Serwisy geolokalizacyjne wyrastają jak grzyby po deszczu. Najpopularniejszym z nich jest Foursquare (ponad 2 miliony użytkowników), mamy jednak też miejsca takie jak Gowalla , Loopt czy też polski Lokter . No dobrze, ale jak to działa?
Kluczowym elementem wszystkich serwisów geolokalizacyjnych są smartfony z odpowiednią aplikacją . To za pośrednictwem jej oraz GPS -a znajdującego się w urządzeniu możemy "zalogować się" w danym miejscu . W praktyce wygląda to następująco: wchodzimy do (klubu, sklepu, na basen, do parku, itd.), w aplikacji wybieramy tą konkretną lokalizację z listy i dokonujemy "check-in" (logujemy się). Wówczas po pierwsze system odnotowuje naszą obecność w tym miejscu, a po drugie - możemy o tym poinformować znajomych. To jednak nie wszystko - geolokalizacja "wypłynęła", ponieważ można za jej pomocą nie tylko zaznaczać swoje położenie na mapie, lecz również (a dla niektórych przede wszystkim) zdobywać wirtualne nagrody .
Serwisy geolikalizacyjne niemal z dnia na dzień stały się fenomenem, ponieważ angażują swoich użytkowników w zabawę. Za każdy "check-in" otrzymywana jest nagroda w postaci punktów . Z kolei określona ich ilość składa się na odznakę; bardzo częste logowanie się w danym miejscu skutkuje dla najaktywniejszego użytkownika przyznaniem tytułu Burmistrza, Szeryfa (etc. - nomenklatura różni się w zależności od serwisu). O tym, jak wielkie emocje może budzić zdobywanie kolejnych odznak niech świadczy fakt, że swego czasu dwie osoby konkurowały o miano zdobywcy Bieguna Północnego (oczywiście po to, by jako pierwszym zalogować się stamtąd do Foursquare). Zdobyciem kolejnej odznaki lub zalogowaniem się w kolejnym miejscu można podzielić się ze znajomymi także na innych serwisach - na przykład na Facebooku czy na Twitterze.
Współzawodnictwo i zabawa to tylko jeden z czynników, dla których serwisy geolokalizacyjne zyskały (i zyskują) popularność. Drugą stroną jest zwykła, prozaiczna użyteczność - aplikacje smartfonowe pokazują także, jakie miejsca znajdują się w pobliżu . W zależności od tego, z jakiego korzystamy serwisu można przeglądać listę według kategorii (Lokter), bez kategorii (Foursquare) albo sprawdzać na mapie, gdzie znajdują się nasi znajomi (Loopt). Oprócz tego użytkownicy mają możliwość dodawania własnych lokalizacji lub też notatek i uwag dotyczących danego miejsca.
Lokter Fot. Lokter
Foursquare, czyli najpopularniejszy z serwisów geolokalizacyjnych, w ciągu nieco ponad roku zyskał 2 miliony użytkowników . Tempo, w jakim dołączają się do niego nowe osoby sugeruje, że wkrótce stanie się poważną siłą, która, kto wie, może będzie w stanie rzucić wyzwanie "nawet" Facebookowi . Wraz ze wzrostem liczby użytkowników rosną także pieniądze - dodawane są coraz to nowe miejsca, a wraz z nimi propozycje biznesowej współpracy. Jedną z nich otrzymał od sieci kawiarni Starbucks . W ramach programu lojalnościowego użytkownicy mogą otrzymać specjalne odznaki (np. po 5 logowaniach w Starbucks'ie otrzymuje się odznakę Baristy), ale w przyszłości można spodziewać się jeszcze innych gratyfikacji.
Nasz polski Lokter, który jest stosunkowo młodym serwisem, cieszy się raczej "ostrożnym" zainteresowaniem. Łukasz Łuczak, przedstawiciel Lokter, mówił mi, że obecnie z serwisu korzysta ok. 2 tysięcy osób.
