O szczęściu w nieszczęściu może mówić 32-letni mieszkaniec Niemiec, który pięć lat temu rozbił wypożyczone z salonu samochodowego Lamborghini. Po długoletnim procesie, pierwszym wyroku i apelacji sąd w Dreźnie uznał ostatecznie, że mężczyzna nie musi zwrócić salonowi pieniędzy za zniszczony pojazd.
Do wypadku doszło w październiku 2018 roku w Lipsku. Kierowca wartego co najmniej 150 tysięcy euro Lamborghini Huracan stracił panowanie nad pojazdem, wypadł z trasy, po czym skosił dwa drzewa i zatrzymał się na trzecim. Auto nadawało się tylko do kasacji. Pracownik salonu, siedzący na fotelu pasażera, został lekko ranny.
Salon samochodowy zażądał od kierowcy zwrotu pieniędzy za zniszczony pojazd, ale mężczyzna poszedł do sądu, tłumacząc, że to pracownik salonu włączył w samochodzie tryb sportowy, który ograniczył działanie systemów stabilizacji toru jazdy.
Sąd pierwszej instancji przyznał kierowcy rację, bo nie dopatrzył się w jego zachowaniu rażącej nieodpowiedzialności ani celowego działania. Sąd wyższej instancji odrzucił zaś apelację salonu samochodowego, tłumacząc, iż sprawa uległa przedawnieniu. Firmy wypożyczające samochody mają bowiem sześć miesięcy na domaganie się od kierowcy wyrównania powstałych szkód. W przypadku rozbitego Lamborghini pozew wpłynął dopiero po roku.
32-latek dostał półgodzinną przejażdżkę sportowym Lamborghini w formie kuponu w prezencie od swojej żony.
***