W minionym tygodniu Duma, izba niższa rosyjskiego parlamentu, jednogłośnie przyjęła ustawę zakazującą rosyjskim żołnierzom używania na służbie każdej elektroniki, która może nagrywać wideo, robić zdjęcia i łączyć się z siecią. Wprowadzono też zakaz pisania w internecie o służbie i rozmów z przedstawicielami mediów.
Ustawę musi jeszcze zaakceptować Rada Federacji, izba wyższa rosyjskiego parlamentu, po czym trafi ona na biurko Władimira Putina. Nie ma wątpliwości, że szybko przejdzie oba te etapy. Rosyjskim władzom jest bardzo nie na rękę nadmierna swoboda żołnierzy w sieci.
Rosyjskie wojsko już od kilku lat intensywnie zwalcza smartfony. Łatwość, z jaką przy ich pomocy można zrobić zdjęcie czy nagranie, a potem wrzucić je do sieci, zaowocowała zalewem niewygodnych materiałów przedostających się poza wszelką kontrolą do opinii publicznej.
Na przykład wielu rosyjskich żołnierzy bardzo chętnie wrzucało na VKontakte (rosyjski odpowiednik Facebooka) i Odnoklassniki (Nasza Klasa) pozornie niewinne selfie z kolegami. Drobiazgiem było to, że w tle stał na przykład ich czołg, a włączona geolokacja zdjęcia wskazywała, że są na terytorium Ukrainy. Oficjalnie byli wówczas na "urlopie" albo na "ćwiczeniach" na południu Rosji.
Tablica do przykręcania skonfiskowanych telefonów. Zdjęcie mające pochodzić z rosyjskiej jednostki wojskowej Fot. trinxy.ru
Tego rodzaju zdjęcia pozwalały podczas wojny w Donbasie z dużą precyzją określać jakie jednostki rosyjskie biorą w niej udział, gdzie trenują przed przekroczeniem granicy i gdzie walczą.
Na przykład Bato Dambajew z 37. Gwardyjskiej Brygady Zmechanizowanej stacjonującej w Kiachcie na granicy z Mongolią systematycznie wrzucał selfie, które pozwoliły prześledzić drogę części jego jednostki przez całą Rosję, do obozu w pobliżu Rostowa nad Donem, po czym w rejon ukraińskiego Debalcewa, gdzie w 2015 roku toczyła się duża bitwa "separatystów" z ukraińskim wojskiem. Ostatecznie zrobił sobie selfie w Wuhłehirśku, gdzie zatrzymał się front.
Bato Dambajew na linii frontu w Donbasie. Niby 'separatysta', ale tak naprawdę żołnierz rosyjskiej brygady zmechanizowanej Fot. Bellingcat
Do sieci trafiały też takie cenne informacje, jak zdjęcie listy kadetów uczących się w szkole wojskowej w Kursku. Wielu z nich trafiło później do służby w stacjonującej w tym samym mieście 53. Brygady Przeciwlotniczej. To należąca do niej wyrzutnia systemu Buk trafiła później do Donbasu i posłużyła do zestrzelenia samolotu Boeing 777 malezyjskich linii lotniczych, wykonującego lot MH17. Nazwiska ze sfotografowanej listy pozwoliły sprawdzenie profili na VK widocznych na niej osób. Część z nich była taka "miła", że wrzucała do sieci zdjęcia z tą konkretną wyrzutnią albo z podróży na południe Rosji w pobliże granicy z Ukrainą.
Dwóch rosyjskich żołnierzy robiących sobie w 2014 roku zdjęcie pod tablicą z nazwą ukraińskiej miejscowości. Obok ich zdjęcia z VK i powiązanych z nimi kolegów z oddziału Fot. Bellingcat
Do rosyjskiej sieci systematycznie trafiają też zdjęcia pokazujące teoretycznie niejawne systemy czy elementy uzbrojenia. Można w niej też znaleźć na przykład ujęcia pokazujące wyraźnie uszkodzenia nowego myśliwca Su-57, odniesione podczas awarii silnika w locie. Oficjalnie władze twierdziły, że nic specjalnego się nie stało, ale zdjęcia pokazywały poważne zniszczenia.
Żołnierze chętnie pokazują też prawdziwe realia służby, a nie te widoczne na oficjalnie zatwierdzonych zdjęciach oraz nagraniach. Między innymi "falę" i podłe jedzenie.
