O pracach nad ustawą, która miałaby ograniczyć ekspozycję najmłodszych użytkowników internetu na treści pornograficzne słyszymy już od wielu lat. Póki co, wszelkie próby wprowadzenia "blokady porno" kończyły się jednak fiaskiem, m.in. ze względu na obawy dotyczące ingerencji rządzących w prywatności użytkowników. Teraz ma się to jednak zmienić.
Pod koniec kwietnia rząd przyjął projekt ustawy o ochronie małoletnich przed dostępem do treści nieodpowiednich w internecie. Przepisy zakładają, że dostawcy internetu zostaną zobowiązani do wprowadzenia bezpłatnego mechanizmu blokowania dostępu do treści pornograficznych w sieci. -W ostatnich latach toczyła się długa dyskusja dotycząca sposobu zabezpieczenia małoletnich przed nieodpowiednimi treściami w internecie. Mówimy tutaj o treściach pornograficznych, stworzeniu takich mechanizmów, w których rodzice mogliby podejmować decyzje o odpowiednim zabezpieczeniu w tym obszarze - tłumaczył w kwietniu rzecznik rządu Piotr Muller. Uspokajał także, że przyjęty przez rząd projekt ustawy zakłada, że tego rodzaju blokada będzie mieć charakter dobrowolny dla rodziców, "którzy chcieliby zabezpieczyć swoje dzieci przed nieodpowiednimi treściami". - W wielu krajach tego typu rozwiązania są wprowadzone, my dołączamy do tych krajów - powiedział.
W tym tygodniu projekt ustawy o "blokadzie porno" trafił do Sejmu. Jeśli zyska akceptację niższej oraz wyższej izby polskiego parlamentu, a prezydent Andrzej Duda złoży na nim swój podpis, to przepisy nakładające na dostawców internetu szereg nowych obowiązków wejdą w życie od 1 września. W związku z tym pojawiło się sporo wątpliwości do tego, co tak naprawdę ma na celu ustawa. W sieci nie brakuje też komentarzy, które sugerują, że działania podejmowane przez rząd mogą w istotny sposób godzić w prywatność i wolność użytkowników sieci - również tych dorosłych. Pojawiły się również pytania o to, kto będzie mieć dostęp do rejestru obejmującego użytkowników, którzy zdecydowali się na włączenie blokady treści pornograficznych.
Do wątpliwości w swoim wpisie na Twitterze odniósł się sam minister cyfryzacji. Janusz Cieszyński zaznaczył, że "blokada dostępu do treści dla dorosłych NIE będzie domyślnie włączona". Operatorzy będą mogli zachęcać użytkowników do jej aktywowania, a także reklamować usługę, ale na tym ich rola się kończy. Nie dojdzie więc do sytuacji, w której to abonent będzie musiał "prosić" operatora telekomunikacyjnego o uzyskanie dostępu do treści pornograficznej. Chyba że ten sam abonent wcześniej sam poprosił swojego dostawcę internetu o włącznie blokady.
Minister Cieszyński zaznaczył również, że Ministerstwo Cyfryzacji "nie będzie posiadać dostępu do bazy użytkowników z włączoną blokadą". Nie sprecyzował jednak, czy ktokolwiek - poza samym operatorem - będzie mieć wgląd do tego rodzaju rejestrów. Warto zaznaczyć, że za niedostosowanie się do nowych przepisów na operatora telekomunikacyjnego może zostać nałożona kara w wysokości nawet 1 proc. jego przychodów za poprzedni rok (ale nie większa niż 1 mln złotych).