Swoje rządy w Twitterze Elon Musk rozpoczął od grupowych zwolnień, a także od wprowadzenia nowej płatnej usługi - Twitter Blue. Za kwotę 8 dolarów miesięcznie użytkownicy serwisy mogą otrzymać kilka udogodnień. Jednym z nich jest specjalny znaczek przy zdjęciu profilowym, który potwierdza autentyczność konta.
Do tej pory symbol ten był zarezerwowany jedynie dla polityków, osób publicznych lub też dziennikarzy. Było to swego rodzaju potwierdzenie, że dana osoba rzeczywiście jest tym, za kogo się podaje. To ważne, bo nie jest tajemnicą, że na Twitterze każdego dnia powstają setki, jeśli nie tysiące kont, które podszywają się pod znane osoby - na przykład w celu wyłudzenia pieniędzy od użytkowników serwisu.
Znacznik potwierdzający autentyczność konta fot Twitter
Po wprowadzeniu usługi Twitter Blue znak autentyczności może jednak kupić każdy. Dosłownie każdy - również osoba, która chce się podszyć pod znaną markę czy też polityka. Oznacza to, że symbol ten przestał być jakimkolwiek wyznacznikiem autentyczności.
Owszem, gdy klikniemy w znaczek, otrzymujemy informacje, czy rzeczywiście mamy tu do czynienia z osobą publiczną, czy też subskrybentem usługi Twitter Blue. Na pierwszy rzut oka nie ma jednak żadnej różnicy. Ta decyzja Elona Muska musiała wywołać na Twitterze chaos. I wywołała.
W środę, po wprowadzeniu usługi, na Twitterze jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać fałszywe, ale jednocześnie "zweryfikowane" konta. Jedną z pierwszych firm, która padła ofiarą tego chaosu było Valve - znany producent gier wideo.
Na rzekomo oficjalnym (bo opatrzonym niebieskim znacznikiem) koncie Valve pojawiła się informacja o starcie nowej usługi "Neon Prime". Ten news został oczywiście wyssany z palca.
Fałszywe konto Valve Twitter
Oberwało się też japońskiemu Nintendo. Ktoś podszył się pod konto firmy Twitterze i przywitał się z użytkownikami platformy obrazkiem z sympatycznym hydraulikiem Mario, który pokazuje im mniej sympatyczny gest środkowego palca.
Fałszywe konto Nintendo na Twitterze fot. Twitter
Serwis szybko został również zasypany przez fake newsy kolportowane przez rzekomo zweryfikowane osoby publiczne. Ktoś podszył się pod LeBrona Jamesa i ogłosił zakończenie współpracy koszykarza z zespołem Los Angeles Lakers. Swojego dorobili się nawet sam Donald Trump, który wciąż nie powrócił na Twittera z wielomiesięcznej banicji.
Fałszywy profil LeBrona Jamesa fot. Twitter
W środę Elon Musk spotkał się z reklamodawcami Twittera. Jak donosi "Business Insider", podczas tej rozmowy nowy szef serwisu stwierdził, że Twitter Blue może być "głupim pomysłem, ale zobaczymy".
Powtórzył też, że nie podoba mu się "sytuacja panów i chłopów, w której to wybrani użytkownicy mają niebieskie znaczniki" na Twitterze.
Elon Musk wyjaśnił, że zmuszanie użytkowników do płacenia 8 dolarów za weryfikację jest "ważne" i "konieczne", aby poradzić sobie z „milionami botów" i "farmami trolli" na Twitterze, w tym "złośliwymi działaniami podmiotów państwowych".