Taki wylew, bo nie wyciek, wrażliwych i niewygodnych informacji, przysparzał bólu głowy rosyjskiej władzy i szefostwu wojska już od dawna. Sprawa stała się paląca po 2014 roku i agresji na Ukrainę, kiedy to jak chciałaby widzieć rzeczywistość Moskwa, stało się bardzo odmienne od tego, jak naprawdę ona wygląda. Wydano rozkaz numer 010, między innymi zabraniający używania na służbie smartfonów, tabletów czy aparatów. Po wejściu na teren jednostki powinny one być deponowane u dowódcy.
Z przestrzeganiem rozkazu było jednak różnie. Pokazują to liczne zdjęcia specjalnych tablic, na których są przybijane, przykręcane i przyklejane rozbite urządzenia elektroniczne zakazane rozkazem 010. Można ich znaleźć w rosyjskiej sieci bardzo dużo, co wyraźnie pokazuje, iż żołnierze są oporni w podporządkowywaniu się. Zwłaszcza, że teoretycznie zakazane zdjęcia nadal systematycznie trafiają do sieci.
Teraz, zgodnie z nową ustawą, żołnierze będą mogli formalnie używać tylko najprostszych telefonów komórkowych sprzed ery smartfonów. Nie mogą mieć aparatu, kamery i łączności z siecią. Można jednak przypuszczać, że tak samo jak rozkaz 010, tak samo ustawa będzie jedynie częściowo skuteczna. Chęć do pozostania w kontakcie ze światem zewnętrznym i chwalenia się w mediach społecznościowych jest bardzo silna.
Problem stał się na tyle głośny, że powstała nawet seria nieoficjalnych plakatów w stylu radzieckiej propagandy. Zaprojektował je cywilny artysta, niezwiązany z Ministerstwem Obrony, ale zyskały dużą popularność i często błędnie są pokazywane jako materiały oficjalne.
'Selfie, zdjęcie, internet - czekaj na 'siema' od wroga!' Fot. Jewgienij Miroszniczenko
Podobne problemy ze smartfonami i ogólnie telefonami komórkowymi mają nie tylko Rosjanie. Siły zbrojne wszystkich rozwiniętych państw w jakimś stopniu starają się regulować tą sprawę. Całkowite zakazy posiadania zaawansowanej elektroniki są jednak bardzo rzadkie. Standardem są ograniczenia w zakresie tego, co i gdzie można pisać oraz umieszczać w sieci, a także gdzie można, a gdzie nie używać elektroniki.
Z kolei w Polsce żołnierze muszą formalnie deponować telefony wchodząc do co bardziej "wrażliwych" stref, takich jak sztab czy magazyn broni. Nie mogą ich też zabierać na narady czy odprawy. Służbowe telefony komórkowe przypominają takie z lat 90. albo te dla starszych ludzi. Żołnierze mają też wytyczne odnośnie tego co, gdzie i jak mogą umieszczać w sieci. Większość i tak woli nie afiszować się z faktem, że służą. To jeden z wniosków z misji w Afganistanie i Iraku. Uczestniczący w nich żołnierze oraz ich bliscy czasem dostawali SMS-y z pogróżkami, wysyłane przez nieznane numery.
Zdjęcie krążące po rosyjskiej sieci, mające przedstawiać karę za nie oddanie telefonu
Bardzo przekonującym argumentem przeciw całkowitemu używaniu telefonów komórkowych jest to, że dysponując odpowiednimi urządzeniami łatwo je zlokalizować i podsłuchać. Podczas wojny na Ukrainie po obu stronach były poważne problemy z łącznością, więc często komunikowano się przy pomocy cywilnych telefonów. Skutkowało to między innymi ostrzałami artyleryjskimi pozycji, z których prowadzono rozmowy. W efekcie ukraińskie wojsko wydało szereg zaleceń odnośnie używania telefonów komórkowych.
Podczas ubiegłorocznych wielkich ćwiczeń NATO Trident Juncture w Norwegii w sieci pojawił się anonimowy wpis osoby podającej się za amerykańskiego żołnierza, która twierdziła, iż przy pomocy aktywności kilku norweskich żołnierzy w mediach społecznościowych udawało się systematycznie namierzyć pozycję jednego z ich dowództw, teoretycznie ukrytego w lesie i zmieniającego pozycje. Ku dużej irytacji Norwegów miało trafiać raz po raz pod amerykański ostrzał artyleryjski.
W 2018 roku cały świat obiegła informacja, że aplikacja do śledzenia aktywności fizycznej Strava pozwala zlokalizować wiele amerykańskich baz, w tym takie, o których publicznie nigdy nie informowano i najpewniej były tajne. Opublikowano bowiem mapę całego świata z zaznaczonymi trasami pokonywanymi przez użytkowników aplikacji. Można było na niej wyraźnie zobaczyć, gdzie są uprawiający jogging amerykańscy, i nie tylko, żołnierze.