększył zainteresowanie grą.
Grą, która do tej pory nie wyszła. Obecnie obowiązujący termin wydania to kwiecień tego roku. Czy tym razem uda się go dotrzymać? Miejmy nadzieję, bo na Quantum Break czekamy zdecydowanie zbyt długo.
Co łączy te dwie gry: Deep Down i Quantum Break? Były zapowiedzią i obietnicą możliwości nowej generacji. Pokazano je na pierwszych konferencjach, więc były to tytuły, które miały sprawić, że to właśnie dla tych gier zdecydujemy się postawić na Microsoft albo Sony. Owszem, w międzyczasie dostaliśmy inne "zachęty", ale to Deep Down i Quantum Break pokazano na początku, obiecując niesamowite efekty. Po niemal trzech latach od zapowiedzi i grubo ponad 2 latach od premiery konsol tych obietnic nie zrealizowano .
A lista gier "obiecanych" w okresie od zapowiedzi konsol do ich premiery, czyli od zimy 2013 do jesieni 2013, jest dużo większa. Na PlayStation 4 wciąż czekamy np. na prześliczne Rime czy Shadow of the Beast, tytuł dobrze znany grającym na Amidze, który miał powrócić na PlayStation 4. W 2013 zapowiedziano intrygujące Blow na Xboksa One, a gra wciąż się nie ukazała i ciągle nie ma nawet konkretnego terminu wydania.
Moglibyśmy tłumaczyć Sony i Microsoft , że to nie do końca ich wina - w końcu zawiedli twórcy gier. Sęk w tym, że giganci i tak są poniekąd odpowiedzialni, bo promowali się tymi grami na premierowych konferencjach i pierwszych miesiącach od zapowiedzi sprzętów. To był znak, że właśnie te gry mają nas skusić. Może i nikt nie deklarował, że dostaniemy je w dniu premiery sprzętu, ale ponad dwuletnie spóźnienie to gruba przesada.
A poza tym jest jeszcze jeden problem. Nie wszystkie sprzętowe obietnice zostały spełnione .
Sony ma na swoim koncie sporo niezrealizowanych zadań. Rok po premierze PlayStation 4 serwis CVG wypunktował opcje, które miały znaleźć się w konsoli, a po ponad 12 miesiącach od debiutu nadal ich brakowało. Co gorsza, nie znajdziemy ich nawet dzisiaj. Mowa tutaj np. o błyskawicznym uruchamianiu konsoli i kontynuowaniu rozgrywki w miejscu, w którym się skończyło. PS4 potrzebuje nieco czasu zanim będzie gotowe do pracy.
Nadal nie możemy streamować wersji demo gier, tylko trzeba je pobrać na dysk. O współpracy z PlayStation Camera już chyba nikt nie pamięta, a przecież kamera miała być wykorzystana na PS4. Dzielenie się rozgrywką funkcjonuje stosunkowo od niedawna, podobnie jak automatyczne pobieranie gier, którymi możemy się zainteresować - tak by zaoszczędzić nasz czas. Tyle że jest to bardzo ograniczona opcja. System tylko raz zaproponował mi, żebym kupił Destiny: The Taken King, pobierając grę automatycznie. To byłby świetny dodatek dla tych, którzy nie mają czasu śledzić growych newsów i w ten sposób informowani są o nowych dostępnych grach (które po cichu pobierane są na dysk). Sony bardzo rzadko po tę funkcję sięga.
Na pierwszej konferencji Microsoftu wspominało się o "mocy z chmury". Xbox One mógłby być odciążony, bo za część procesów odpowiedzialna byłaby chmura. A co za tym idzie, zwiększyłaby się wydajność konsoli. Tyle że jak do tej pory chmura ciągle wykorzystywana jest do rzeczy związanych z grami multiplayer czy takimi drobiazgami jak Sztuczna Inteligencja . Na jednym z filmików prezentujących możliwość użycia zewnętrznych serwerów widzieliśmy, że znaczenie może być dużo, dużo większe:
Możemy doszukiwać się w tym wszystkim spisku - firmy celowo wprowadzają nas w błąd, obiecują niemożliwe, a my naiwnie i tak kupujemy, wierząc we wszystko, co nam pokażą. Co gorsza, nie wymagamy realizacji obietnic.
Poniekąd coś w tym jest - Kinect i tak sprzedał się wzorowo, mimo że nie był takim samym kontrolerem, jak zapowiadano na konferencjach:
Ale producenci konsol mają inny problem. W odróżnieniu od smartfonów, tabletów czy nawet telewizorów, PlayStation 4 czy Xbox One to sprzęty na lata. Za rok czy dwa od premiery nie pojawi się nowy model: szybszy, mocniejszy, ładniejszy. Owszem, pewne zmiany związane z wyglądem lub np. wielkością są wprowadzane (PlayStation 3 i Xbox 360 doczekały się wersji Slim), ale mimo wszystko to drobiazgi. Kupując konsolę, mamy gwarancję, że za 3-4 w sklepach będzie mniej więcej ten sam sprzęt. Może tańszy, ale na pewno nie lepszy technicznie od tego, który już mamy. Tej gwarancji nie mają osoby kupujące nowy komputer czy smartfona.
Kiedy wszystko pędzi, zmienia się, przechodzi rewolucje, konsole, mogłoby się wydawać, stoją w miejscu. Opóźnianie niektórych funkcji jest więc dobrym sposobem na to, żeby konsola ciągle żyła. Możemy się wkurzać, że możliwość odtwarzania plików MP3 czy dzielenie się rozgrywką udostępnione zostało kilkanaście miesięcy od premiery PlayStation 4, a Xbox One wciąż czeka na opcję puszczania muzyki w tle. Przecież to powinno być dostępne od razu!
Ale z drugiej strony mamy wrażenie, że konsole leżące pod telewizorem stale się rozwijają. Właśnie za sprawą kolejnych aktualizacji systemowych. Niby jest to to samo PlayStation 4, które kupiliśmy w 2013 roku, ale jednak inne. Lepsze!
To bardziej zmora naszych czasów, a nie celowy manipulacyjny zabieg. Ciągle chcemy nowości, dodatków, zmian. W przypadku konsoli, której przecież nie ulepszymy procesorem czy nowszą kartą graficzną, jest to trudne. Niemożliwe jest też wypuszczanie nowych modeli co 1-2 lata. Dzisiaj, dzięki aktualizacjom, można wzbogacać funkcje. Właściciele cieszą się z nowinek, niezdecydowani widzą, że możliwości przybywa, więc warto w końcu udać się do sklepu po konsolę.
Paradoksalnie opóźnianie premier głośnych gier czy ważnych funkcji nie wkurza, ale pobudza apetyt. Zwiększa zainteresowanie i uwagę. Okrutna, brzydka manipulacja i granie na emocjach? Raczej: "takie czasy". Nic nie może stać w miejscu, nic nie może być gotowe od razu. Bo za szybko się tym znudzimy.