Zagrasz w grę o dziecku chorym na raka? Jesteś wyjątkiem

Gry powinny poruszać poważne tematy - mówi wiele osób. Kiedy jednak takie w końcu powstają, wielu boi się o nich mówić i w nie grać. Tak jest z That Dragon, Cancer.

Od dawna trwają dyskusje, czy gry to taka sama rozrywka co filmy czy książki. Czy fabuły mogą być porównywane, zestawiane, czy gry powinny pojawiać się w dyskusjach kulturalnych? Większość grających odpowie twierdząco, a fakt, że się tak nie dzieje, usprawiedliwi ignorancją tych, którzy nie grają i nie rozumieją nowej sztuki. Bo przecież gry od dawna poruszają trudne tematy, a jeśli nie mogą, to przez cenzurę. Opowiadające o wojnie w Iraku Six Days in Fallujah straciło wydawcę, bo ten obawiał się reakcji niegrowych mediów. Problem w tym, że niewygodnych tematów obawiają się najbardziej sami grający odbiorcy i branżowe media. Dobrym przykładem tego jest wydana niedawno gra That Dragon, Cancer .

Historia jest do bólu prawdziwa. Rodzice, twórcy gry, stracili dziecko, które było chore na raka. Nowotwór wykryto, gdy syn miał roczek. Lekarze nie dawali większych szans na przeżycie kilku miesięcy, dziecko Ryana i Amy Green zmarło mając cztery lata. That Dragon, Cancer jest zapisem walki, cierpienia i emocji, jakie targają rodzicami. Niektórzy recenzenci piszą nawet, że to swego rodzaju terapia.

Gra o chorym dziecku? Nie gram!

A niektóry o grze pisać nie chcą. W Polsce nawet największe portale o grach pominęły That Dragon, Cancer. Najwyraźniej uważają podobnie co autorka bloga "W Roli Mamy" , która wprost stwierdziła: "Gra o śmierci dziecka. Dziękuję, nie zagram!". Podobnych komentarzy nie zabrakło pod newsami o That Dragon, Cancer. "No to już jest przegięcie" - pisze jeden z czytelników portalu Gry-Online , zaś użytkownik forum dobreprogramy.pl dodaje: "Nawet wirtualnie nie chcę przeżywać czegoś takiego. Współczuję autorowi i nie potępiam. Rozumiem, że to jakaś forma odreagowania, ale to stanowczo nie dla mnie".

That Dragon, CancerThat Dragon, Cancer fot. That Dragon, Cancer fot. That Dragon, Cancer

Oczywiście jest to zrozumiałe, wszak nie wszyscy oglądają filmy czy dokumenty o chorobach, jednak przy ich premierach raczej mało kto się z tym afiszuje - to normalne. W przypadku That Dragon, Cancer liczba tego typu opinii jednak zaskakuje, bo pokazuje strach przed trudnymi tematami poruszanymi w wirtualnym świecie. O ile to normalne w przypadku odbiorców, tak dziwne, że grę pominęły serwisy zajmujące się recenzjami. Krytyka gry o chorym dziecku to za dużo? Pisać można wyłącznie o strzelaniu do wirtualnych ludzików? A potem na tych samych stronach czytamy dyskusje o tym, dlaczego brakuje wzruszających, poważnych gier z historią dla wrażliwych graczy.

Nawet jeśli ktoś zdecydował się o That Dragon, Cancer napisać, to i tak miał spory problem. "Pisanie o grach takich jak "That Dragon, Cancer" - a już tym bardziej ich ocenianie - nie jest łatwym zadaniem - wyjaśnia Marzena Falkowska na łamach Dwutygodnika - Kim bowiem jesteśmy, by wartościować sposób, w jaki rodzice radzą sobie z nieuleczalną chorobą i śmiercią dziecka?". Podobnie uważali recenzenci, którzy dla That Dragon, Cancer zrezygnowali z wypisywania ocen oraz plusów i minusów. "Nie będzie za to plusów i minusów, bo niby co miałbym w nich napisać? Że sterowanie jest słabe? Albo że narracja momentami bywa chaotyczna? To akurat nie ma żadnego znaczenia" - dodaje Bartosz Stodolny w recenzji na Gamezilli.

