W grudniu 2018 r. będąca w 8 miesiącu ciąży Mallory Harcourt wróciła z zakupów wraz ze swoim synem. Podczas wypakowywania sprawunków samochód Tesla Model X wjechał w kobietę, przygniatając ją do ściany. Auto uruchomiło jej dwuletnie dziecko.
Amerykanka trafiła do szpitala ze złamaniami nogi i miednicy, co wywołało przedwczesny poród drugiego dziecka, a 2-letni syn musiał odbyć terapię po wypadku. Zdaniem Harcourt winny jest koncern, ponieważ uruchomienie samochodu okazało się zbyt proste dla dwulatka: dziecko uruchomiło pojazd, który wjechał w matkę nie natrafiając na żadne dodatkowe zabezpieczenia.
Zostałam uwięziona. Krzyczałam, aż ktoś mnie usłyszał i przyszedł z pomocą
- napisała Harcourt w oświadczeniu.
Jak podała gazeta ”Daily Mail”, Tesla w odpowiedzi na pozew adwokatów rodziny Harcourtów zrobiła przegląd danych dziennika pokładowego Modelu X z incydentu. Na tej podstawie koncern potwierdził relację kobiety, ale nie czuje się odpowiedzialny za wypadek. Zdaniem koncernu samochód działał tylko w odpowiedzi na sygnały, które dostawał od dwuletniego kierowcy.
Żałujemy, że wydarzył się ten incydent jednak nie znaleźliśmy żadnego innego uzasadnienia sekwencji zdarzeń jak to, że dziecku bez nadzoru udało się skutecznie włączyć dźwignię kierunku jazdy, a następnie wcisnąć pedał przyspieszenia
- podała firma Elona Muska w oświadczeniu.
Do odpowiedzi koncernu ustosunkowała się pełnomocnik rodziny Harcourtów.
Odpowiedź Tesli jest oburzająca. Matka, syn i nienarodzone dziecko mogli zginąć. Moi klienci są absolutnie przerażeni perspektywą takiego wydarzenia w innej rodzinie i chcą, aby Tesla zapobiegła powtórzeniu się podobnej tragedii
- skomentowała w oświadczeniu adwokat rodziny Harcourtów, Alison Gokal.
Przypomnijmy, że elektryczna Tesla Model X nie ma blokady zapłonu, o czym wspomniała w swoim pozwie Amerykanka, wskazując na główną przyczynę wypadku.