Obawy budzi ogłoszenie Zuckerberga dotyczące przycisku "Like", który teraz umieścić można będzie na każdej stronie internetowej . Oznacza to, że przeglądając strony www w całej Sieci napotykać będę wszędzie twarze znajomych, którzy wcześniej kliknęli "Lubię to". Tym samym Internet stanie się jak schronisko, albo raczej jak (przepraszam za porównanie) publiczna toaleta, w której ktoś na ścianie wydrapał "Janek tu był".
Facebook (czytaj: Mark Zuckerberg) już od pewnego czasu "uznaje", że coś jest normą i normę tę wprowadza w życie. Tak było w przypadku grudniowej zmiany ustawień prywatności
zdecydowaliśmy, że takie będą teraz normy społeczne i po prostu to zrobiliśmy
oświadczył wówczas Zuckerberg.
Podobnie rzecz ma się teraz - zadecydowano, że od teraz Sieć będzie "społecznościowa". I nie mam wątpliwości, że taka właśnie będzie. Budzi to moje poważne zastrzeżenia z kilku prostych przyczyn.
Jest to całkowita zmiana optyki sprawiająca, że jeden serwis owija się wokół Sieci .
Z perspektywy Facebooka wprowadzenie w życie Open Graph jest wręcz genialne . Wiemy wszyscy, że serwisy przychodzą, przeżywają swoje pięć minut i odchodzą w zapomnienie. Tak było na przykład z MySpace. Dzieje się tak między innymi dlatego, że serwisy społecznościowe nie mogą zbyt długo przykuwać uwagi swoich użytkowników będąc jedynie przystankiem na drodze w surfowaniu po Sieci. Nawet, jeśli w tle ma się cały czas otwartą stronę z ulubionym serwisem, nie jest on punktem skupiającym cały czas uwagę. Teraz się to zmieni - Facebook będąc na wszystkich ważnych i "liczących się" w Sieci stronach niejako mimochodem bardziej utrwali swoją obecność na internetowej arenie; a tym samym przedłuży sobie życie o kilka lat . Oto kilka obszarów, na które może wpłynąć zmiana kierunku Facebooka.
Po pierwsze - (i po raz kolejny) kwestie prywatności. Klikając na mały i niewinnie wyglądający przycisk "Like" dzielę się swoimi danymi z przedstawicielami zewnętrznych witryn współpracujących z Facebookiem. W zamian będzie można serwować mi lepiej dopasowane reklamy czy sugerować nowe produkty. Nasze prywatne dane już teraz są udostępniane na przykład twórcom aplikacji. Aplikacje jednak pozostają integralną częścią Facebooka, nie są stronami zewnętrznymi. Teraz, gdy na przykład odwiedzimy stronę sklepu internetowego będzie dużo łatwiej zasugerować nam produkty, które potencjalnie mogą się nam spodobać. Jeśli gdziekolwiek w Sieci ujawnię, że podoba mi się jakiś film, produkt czy usługa, informacja ta trafia do wszystkich zainteresowanych .
Przycisk Lubię to / Polecam na CNN Fot. CNN
Zapisując się na dowolny serwis społecznościowy wchodzimy na nim w interakcje z przyjaciółmi. Dzielimy się prawdziwymi zainteresowaniami, myślami, poglądami. Nie zachowujemy bariery ochronnej, bo przecież jesteśmy wśród swoich. Dane z lutego pokazują, że ok. 225 milionów osób nie zmieniło ustawień prywatności , co teraz może skutkować tym, że jeśli odwiedzą jakąś stronę i postanowią "polubić" znajdujące się na niej treści, to tym samym ujawnią je danemu partnerowi Facebooka.
Ujawnienie danych prowadzi do (ładnie określanego przez Zuckerberga) "personalizowania doświadczeń użytkownika" . Wydawcy będą mogli dostosować wyświetlanie treści na swoich stronach dokładnie do preferencji danej osoby. Profil użytkownika może powstawać na kilka sposobów - Google do tej pory tworzył go na podstawie wyszukiwania i tego, w jakie linki klika użytkownik. Facebook ma znacznie szersze pole do popisu - dysponując informacjami na temat zależności społecznych, może wyświetlać reklamy marek, które "lubimy", treści, które kiedyś nam się spodobały, itd.
Klikając w Sieci na mały przycisk "Lubię to" udostępniamy więc Facebookowi oraz jego partnerom część naszych upodobań, które dołączają do wielkiej, zbiorczej bazy wiedzy. Stają się częścią swego rodzaju pszczelego, zbiorowego umysłu , wielkiego katalogu upodobań użytkowników. Co więcej - każda z osób ma swoją tożsamość, znajomych, przeważnie podaje także swoją lokalizację. Kierowanie reklam do takiej grupy odbiorców jest zupełnie czymś innym niż "osobie łączącej się z danego nr IP". Jest na przykład zabójczo skuteczne.
Dzięki otwartemu API Open Graph między Facebookiem a stronami www nieustannie przepływać będzie dwutorowy strumień informacji , pokazujący czym dzielą się poszczególni użytkownicy. Oznacza to prawdopodobnie znaczny wzrost sprzedaży dla różnego rodzaju sklepów online.
Dzisiejsza Sieć funkcjonuje raczej jako seria nieustrukturalizowanych linków między stronami. Był to bardzo sprawny model, ale to zaledwie początek. Open Graph w centrum Sieci umieszcza ludzi. Oznacza to, że Sieć może stać się zestawem połączeń między ludźmi i rzeczami mających znaczenie osobiste i semantyczne
wieszczył w swoim przemówieniu Mark Zuckerberg.
Innymi słowy - anonimowy link nie ma takiej wagi jak link polecany przez 20 tys osób, w tym naszych znajomych. Połączenia socjalne mogą okazać się silniejsze, niż tradycyjne linki. I każdy jest zadowolony - Facebook, bo jest na każdej stronie internetowej; partnerzy, bo uczestniczą w wymianie ruchu internetowego z Facebookiem; użytkownicy - bo mają zapewnione dostosowane do swoich wymagań treści.
Głośnych i masowych protestów nie słychać - jedynie kilku przedstawicieli Google demonstracyjnie i symbolicznie zdezaktywowało swoje konta na Facebooku.
Nie dziwię się. Jeśli Google jest tak "pazerny na informacje" jak się o nim mówi, to ktoś w Mountain View musi sobie teraz bardzo pluć w brodę, że sam nie wpadł na pomysł rozprzestrzenienia małego przycisku "Like".
Zmiana opcji ustawień prywatności Fot. Facebook
Zastrzeżenia zgłasza też Electronic Frontier Foundation . Organizacja zaleca zrewidowanie swoich ustawień prywatności, by potem nie obudzić się z ręką w nocniku. W Sieci "domyślnie społecznościowej" możemy nie chcieć "domyślnie" dzielić każdej informacji z każdym.
Zapoczątkowując platformę Open Graph i wszechobecny przycisk "Lubię to" Facebook za jednym zamachem dokonał zmiany ustawień pionków na planszy. Zmienia się układ senior - wasal, zmienia się układ płacących lenno.
Joanna Sosnowska