Trudno wyobrazić sobie, by w podobny sposób (nie)oceniane były filmy o Holocauście, książki fabularne opisujące życie w getcie czy wiele innych autobiograficznych i biograficznych dzieł, w których autorzy opisują zmagania z chorobami, tragediami i problemami, o których większa część odbiorców nie ma pojęcia. To jednak nie znaczy, że takie dzieła są pod ochroną, a łzy wzruszenia zasłaniają wady. "Ujęcia są słabe, gra aktorska fatalna, oświetlenie tragiczne, ale historia oparta na faktach, więc to nie ma znaczenia" - nie, to oczywiście nie przejdzie.

Zbyt osobiste, żeby można było ocenić

W grach jednak panuje dziwny strach przed krytycznym spojrzeniem tylko dlatego, że bohaterami są rodzice, którzy rzeczywiście stracili swojego syna. Gdzie przy takim poglądzie miejsce na gry osadzone w czasach II wojny światowej, mówiące o czymś więcej niż tylko o historiach dobrych żołnierzy bijących żołnierzy złych. Nie wspominając już o innych, współczesnych problemach. Przecież nie możemy ocenić gry o uchodźcach, skoro nigdy nimi nie byliśmy! I wówczas nieważne staje się, czy produkcja coś wnosi, mówi o sprawie w nietypowy sposób - ważne, że jest "ciężki temat", to plus. Ale niewiele z tego wynika.

Z opinii na temat That Dragon, Cancer dowiadujemy się, że osobista relacja nie może być zbyt... osobista. "Największym zaskoczeniem okazały się jednakże religijne wątki, o których wspomniałem na początku" - pisze Paweł Grabarczyk na blogu jawnesny.pl - "(...) W miejsce konkretów i precyzji otrzymujemy ciąg niezrozumiałych, balansujących na granicy urojenia myśli, które łączą się w całość chyba tylko dzięki temu, że w co drugim z nich występuje słowo "Bóg". Nie byłem w stanie przebrnąć przez te zwierzenia, więc w pewnym momencie po prostu zacząłem je ignorować". Wątki religijne krytykowane są również w komentarzach na Steam . I znowu: coś, co raczej normalne i akceptowalne jest w książkach czy filmie, w grach stanowi problem. A przecież jest wiele tematów, w których wiary (czy niewiary) pominąć się nie da. Jak ktoś wyobraża sobie gry jako wypowiedzi twórców, skoro irytuje się na kwestie niezgodne z poglądami? Gdzie tu miejsce dla własnego zdania autora?

That Dragon, CancerThat Dragon, Cancer fot. That Dragon, Cancer fot. That Dragon, Cancer

Wiemy, że That Dragon, Cancer jest wzruszające i wyjątkowe, bo grę stworzyli rodzice, którzy stracili dziecko, ale nie wiemy, jak That Dragon, Cancer prezentuje się na tle innych poważnych dzieł. Ewentualne wady są nieważne, bo choć That Dragon, Cancer jest projektem komercyjnym, to nie mamy prawa oceniać efektu przeżyć rodziców. Dobrze, że That Dragon, Cancer powstało, ale tak naprawdę nie chcemy w to grać, bo historia jest niełatwa. Cóż, nie jest to zachęcający obraz dla twórców, którzy chcieliby powiedzieć "o czymś". Dzieło, owszem, będzie docenione, ale wielu będzie bało się o nim rozmawiać.

Tylko rozrywka

Moglibyśmy zrzucić winę na wiek gier - to w końcu młoda gałąź rozrywki, nie to co literatura i film. Ale przecież mamy do czynienia z tymi samymi odbiorcami. To nie tak, że osoby, które grają, nie chodzą do kina i nie czytają książek. Dlaczego więc jest taki strach przed "poważnymi grami"? Może czas przestać się oszukiwać - tylko garstka wymaga od gier czegoś więcej niż tylko rozgrywki. Może przyjęło się mówić, że "gry to sztuka", żeby usprawiedliwić i dowartościować swoje hobby, ale tak naprawdę głębokich wzruszeń nikt nie oczekuje? To przecież nic złego. Gry, lepsze i gorsze, podobne do That Dragon, Cancer będą powstawać, ale chyba tylko nieliczne dotrą do masowego odbiorcy, o ile w ogóle będą takie, którym się to uda. Trzeba jednak pamiętać, że winne będą nie "ignoranckie media", tylko sami grający, którzy takich tytułów nie potrzebują. Opinie na temat That Dragon, Cancer są tego dowodem.

Więcej o: