Argumentacja Godfreya Mutabaziego jest następująca: Uganda potrzebuje lokalnych treści i w dodatku przechowywanych lokalnie. Jego zdaniem wchodząc do internetu, a potem na Twittera oraz Facebooka w poszukiwaniu informacji z Ugandy, cała komunikacja i tak przechodzi przez terytorium USA. To generuje dodatkowe koszty. Budowa własnych sieci społecznościowych ma być rozwiązaniem tańszym i skuteczniejszym.
Trudno odmówić przedstawicielom władz racji w kwestii potrzeb lokalnego generowania i przechowywania treści, jednak warto również zwrócić uwagę na inny aspekt sprawy. Sieci społecznościowe stworzone w kraju i znajdujące się pod kontrolą państwa mogą stwarzać idealne warunki do cenzury.
Wystarczy wspomnieć chociażby o zabezpieczeniach w Chinach (rządowych firewallach), które skutecznie uniemożliwiają korzystanie z niewygodnych mediów społecznościowych.
To nie pierwszy przypadek, kiedy władze Ugandy zamierzają założyć kaganiec na Facebooka i Twittera. W trakcie ostatnich wyborów prezydenckich Komisja Komunikacji apelowała do firm telekomunikacyjnych o zablokowanie popularnych serwisów społecznościowych (w tym również komunikatora WhatsApp) w obawie przed zamieszkami.
Oczywiście otwartą kwestią pozostaje stosunek samych mieszkańców do planów rządu względem lokalnych serwisów społecznościowych. Mutabazi zapowiada, że rząd będzie aktywnie zabiegał o ich promowanie wśród obywateli przez sektor telekomunikacyjny.