Na razie ich aktywność jest niewielka. Wydaje mi się, że raczej sprawdzają możliwości, i o co w tym chodzi, bo wielu jeszcze nie rozumie na czym to polega i jak można wykorzystać.
Lokter ma zamiar jednak walczyć o rynek . Można spodziewać się między innymi integracji z innymi serwisami społecznościowymi, nowych odznak i nagród, otwartego API i wydań aplikacji na kolejne platformy mobilne. Łuczak dodaje, że powstanie także
pakiet właściciela: funkcje dla właścicieli lokalnych punktów usługowych, które pozwolą im być w kontakcie ze swymi klientami (obecnymi i potencjalnymi).
Pozytywnych cech serwisów geolokalizacyjnych jest sporo - od rozrywki przez społeczności po poznawanie nowych miejsc. Geolokalizacja jednak, jak i inne usługi, niesie ze sobą zagrożenia. Jednym z nich jest sprzedawanie swoich danych w zamian za wirtualną odznakę. Jeśli zapytacie przedstawiciela jakiegokolwiek serwisu społecznościowego, co jest ich największym bogactwem usłyszymy, że są to oczywiście ich użytkownicy. W rzeczywistości "użytkownicy" posiadają drugie dno - najcenniejszym zasobem w posiadaniu którego znajdują się Facebook, Nasza Klasa, Foursquare, itd., są dane użytkowników . "Tradycyjne" serwisy dysponują już naszymi informacjami personalnymi, upodobaniami, zainteresowaniami. Brakowało jednego - szlaków, które przemierzamy codziennie po mieście. To niedopatrzenie nadrabia właśnie Foursquare, Gowalla, Loopt czy polski Lokter.
Please rob me - serwis stworzony "ku przestrodze", dla osób które ujawniają o sobie zbyt wiele Fot. Please rob me
Innym zagrożeniem jest beztroskie publikowanie w Sieci "właśnie wyszedłem z domu" . Aby uzmysłowić niebezpieczeństwo związane z ujawnianiem tego typu informacji powstał serwis Please rob me . Korzystając z otwartego API Twittera twórcy serwisu republikowali u siebie wszystkie wpisy z tego serwisu, w których znajdował się link do Foursquare. Chciano w ten sposób uświadomić niektórych, że podając do publicznej wiadomości, że "jestem w miejscu X" jednocześnie sygnalizuję, że nie ma mnie w domu (chociaż oczywiście zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że mieszkanie nie pozostało bez opieki). Publiczne ujawnianie swojego położenia to sygnał nie tylko dla potencjalnych złodziei. Również całkowicie nieznajome osoby mogą nagle do nas zadzwonić (lub podejść) i usiłować nawiązać kontakt. Od nagabywania na ulicy różni się to tym, że zaczepiający może mieć o nas zaskakująco dużo informacji. Tak było na przykład z Amerykanką, którą ktoś zlokalizował w restauracji i zaczął do niej dzwonić .
Korzystając z aplikacji geolokalizacyjnych na smartfonach narażamy się także na reklamową manipulację (choć ja dotychczas się na taką nie natknęłam). Wyobraźmy sobie jednak sytuację, w której pewien lokal wynajmuje "klakierów", aby pisali o nim entuzjastyczne recenzje. Możliwe? Jak najbardziej.
Geolokalizacja zyskuje zainteresowanie zarówno "zwykłych osób", jak i usługodawców. Wystarczy, aby do gry o poznanie położenia swoich użytkowników wszedł Facebook (od pewnego czasu krążą takie pogłoski), a geolokalizacja przestanie być zabawą "geeków" i rozprzestrzeni się błyskawicznie. Taka też będzie zapewne przyszłość serwisów społecznościowych - nieodłączną ich cechą stanie się mapka z zaznaczonymi współrzędnymi. Rynek wierzy w udane inwestycje. Rynek wierzy w geolokalizację .
Joanna Sosnowska