Z głównej hali katowickiego Spodka dobiega niesamowity gwar. Choć strategiczny Starcraft 2 nie jest najpopularniejszą z esportowych gier, na trybunach widać niewiele wolnych miejsc. Tłum wpatruje się w dwa telebimy, dopingując swojego faworyta - gracza o pseudonimie Nerchio. Choć zwany tak Artur Bloch ma dopiero 23 lata, od niemal 6 zawodowo zmaga się i zwycięża w turniejach. Jednak dziś nie ma szczęścia – dowodzona przez niego armia przypominających robale Zergów ulega z wolna falom kosmicznych Marines pod dowództwem Choi Seong Huna.
IEM 2016 fot. Łukasz Józefowicz
Gdy kamera skupia się na Polaku, wyraźnie widać skupienie i lekkie zdenerwowanie – na twarzy Koreańczyka nie drga natomiast ani jeden mięsień, choć jego ręce tylko migają po klawiaturze, wykonując około 300 akcji w grze na minutę. W efekcie pokonuje oponenta w 3 z 5 meczów, wygrywając 3:0 i przechodząc do wielkiego finału. Owacje są olbrzymie, ale jakby cichsze niż przy udanych akcjach Nerchia. Jednak wiele osób zostanie oglądać finałowe zmagania, bo Intel Extreme Masters jest jedyną w roku okazją, by zobaczyć wielki esport na żywo.
IEM 2016 fot. Łukasz Józefowicz
Esport, czyli zmagania w rozmaite gry, staje się coraz popularniejszą rozrywką. Rośnie też pula tytułów: każdy znajdzie coś dla siebie. Strategiczny Starcraft, gdzie zmagają się kosmiczne armie; szybka i widowiskowa strzelanina Counter-Strike, gdzie liczy się nie tylko celne oko, ale i współpraca w drużynie; wielce skomplikowane, ale jednak niesamowicie popularne League of Legends i Heroes of the Storm, czy nieco spokojniejsze karciane Hearthstone. Wszystkie wymagają nie tylko refleksu, ale też szybkiego myślenia i podejmowania decyzji, opanowania taktyk i strategii – nic dziwnego, że gracze trenują wiele godzin, a dbające o nich organizacje oferują im też zajęcia integracyjne, wychowanie fizyczne, lekcje języków (drużyny często są międzynarodowe), sesje jogi czy spotkania z psychologiem. Stawka jest ogromna, pula nagród na samego LoL-a to 100 tysięcy, CS:GO - 250 tysięcy dolarów, a 150 tysięcy dla Starcrafta 2. W kuluarach, gdzie trwają ostatnie treningi, panuje kompletna cisza przerywana tylko stukaniem klawiszy. Skupieni gracze wpatrzeni są w monitory – za chwilę będą chcieli dać z siebie wszystko na scenie, na oczach tysięcy widzów.
IEM 2016 fot. Łukasz Józefowicz
Fanów, którzy zjechali do Katowic na 10. Edycję Intel Extreme Masters, nie interesują akademickie dyskusje, czy esport to sport. Oglądając swoje ulubione drużyny i zawodników przeżywają emocje niczym widzowie piłkarskiej Ligi Mistrzów lub skoków narciarskich. Najlepsi gracze są podziwiani – z boku sceny stoi długi rząd nastoletnich chłopców i dziewczyn czekających, aż esportowcy będą tamtędy przechodzić. Gdy pojawiają się Polacy z drużyny Virtus.pro, zebrani podnoszą ręce z telefonami i aparatami, a w stronę zawodników wyciągają kartki na podpisy. Autograf idola, a jeszcze lepiej zdjęcie z nim, to idealna pamiątka. Nieistotne, że Polacy wczoraj odpadli z turnieju – fani czekali na takie spotkanie cały rok – zawsze można poklepać idola po ramieniu i powiedzieć, że kibicowało się do końca.
IEM 2016 fot. Łukasz Józefowicz
Od piątku do niedzieli wielka kolejka do Spodka formuje się już w nocy. Wstęp jest niezmiennie od lat darmowy, obowiązuje zasada „kto pierwszy, ten lepszy”, a chętni zjeżdżają z całego kraju. Mateusz i Oskar z Jaworzna stali ponad 6 godzin, by zobaczyć drużynę Fnatic, zeszłorocznych mistrzów w Counter Strike. Dominik i Eryk wstali o 3 nad ranem, by z Rybnika dojechać i przez 10 godzin czekać po Spodkiem. Liczyli, że zobaczą mecz Virtus.pro, ale zadowoli ich i inna drużyna grająca na wielkiej scenie w CS-a.
