Moja przygoda z tym filmem była dość pechowa - obejrzałem go na przełomie lat 80. i 90., kiedy byłem zafascynowany komputerami jak nigdy potem w życiu. Skuszony tematyką zobaczyłem nawet dwa polskie gnioty poświęcone komputerom - Dekalog 1 Kieślowskiego i Król komputerów (z tego pierwszego pamiętam ZX Spectrum sterujące wanną, z tego drugiego długie ujęcia kruków). Tron był inny - dynamiczny, fascynujący wizualnie, ale sama idea rozczarowała tak bardzo jak bardzo może rozczarować coś, w czym pokładało się wielkie nadzieje.
Rzecz jest bowiem o hackerze, który zostaje zdigitalizowany i wciągnięty przez zły program do świata wewnątrz komputera, gdzie spotyka antropomorfizowane programy komputerowe, walczące ze złym Systemem (hmm, brzmi jak streszczenie Matrixa ). Byłem młody, ale chowany na Bajtku ; umiałem przeanalizować i napisać program w BASIC -u i wiedziałem jak działa bramka logiczna - idea, że kod przepisanego z magazynu programu będzie miał twarz hollywoodzkiego aktora (a nie ascii-artowego Kubusia Literki ) wydała mi się wówczas strasznie głupawa: no bo kto to widział, żeby w komputerze biegały małe ludziki jak krwinki w Było sobie życie ? Ale pościgi na pozostawiających laserowe smugi motocyklach były cudne.
Tron wszedł na ekrany kin w lipcu 1982, w tym samym czasie, w którym William Gibson opublikował opowiadanie Wypalić Chrom. Pochodzące z tego samego uniwersum co późniejszy o dwa lata Neuromancer zapisało się w annałach pierwszym użyciem słowa cyberprzestrzeń.
Wizja cyberprzestrzeni (słowa, które nic nie znaczyło, miało tylko dobrze brzmieć) u Gibsona była tyle poetycka, co bezsensowna. I niepokojąco przypominała obrazy z filmu Tron. Gibson opisywał ją jako zbiorową halucynację sieci komputerowej, narkotyczne wizualizacje danych i programów. Podobieństwo przestaje dziwić, jeśli sięgniemy do źródeł inspiracji Tronu i Chromu - wczesnych gier komputerowych. Bohater opowiadania podłącza program, robiąc to z wdziękiem dziecka, wciskającego monetę do automatu w salonie . Steven Lisberger, autor Tronu , wpadł na pomysł grając w Pong , jedną z pierwszych gier, polegającą na odbijaniu piłeczki-piksela dwoma kreskami-paletkami.
Cały komputerowy świat wygląda jak labirynt z Pac-mana (który nawet na chwilę pojawia się w filmie!), a jego kształt był wynikiem zarówno inspiracji, jak i skutkiem ograniczeń technicznych i finansowych. Sposobem na redukcję wydatków było zastosowanie dużej ilości czerni (co teraz powraca w Tron: Dziedzictwo już jako świadomy wybór estetyczny). Efekty specjalne generowane komputerowo były wzbogacane ręczną animacją, bo produkowanie cyfrowych obrazów trwało zbyt długo i za dużo kosztowało. Był to i tak znaczny postęp - we wcześniejszej o rok Ucieczce z Nowego Jorku wyświetlany na ekranie komputera wektorowy obraz miasta okazał się odpowiednio pomalowanych modelem. Tworzonej ręcznie pseudokomputerowej grafiki były zresztą pełne seriale animowane z lat 80.
Te laserowo-pacmanowe wizje, które sformatowały naszą wyobraźnię, przetrwały próbę czasu, trudno mi jest oprzeć się ich estetycznemu czarowi. Zwłaszcza, że wciąż pamiętam szalone próby wizualizacji cyberprzestrzeni w pierwszej połowie latach 90, kiedy w łapy twórców dostały się tanie programy do raytracingu . Wizje komputerowych światów zaroiły się od klonów chromowanego androida T-1000 z Terminatora 2 i przeróżnych dziwacznych kształtów. Kosiarza umysłów czy Johny'ego Mnemonica nie da się oglądać bez zgrzytania zębami. Choć może to tylko kwestia kalibracji nostalgii.
Michał R. Wiśniewski ( mrw.blox.pl )
Cyber Czwartek to cykl cotygodniowych felietonów poświęconych dawnym wizjom przyszłości i temu, jak (i czy!) spełniły się w naszym nowoczesnym świecie. Autor, Michał R. Wiśniewski , jest publicystą i blogerem specjalizującym się w fantastyce oraz japońskiej popkulturze.