Nie wszyscy chcą czekać - bilety, uprawniające do wcześniejszego wstępu, rozeszły się przez internet w ciągu niecałych 10 minut (karnety na cały turniej nawet szybciej). Znalazło się nawet ponad dziesięciu chętnych na kosztujące 4 tysiące złotych bilety, które gwarantują miejsca w najlepszych sektorach na każdą dyscyplinę, wyżywienie i zakwaterowanie w pięciogwiazdkowym hotelu. Wszystko po to, by bez przeszkód przeżywać esportowe emocje. Impreza w Spodku może pomieścić 20 tysięcy osób, jednak na miejsce wychodzących wpuszczani są kolejni - panuje olbrzymia rotacja i przez obiekt przewinie się znacznie więcej fanów chcących zobaczyć ponad 400 graczy, którzy przyjechali do Katowic.
IEM 2016 fot. Łukasz Józefowicz
Paulina i Nikola z Siemianowic Śląskich stanęły w kolejce o 7 rano, ale ich priorytetem nie jest oglądanie rozgrywek – chcą dotrzeć na spotkanie z Youtuberami – twórcami filmików w popularnym serwisie wideo. Są dla swoich fanów jak telewizja – dostarczają wieloodcinkowe seriale o grach, modzie, życiu. Doradzają, skłaniają do refleksji i bawią – choć często niewybrednym żartem. Gdy pojawiają się na sali wystawowej lub korytarzach Spodka, błyskawicznie skupiają tłum zainteresowanych. Nic dziwnego, że po ubiegłym roku wyznaczono miejsce do spotkania z nimi w przyległym budynku – grupy zainteresowanych się nakładają, a dzięki temu IEM rośnie jeszcze większy.
Nie tylko miłośnicy esportu i fani youtuberów przybywają na Intel Extreme Masters. Korytarze na rotundzie Spodka oraz hale w dobudowanym obok Międzynarodowym Centrum Konferencyjnym wypełnione są stanowiskami ponad trzydziestu wystawców: producenci gier, sprzętu, akcesoriów i gadżetów prezentują swoje produkty. Z głośników dobiega głośna muzyka, migają kolorowe światła, na stołach stoją zarównoo najnowsze cuda techniki jak i retrosprzęt, na którym można pograć. W hali wystawowej jest nawet większy tłok, niż na trybunach. Graczy przyciągają konkursy, turnieje w te same gry, w które zmagają się profesjonaliści; oraz liczni cosplayerzy – ludzie przebrani za postacie z gier, którzy chętnie pozują do zdjęć. Nie trzeba jechać na niemiecki Gamescom, by poczuć magię wielkiej imprezy dla graczy.
IEM 2016 fot. Łukasz Józefowicz
Nielicznym dane jest zajrzeć za kulisy IEM-u, gdzie ponad tysiąc osób uwija się, by impreza sprawnie działała. Przygotowania zaczęto na ponad dwa tygodnie przed jej oficjalnym startem. Liczy się nie tylko wrażenie dla zebranych na miejscu – 250 osób w produkcji dba, by transmisja przez internet dostępna była dla całego świata – pięć scen, pięć reżyserek z niezliczonymi monitorami: obraz z gry, ujęcia na publiczność, tabele wyników, kamery pokazujące twarze graczy - te elementy składane są w program przypominający coraz bardziej to, co znane jest z kanałów telewizyjnych. Oglądający esport od dłuższego czasu bez trudu zauważają, jak długą drogę przeszedł. Niegdyś do transmisji wystarczała kamerka internetowa i komentatorzy w t-shirtach. Dziś normą są studia eksperckie, komentarze równolegle w kilku językach, makijażyści, koszule i garnitury. Olbrzymią scenę w Spodku postawiła ta sama firma, która buduje je na Festiwal Opole, a puchar wykonali twórcy nagród dla piłkarskiej Ligi Mistrzów. Transmisjami nieśmiało interesują się też telewizje. Esport to wielkie pieniądze i ciągle rosnąca ranga wydarzeń. Imprezy takie jak Intel Extreme Masters w Katowicach dowodzą, że nie musi konkurować ze sportem, zajmować jego miejsca, ma swoją własną publiczność.